Administracja prezydenta Joe Bidena, przy wsparciu polityków z wielu krajów stara się znaleźć rozwiązanie pozwalające na potępienie Rosji na forum ONZ; jedną z rozważanych możliwości jest zastosowanie rezolucji "Zjednoczeni dla pokoju", której użyto w 1950 podczas wojny koreańskiej, a którą podjęto z ominięciem Rady Bezpieczeństwa - poinformował portal Politico.

Zapis ten, formalnie zwany rezolucją 377 A (V), stanowi, że w przypadku, gdy "Rada Bezpieczeństwa, z powodu braku jednomyślności jej stałych członków, nie wykonuje swojej podstawowej odpowiedzialności za utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, Zgromadzenie Ogólne przejmuje sprawę w swoje ręce. Jeżeli nie jest akurat planowana sesja Zgromadzenia, może się ono zebrać na nadzwyczajnej sesji specjalnej na wniosek Rady Bezpieczeństwa lub większości jej członków".

Politycy rozważają ten wariant - z ominięciem Rady Bezpieczeństwa ONZ, w której Rosja ma prawo weta - aby przyjąć rezolucję potępiającą plany Moskwy dotyczące aneksji dużych części wschodniej Ukrainy i wzywającą Rosję do wycofania swoich wojsk z tego kraju.

Zgromadzenie Ogólne nie może oczywiście wejść w tej dziedzinie w kompetencje Rady Bezpieczeństwa, ale może przyjąć "rekomendacje", choć, jak zaznacza Politico będą to działania symboliczne, pozbawione wiążącej mocy prawnej.

Działania te - informuje portal Politico - rozważane są też w kontekście zmobilizowania społeczności międzynarodowej do wysłania Władimirowi Putinowi jednoznacznej wiadomości: użycie broni nuklearnej przez Rosję spowodowałoby paraliżującą odpowiedź ekonomiczną i dyplomatyczną, nawet ze strony jej sojuszników. Kreml bowiem w ostatnich dniach coraz częściej wspomina, że może posunąć się do użycia broni jądrowej.

Administracja prezydenta Bidena ostrzegła Rosję przed "katastrofalnymi konsekwencjami" w przypadku złamania nuklearnego tabu. Urzędnicy Białego Domu podkreślali jednak w tym tygodniu, że nie mają żadnych dowodów na to, że Rosja podjęła działania wskazujące na to, że planuje użycie broni nuklearnej - zaznacza Politico.

Wysoki rangą urzędnik Departamentu Stanu powiedział, że amerykańscy dyplomaci przekonują zarówno przyjaciół Rosji, jak i jej wrogów, aby starali się nakłonić Putina, by nie zdecydował się na wykorzystanie broni masowej zagłady.

Amerykańscy urzędnicy liczą, że znaczący wpływ na decyzje Putina mogą mieć chiński lider Xi Jinping i premier Indii Narendra Modi.

Chociaż Chiny nie potępiły Rosji z powodu inwazji na Ukrainę, to od czasu rozpoczęcia wojny nie podpisały z Moskwą żadnych istotnych umów gospodarczych - zauważa Politico.

Natomiast na spotkaniu głów państw Szanghajskiej Organizacji Współpracy, które odbyło się na początku września w Uzbekistanie, premier Indii Modi mówił w kuluarach do Putina, że "to nie czas na wojnę" i podkreślał znaczenie "demokracji, dyplomacji i dialogu".

Politico cytuje też byłą zastępczynię sekretarza generalnego NATO i podsekretarz stanu ds. kontroli zbrojeń i bezpieczeństwa międzynarodowego Stanów Zjednoczonych Rose Gottemoeller, która powiedziała, że użycie broni jądrowej przez Rosję zraziłoby do niej "Globalne Południe", czyli Azję Południową, Amerykę Łacińską i Afrykę, które tradycyjnie sympatyzują z Moskwą i są z nią związane politycznie i gospodarczo - podkreśla portal. "Rosja stałaby się jeszcze bardziej izolowana niż do tej pory. Putin potrzebuje swojej bazy klientów w Chinach i w Indiach" - podkreśliła Gottemoeller.

(PAP)