O tym, kto sformuje rząd w Bratysławie, zdecyduje nie tyle wygrana w wyborach, ile potencjał koalicyjny zwycięskiego ugrupowania i stopień rozdrobnienia parlamentu.

Uważa się, że sobotnie wybory parlamentarne mogą być przełomowe. Nie tylko dla samej Słowacji. Największe szanse na zwycięstwo ma socjaldemokratyczny SMER-SD (Kierunek – Socjalna Demokracja) Roberta Ficy. Jego ewentualny powrót do władzy jest przez obserwatorów określany mianem potencjalnej katastrofy – ma grozić rozluźnieniem więzów z UE i USA, zwrotem ku Rosji i zaprzestaniem pomocy Ukrainie. Snuje się wizje czterech lat rządów ksenofobicznej, brunatnej koalicji. To może się wydarzyć?

Wybory powinny się odbyć dopiero w lutym przyszłego roku. To, że przypadły na najbliższy weekend, jest pokłosiem kryzysu politycznego, który toczył Słowację przez długie miesiące. Jego głównym beneficjentem stał się Fico. Niestabilności rządów (przez trzy lata Słowacją rządziło trzech premierów, przy czym ostatni stoi na czele gabinetu technicznego) przeciwstawił w kampanii hasła powrotu do „stabilności i porządku”. Po wybuchu wojny w Ukrainie lider socjaldemokratów kontestował odcięcie się od Rosji (tak polityczne, jak i energetyczne), a także pomoc militarną dla Kijowa. Podsycał przy tym obawy przed rozszerzeniem konfliktu na Słowację, twierdził że przekazując uzbrojenie walczącej Ukrainie, rząd i prezydent „rozbroili Słowację”, czym sprowadzają na kraj realne zagrożenie. Fico oskarżył rządzących o coraz niższy poziom życia, w tym spadające płace realne. Podkreślał, że Słowacja stała się przez nich trzecim najbiedniejszym państwem UE. I zdecydowanie powiększył bazę wyborczą.

Drugie miejsce, z coraz mniejszą stratą, odnotowuje Progresywna Słowacja reprezentująca wyborców o poglądach z zupełnie przeciwnej bańki. To partia związana z prezydent Zuzaną Čaputovą. Ta jednak – choć jeszcze w czerwcu zadeklarowała, że nie będzie się w przyszłym roku ubiegała o reelekcję – wbrew oczekiwaniom nie zaangażowała się w kampanię bliskiego sobie stronnictwa.

O 150 mandatów ubiega się 25 partii. Ostatni dostępny sondaż wyborczy opublikował 27 września Ipsos. Według niego prowadzi SMER-SD z Ficą (20,6 proc.). Na drugim miejscu jest Progresywna Słowacja (19,8 proc.), a na trzecim HLAS-SD (Głos – Socjalna Demokracja) Petera Pellegriniego (11,9 proc.). Według różnych badań do parlamentu wejść może jeszcze do sześciu partii balansujących na progu wyborczym. Ten wynosi 5 proc. dla jednej partii, 7 proc. dla koalicji dwóch lub trzech ugrupowań i 10 proc. dla czterech i więcej. Dynamika ostatnich sondaży pokazuje, że na fali wznoszącej jest Progresywna Słowacja. W badaniu Ipsos w ciągu kilku dni umocniła się o ponad 2 pkt proc. Różnica pomiędzy dominującymi stronnictwami politycznymi wynosi mniej niż błąd statystyczny (w tym badaniu 2 pkt proc.).

Przyczyn powrotu popularności Roberta Ficy doszukiwać się można w sytuacji, jaka miała miejsce po poprzednich wyborach parlamentarnych. Te w Słowacji odbyły się ostatniego dnia lutego 2020 r. – gdy pandemia COVID-19 rozkręcała się na świecie, ale wciąż nie dotarła do Europy Środkowej. Wygrała je czteropartyjna koalicja wyborcza, której program można by sprowadzić do jednego punktu: odsunąć Ficę od władzy. Przewodnimi hasłami stały się walka z korupcją, rozbicie polityczno-biznesowej mafii z powiązaniami ze światkiem przestępczym.

Fico podał do dymisji cały gabinet jeszcze w połowie marca 2018 r. – po śmierci dziennikarza śledczego Jana Kuciaka (związanego z portalem śledczym Aktuality.sk) oraz jego partnerki Martiny Kušnírovej. Ujawnienie informacji o zabójstwie wywołało gwałtowne protesty, rząd został oskarżony o podgrzewanie nienawiści wobec dziennikarzy. Szefa SMER-SD w fotelu premiera zastąpił człowiek, którego pozycja dzisiaj jest silniejsza niż kiedykolwiek, ale tak się nie zapowiadała – Peter Pellegrini. Wtedy, w 2018 r., nikt nie miał wątpliwości, że faktyczną władzę dzierżył wciąż Fico.

W 2020 r. na czele nowego, koalicyjnego gabinetu stanął Igor Matovič, lider zwycięskiego ugrupowania OL’ANO – Zwyczajni Ludzie i Niezależne Osobistości. Na stanowisku przetrwał do 1 kwietnia 2021 r., kiedy zastąpił go Eduard Heger. Wymuszona przez koalicjantów dymisja lidera OL’ANO była odpowiedzią na narastający gniew społeczny. Rząd nie radził sobie z polityką wobec pandemii, z którą przyszło mu się mierzyć od razu po wyborach. Państwo miesiącami funkcjonowało w surowym reżimie lockdownowym. W październiku i listopadzie przeprowadzono masowe testowanie na COVID-19. W końcu wczesną wiosną 2021 r. Matovič bez uzgodnień w szerszym gronie zdecydował o zakupie rosyjskich szczepionek Sputnik V. To przelało czarę. Żeby na fali niepokojów społecznych nie doprowadzić do wyborów, koalicjanci zgodzili się na zamianę miejsc premiera i ministra finansów.

Utworzona w 2020 r. koalicja definitywnie rozpadła się we wrześniu 2022 r. Swoje poparcie wycofała Partia Wolność i Solidarność (SaS). Eduard Heger musiał przed każdym ważnym dla siebie głosowaniem budować większość od nowa. Próbował jeszcze tworzyć jakąś nową koalicję, jednak bez powodzenia, a od połowy grudnia 2022 r. – w wyniku uchwalenia wotum nieufności – Heger przeszedł w tryb administrowania państwem, i to z ograniczonymi kompetencjami.

Sumą wszystkich kryzysów okazało się przegłosowanie przez Słowacką Radę Narodową uchwały o samorozwiązaniu parlamentu (31 stycznia 2023 r.). Dopiero w połowie maja prezydent Čaputová powołała gabinet techniczny, którego zadaniem było administrowanie państwem aż do wyborów. Na jego czele stanął dotychczasowy wiceprezes banku centralnego Ľudovít Ódor. Przedstawił on nawet w czerwcu program rządu, jednak z góry wiadomo było, że i tak nie uzyska dla niego poparcia, przez co i jego głównym zadaniem stało się… trwanie.

Robert Fico cały czas utrzymywał rzeszę wiernych zwolenników. Choć wcześniej podał się do dymisji w wyniku masowych protestów, w wyborach w 2020 r. uzyskał blisko 20-procentowy wynik. Być może odzyskałby nawet władzę, gdyby nie to, że poza parlamentem znalazły się stronnictwa, które mogły go poprzeć, tworząc z nim koalicję.

Sam Robert Fico wbrew zapowiedziom nie został rozliczony ze swoich rządów – nie udowodniono mu przyczynienia się do zabójstwa Kuciaka ani korupcji. Jego bliskim współpracownikom też. Jednym z najbardziej znanych jest Robert Kaliniak, który w 2018 r. był szefem ministerstwa spraw wewnętrznych.

Do wyborów Fico z ekipą staną jako wolni ludzie. W poradzeniu sobie z natłokiem zarzutów, w tym o założenie zorganizowanej grupy przestępczej i kierowanie nią, wspomógł ich walnie prokurator generalny Maroš Žilinka. Został on wybrany w grudniu 2020 r. na siedmioletnią kadencję i w praktyce jest nieusuwalny z urzędu. Žilinka w swoich decyzjach wielokrotnie korzystał z art. 363 kodeksu karnego, który pozwala prokuratorowi generalnemu na ingerowanie w trwające postępowania i unieważnianie postanowień policji i prokuratorów. W ten sposób udało się umorzyć postępowania nie tylko przeciwko Ficy, Kaliniakowi i innym. W 2021 r., także korzystając z art. 363 k.k., prokurator wyciągnął z aresztu b. szefa słowackich służb specjalnych (SIS).

Głosowanie za Žilinką w grudniu 2020 r. Eduard Heger określił mianem największego błędu koalicji, na której czele stał. Žilinka kreował się na prawicowego (antysocjaldemokratycznego, a zatem w domyśle „antyficowego”) szeryfa gotowego do reformy wymiaru sprawiedliwości. Rzeczywistość okazała się inna. Opozycja mówi o „amnestiach 363”, domagając się zlikwidowania tego nadzwyczajnego uprawnienia prokuratora. Nadużywanie tego artykułu zostało latem 2023 r. skrytykowane przez Komisję Europejską, która w czwartym raporcie na temat praworządności zwróciła uwagę na konieczność ograniczenia korzystania z tego instrumentu. Prokurator Žilinka ulegać jednak nie zamierza.

Skoro komuś niczego nie udowodniono, to znaczy, że jest niewinny – uważa duża część opinii publicznej. I byłoby to jak najsłuszniejsze postawienie sprawy, gdyby nie to, że to dzięki prokuratorowi generalnemu nie doszło do żadnego procesu.

– Na Słowacji zaufanie wobec elit politycznych topnieje od lat. Wśród wyborców dominuje pogląd, że głosuje się nie tyle zgodnie ze swoimi poglądami, ile za mniejszym złem – mówi prof. Piotr Bajda, politolog z UKSW w Warszawie. – Słowacy żyją w państwie niemal od zawsze skorumpowanym. Ujmując rzecz wprost, przyjmowanie łapówek nie jest czymś, co wyborców szczególnie bulwersuje. Wychodzą oni z założenia, że „biorą wszyscy”. A skoro tamci jeszcze oskarżają kogoś o zabójstwo, to elektorat dochodzi do wniosku, że to tylko element walki politycznej – tłumaczy Bajda. A skoro tak, to w naturalny sposób okopują się jeszcze mocniej na swoich pozycjach.

Stawką tych wyborów jest przyszła polityka Słowacji tak w wymiarze wewnętrznym, jak i między narodowym – tłumaczy dr Krzysztof Dębiec, analityk w Zespole Środkowoeuropejskim OSW. – Wewnętrznie najważniejsze będzie pytanie o dalsze losy walki z korupcją. Natomiast w kwestiach zagranicznych istotne będzie to, czy Słowacja pozostanie członkiem międzynarodowej koalicji wspierającej Ukrainę – podkreśla Dębiec. Dodaje także, że wybory wytyczą „czerwone linie”, wzdłuż których przebiegać będą podziały w kwestiach moralno-obyczajowych: związków partnerskich dla osób LGBTQ+, legalizacji marihuany, ale także otwartości na imigrantów.

Słowaccy eksperci i dziennikarze zastanawiają się, czy w razie zwycięstwa Fico nie sięgnie po nowe narzędzia, które umożliwią mu rozprawienie się z mediami na wzór węgierski. Obecnie Słowacja w raporcie na temat wolności mediów Reporterów bez Granic zajmuje wysokie, 17. miejsce (za czasów SMER-SD było to miejsce 34.).

Kto będzie rządził? Jednoznaczna odpowiedź nie jest dziś możliwa i właściwie nie będzie, nawet kiedy już poznamy wstępne wyniki. Rzecz w tym, że zwycięstwo oznacza „jedynie i aż” prawo pierwszeństwa w formowaniu rządu, a jest bardzo mało prawdopodobne, by ktokolwiek mógł go utworzyć samodzielnie. Bardzo ważna rola przypadnie przywołanemu wcześniej Pellegriniemu, który w czerwcu 2020 r. rozstał się ze swoim mentorem Ficą i założył nową partię – HLAS-SD. Podobnie jak SMER celuje ona w wyborców o poglądach socjaldemokratycznych i przez długi czas to ona dominowała w sondażach. Jej postawa może się okazać decydująca przy tworzeniu rządu. Pellegrini publicznie deklarował, że nie dołączy do ewentualnej koalicji formowanej przez Ficę. Teraz były – i jednocześnie prawdopodobny przyszły – premier takiej kooperacji nie wyklucza.

Teoretycznie wciąż możliwe są dwa scenariusze. W pierwszym (bardziej prawdopodobnym) wybory wygrywa SMER-SD Ficy, a HLAS-SD Pellegriniego udziela mu poparcia. Do tych dwóch ugrupowań doproszona zostaje jeszcze „brunatna” prawica z Republiki. Otwarte pozostaje także pytanie, czy do parlamentu wejdzie SNS – Słowacka Partia Narodowa, która taką koalicję na pewno by zasiliła. Jak wskazuje dr Krzysztof Dębiec, Republika nie jest dla SMER-SD najważniejszym partnerem koalicyjnym. Potencjalne zaproszenie jej do negocjacji mogłoby służyć jako narzędzie nacisku na pozostałych możliwych koalicjantów. Istnieje także możliwość, że partia ta popierałaby rząd w zamian za różne ustępstwa czy stanowiska, pozostając poza koalicją.

W drugim scenariuszu, zdecydowanie mniej realnym, stronnictwa demokratyczne spróbują zbudować rząd, który stanowić będzie pewnego rodzaju kordon wokół Ficy. Liderem takiego bloku byłaby Progresywna Słowacja. Ten wariant także wymaga zaangażowania HLAS-SD, jednak po przeciwnej stronie.

Możliwe warianty koalicyjne niosą za sobą zupełnie odmienne konsekwencje dla polityki Słowacji. To z jednej strony możliwość powstania rządu proeuropejskiego, proatlantyckiego i opowiadającego się za kontynuowaniem pomocy Ukrainie. A co z drugiej strony? Rzecz w tym, że Robert Fico nie popiera europejskich aspiracji Kijowa, w tym członkostwa w UE i NATO, ale to nie oznacza, że jego rząd musi być antyeuropejski czy antyamerykański. Ekspert OSW wskazuje, że wchodzenie w ostry spór z Zachodem nie leży w jego interesie. – Chociaż lider SMER-SD krytykował nakładane przez UE sankcje na Rosję po aneksji Krymu, Słowacja wzięła udział w mechanizmie relokacji migrantów (jako jedyne państwo Grupy Wyszehradzkiej). To także za Ficy podpisywano umowy z Waszyngtonem na modernizację armii.

Wzorce węgierskie pokazują, że zwrot w kierunku Rosji nie nastąpi z dnia na dzień. Zamiast przestawienia zwrotnicy na kierunek wschodni może raczej nastąpić rozluźnianie więzów z Zachodem i prowadzenie polityki wielowektorowej – kooperacji z Rosją, ale i z Chinami. Obawy o możliwość przekopiowania wprost rozwiązań węgierskich nie są do końca uzasadnione, bowiem koalicja Fidesz-KDNP całkowicie zdominowała scenę polityczną, uzyskując większość konstytucyjną cztery razy z rzędu. Podobny scenariusz w Słowacji jest mało prawdopodobny.

W opinii Tomáša Strážaya, dyrektora Slovak Foreign Policy Association, wchodzenie w otwarty spór z UE byłoby nierozsądne, gdyż 80 proc. wszystkich inwestycji publicznych na Słowacji realizowane jest z funduszy europejskich. Postulowana przez SMER-SD poprawa jakości życia jest właściwie niemożliwa do zrealizowania bez pozostawania w mainstreamie UE. Sam Robert Fico mówił kilkakrotnie, że „woli być w jądrze UE z Francją i Niemcami niż w Grupie Wyszehradzkiej”. Warto zresztą przypomnieć, że to wiceminister w resorcie dyplomacji stwierdził, że w polityce zagranicznej „Słowacja trzyma się Niemiec i tylko Niemiec”. Jednocześnie członkostwo w unii walutowej ogranicza istotnie możliwość podejmowania gwałtownych manewrów w polityce fiskalnej. Dyrektor SFPA mówi jeszcze o tym, że pokusy gwałtownych zmian w polityce zagranicznej będą hamowane przez Defence Agreement z USA i decydującą pozycję prezydent Čaputovej w kreowaniu nowego gabinetu. Według niego trudno będzie mówić o wycofaniu się z pomocy wojskowej Kijowowi w sytuacji, w której Bratysława przekazała ze swoich zapasów wszystko, co mogła. Z kolei sektor zbrojeniowy w dużej mierze pozostaje sprywatyzowany i trudno sobie wyobrazić, by rząd zakazał sprzedaży słowackiej produkcji Ukrainie.

W kontekście kształtowania się powyborczego obrazu Słowacji warto wspomnieć jeszcze o jednym ciekawym rozdaniu. Zwraca nań uwagę prof. Piotr Bajda. W jego opinii nie można wykluczyć, że w przypadku zbudowania koalicji SMER-SD – HLAS-SD (i ktoś jeszcze) premierem wcale nie zostanie Fico, lecz Peter Pellegrini. W takim układzie lider SMER-SD zaczekałby do wczesnej wiosny, kiedy odbędą się wybory prezydenckie. Naukowiec wskazuje, iż teoretycznie możliwe jest powstanie trójkąta decyzyjnego: prezydent Fico, premier Pellegrini i prokurator Žilinka (z zapewniającym parasol ochronny art. 363). Jest i wreszcie możliwość, o której mówi dr Strážay. W jego opinii HLAS-SD jest istotnie podzielony wewnętrznie w kwestii współpracy z Ficą. O ile elektorat tej partii jednoznacznie opowiada się za taką kooperacją, o tyle jej członkowie nie są przekonani. Część działaczy chce koalicji ze SMER-SD, ale liczna jest także grupa bardziej liberalna, której bliżej do Progresywnej Słowacji. Nie można zatem wykluczyć, że HLAS-SD po wyborach po prostu się rozpadnie.

Wybory na Słowacji bez wątpienia będą jednymi z najważniejszych w regionie. Chociaż zwycięstwo SMER-SD określane jest jednoznacznie w czarnych barwach, to finalnie nie musi się okazać mającym aż tak daleko idące konsekwencje. Analitycy z SFPA przygotowali możliwe scenariusze rozwoju wypadków. Ten najgorszy przewiduje całkowitą zmianę w zakresie polityki zagranicznej – jest on określany jako najmniej prawdopodobny. W wariancie optymistycznym polityka zagraniczna Słowacji się nie zmieni, oprze się na zasadzie kontynuacji. Jest i wariant pośredni, przewidujący zmianę umiarkowaną, w której powrócą dwa oblicza polityki zagranicznej – kreowane na forum międzynarodowym i na użytek wewnętrzny. Doktor Strážay wskazuje, że na decyzje o kształcie relacji polsko-słowackich trzeba będzie zaczekać na nowe polityczne rozdania i w Bratysławie, i w Warszawie. To, co wydarzy się w najbliższych dniach w Słowacji, w największej mierze wpłynie natomiast na relacje z Czechami. Jeżeli Bratysława zbliży się do Budapesztu, to jednocześnie oddali od Pragi. To z kolei przełoży się na relacje wewnątrz Grupy Wyszehradzkiej (ulegną ochłodzeniu).

Nastroje studzi dr Tomáš Strážay. – Według mnie aż do nocy powyborczej nie będziemy mieli pewności, ile partii wejdzie do parlamentu, a to jest kluczowe dla dalszego rozwoju wypadków – mówi. Odsetek niezdecydowanych w niektórych badaniach sięgał nawet 25 proc., co sprawia, że polityczne rozstrzygnięcia będą się ważyły do końca. Jak zwraca uwagę Strážay, nawet 30 proc. Słowaków może nie mieć reprezentacji w przyszłym parlamencie. ©Ⓟ