Frekwencja na niedzielnych protestach w Rosji była mniejsza niż tydzień wcześniej, jednak reakcja policji – znacznie bardziej brutalna.

Rośnie presja na otoczenie Aleksieja Nawalnego; jego najbliżsi współpracownicy spędzili weekend w aresztach domowych. Sam opozycjonista jutro może usłyszeć decyzję w sprawie odwieszenia ciążącego na nim wyroku za oszustwo na szkodę spółki Yves Rocher Wostok, choć Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał go za bezpodstawny, a Rosja wypłaciła Nawalnemu określone przez ETPC odszkodowanie.
Władze przygotowywały się przez cały tydzień. Jeszcze przed weekendem w areszcie domowym umieszczono m.in. Olega Nawalnego, brata Aleksieja, osobę numer dwa w jego otoczeniu Lubow Sobol, rzeczniczkę Nawalnego Kirę Jarmysz, a także współpracującą z Nawalnym szefową Towarzystwa Lekarzy Anastasiję Wasiljewą. Pretekst? Złamali obostrzenia pandemiczne, bo nawoływali do nielegalnych protestów 23 stycznia, a przyszły na nie także osoby, które powinny przebywać na kwarantannie. Przeprowadzono wiele przeszukań w mieszkaniach i biurach współpracowników Nawalnego w Moskwie i poza nią. Zdarzały się przypadki wyrzucenia ze studiów osób, które wzięły udział w proteście 23 stycznia.
W sobotę robiono wszystko, by utrudnić protestującym dotarcie do centrów miast. W Moskwie zamknięto siedem stacji metra, zakazano parkowania w centrum, zamknięto sklepy spożywcze i punkty gastronomiczne. W Krasnojarsku na główny miejski plac zwieziono śnieg. Policja reagowała brutalniej niż w ubiegłą sobotę, gdy zatrzymano 3500 osób. Funkcjonariusze zatrzymywali ludzi jeszcze przed ich dotarciem na miejsca zbiórek. Obrońcy praw człowieka informowali o kilkudziesięciu przypadkach pobicia. Zatrzymanym kazano leżeć twarzą w śniegu w oczekiwaniu na więźniarki, a niektórych traktowano paralizatorami, co wywołało u protestujących skojarzenia z zachowaniem białoruskich milicjantów. Mieszkaniec Władywostoku został postrzelony w biodro z bliskiej odległości z broni gładkolufowej. Czeka go operacja.
Gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, „OWD-Info” informowało o 3838 osobach, które trafiły na komisariaty. Co czwarta z nich przebywała w Moskwie, ale ponad 100 zatrzymanych zarejestrowano też w Krasnojarsku, Niżnym Nowogrodzie, Nowosybirsku, Petersburgu, Twerze i Władywostoku. To rekord pod względem zatrzymanych w postradzieckiej historii Rosji, a liczba ta wciąż rosła. Na komisariaty odwieziono wielu dziennikarzy, żonę Nawalnego Juliję, a także jednego z najpopularniejszych rosyjskich raperów Oxxxymirona. Także wczoraj nadzór telekomunikacyjny zagroził wysokimi karami sieciom społecznościowym, które nie usuwają postów wzywających do nielegalnych z punktu widzenia lokalnego prawa protestów.
Tymczasem liczba wyświetleń filmu „Dworiec dla Putina. Istorija samoj bolszoj wziatki” (Pałac dla Putina. Historia największej łapówki) na YouTubie przekroczyła 105 mln. Według statystyk stworzonej przez Nawalnego Fundacji Walki z Korupcją, która wyprodukowała film, obejrzało go 30 mln unikalnych użytkowników w Rosji. Otoczenie rosyjskiego prezydenta przekonuje, że rezydencja na wybrzeżu Morza Czarnego, w którą Władimir Putin miał inwestować pieniądze zdefraudowane ze skarbu państwa i pochodzące z łapówek od oligarchów, wcale nie należy do niego.
Oligarcha Arkadij Rotienbierg, wieloletni przyjaciel Putina, zadeklarował, że to jego własność. „Tak zwane śledztwo okazało się banalną prowokacją zewnętrznych sił wymierzoną w Rosję, próbą zszokowania widzów tego filmu i zdestabilizowania sytuacji w kraju. Ta próba się nie udała” – napisał na Instagramie poseł kremlowskiej Jednej Rosji Wasilij Piskariow, szef parlamentarnej komisji badającej „fakty ingerencji państw trzecich w wewnętrzne sprawy Federacji Rosyjskiej”. – Nic z tego, co tam pokazano, nie należy i nigdy nie należało do mnie ani do moich krewnych – komentował również Władimir Putin.