Zwiększy się liczba strażników między Polską a Niemcami oraz Polską a Słowacją. Nie oznacza to jednak przywrócenia tradycyjnej kontroli granicznej.

Problem nie jest nowy. Powrotu kontroli na granicy polsko-niemieckiej liderzy polityczni graniczących z Polską Brandenburgii i Saksonii domagali się od miesięcy. Powód? Zwiększony napływ migrantów, którzy przedostają się do Niemiec przez granicę na Odrze. Do tej pory przeciwna temu rozwiązaniu była Nancy Faeser, minister spraw wewnętrznych Republiki Federalnej. Teraz to się zmieniło i na początku tygodnia polityczka zapowiedziała rozpoczęcie prac nad przywróceniem kontroli stacjonarnych na granicach z Polską i Czechami. Jednak by to zrobić, trzeba mieć odpowiednie zasoby ludzkie i infrastrukturalne. Taką decyzję skrytykowali już niemieccy policjanci odpowiadający za kontrole na granicach. – Jesteśmy przeciwko stacjonarnym, stałym kontrolom granicznym, ponieważ nie postrzegamy tego środka jako skutecznego w pracy policji – mówiła Erika Krause-Schöne, wiceprzewodnicząca policyjnego związku zawodowego (GdP), gazecie „Rheinische Post”.

Na zmianę retoryki Faeser miały z pewnością wpływ gwałtownie rosnąca liczba podań o azyl (prawie dwukrotny wzrost r/r) i wybory regionalne w Hesji 8 października, w których szefowa ministerstwa spraw wewnętrznych startuje z ramienia swojej partii, SPD. Jednak na wczorajszej konferencji prasowej Faeser zapowiedziała, że kontrole zostaną po prostu wzmocnione, co oznacza więcej wyrywkowych zatrzymań i celowane kontrole niektórych pojazdów. Całość ma być koordynowana z Polakami i Czechami.

Dokładnie taki sam ruch zapowiedział dwa dni wcześniej premier Mateusz Morawiecki na granicy polsko-słowackiej. Jak to będzie wyglądać w praktyce? – Nie ma przywróconych kontroli granicznych na granicy ze Słowacją. Z powodu natężenia ruchu migrantów zwiększyliśmy liczbę patroli i przeprowadzamy więcej kontroli wyrywkowych. Koncentrujemy się na tych pojazdach, w których według naszej analizy ryzyka mogą być przewożeni migranci – informuje rzeczniczka prasowa komendanta Straży Granicznej, porucznik Anna Michalska.

Na granicy polsko-słowackiej ruch migrantów, którzy chcą ją nielegalnie przekraczać, wzrósł radykalnie. – Od początku roku do 24 września ujawniliśmy 1156 migrantów, którzy przekroczyli granicę ze Słowacji do Polski wbrew przepisom i próbowali dotrzeć do Niemiec. W tym samym okresie ubiegłego roku było takich ludzi 76 – informuje Michalska.

Gwałtowny wzrost jest skutkiem działania bariery na granicy polsko-białoruskiej, która znacznie utrudnia przedostawanie się migrantom tym szlakiem. Część z nich próbuje więc dostać się na Zachód przez Ukrainę, a dalej przez Słowację i Polskę. Przejście przez granicę polsko-ukraińską jest stosunkowo trudne, m.in. dlatego, że w tym regionie granica biegnie w dużej części przez Bieszczady. Inny szlak prowadzi przez Litwę czy Łotwę, ale w tym roku na granicy polsko-litewskiej odnotowano niecałe 0,5 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy. Z kolei na granicy z obwodem królewieckim powstaje właśnie bariera elektroniczna, która pozwoli na lepszą kontrolę, choć na tym kierunku też nie widać na razie specjalnego natężenia.

Wzmocnienie kontroli na granicach Polski nie jest tożsame z przywróceniem regularnych kontroli obejmujących wszystkich albo zdecydowaną większość osób ją przekraczających. Takie kontrole między krajami będącymi w strefie Schengen muszą być uzgodnione z Komisją Europejską i są wprowadzane na maksymalnie pół roku. Zazwyczaj są one spowodowane jakimś nadzwyczajnym wydarzeniem, jak np. szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego czy duże wydarzenie sportowe. Pewnym wyjątkiem są tu kontrole na granicy niemiecko-austriackiej, które są utrzymywane od 2015 r., gdy wybuchł kryzys migracyjny. Austria ma takie kontrole także na granicach z Węgrami i ze Słowenią. ©℗

Na granicy polsko-słowackiej ruch migrantów wzrósł radykalnie