Temat referendum niepodległościowego coraz częściej pojawia się w dyskusji politycznej, wywołując napięcia na linii Edynburg-Londyn. Pod koniec stycznia Szkocka Partia Narodowa (SNP) opublikowała tzw. „mapę drogową”, 11-punktowy plan, w którym opisuje przygotowania do przeprowadzenie referendum niepodległościowego.

„Mapę drogową” do referendum przedstawił Michaela Russella, sekretarza gabinetu ds. Konstytucji, Europy i Spraw Zagranicznych. W opinii nie tylko Russella, ale również Nicoli Sturgeon, liderki SNP i Pierwszej Minister Szkocji referendum miałoby się odbyć tuż po majowych wyborach do Parlamentu Szkockiego. Zaznaczyć należy, że sondaże pokazują, iż SNP jest na dobrej drodze do zdobycia rekordowej większości w wyborach.

Johnson „boi się demokracji”

W wywiadzie dla BBC Nicola Sturgeon powiedziała, że premier Boris Johnson „boi się demokracji […], wyników głosowania i woli Szkotów”. Jej zdaniem, skoro premier jest zwolennikiem demokracji, musi się zgodzić na kolejne referendum. Dziennikarz zadał pytanie Sturgeon czy po ewentualnej wygranej SNP zgodziłaby się na referendum o charakterze doradczym. Liderka partii stanowczo odparła, że „chce głosowania prawnie więżącego”.

11-punktowy plan zakłada, że przed wyborami Szkocka Partia Narodowa przedstawi ustawę ws. referendum. W razie wygranej, SNP ma zamiar przeprowadzić głosowanie od razu po opanowaniu sytuacji związanej z COVID-19. Gdyby rząd w Londynie po raz kolejny odmówił prawa do referendum, Sturgeon sięgnie po tzw. opcję awaryjną.

Plan B zakłada zarządzenie rozpisania referendum niezależnie od wyborów, a później obronę jego wyników w sądzie. Dodać należy, że szkocki sąd cywilny najwyższej instancji (Court of Session) już rozpatruje argumenty Parlamentu dotyczące przeprowadzenia legalnego referendum i możliwości zadecydowania przez Szkotów o ich przyszłości w Zjednoczonym Królestwie. Obecnie brytyjska prasa zastanawia się co by było, gdyby sąd uznał wyniki referendum, a rząd w Londynie nie.

Priorytetem walka z pandemią, nie niepodległość

W mijającym tygodniu Boris Johnson był z wizytą w Szkocji. Gest ten został odebrany jako próbę zatrzymania przebierających na sile nastrojów niepodległościowych. Premier mówił, że kwestia referendum w obecnych czasach nie jest pierwszorzędowa. Jego zdaniem priorytetem Zjednoczonego Królestwa musi być walka z pandemią COVID-19.

Komentując dążenie Szkotów do secesji, Johnson po raz kolejny mówił, że referendum, które się odbyło w 2014 roku miało być jedynym referendum w tym pokoleniu. Posłowie SNP twierdzą, że kwestia niepodległościowa przebiera na sile po głosowaniu brexitowym, bowiem w odróżnieniu od Anglików, Szkoci chcieli pozostać w Unii.

Zgodnie z brytyjskimi przepisami, aby referendum w Szkocji zostało rozpisane, zgodę na to musi wyrazić Londyn.

Co mówią sondaże?

Prawie pięcioletni maraton brexitowy, sytuacja związana z COVID-19 i rzeczywistość poza granicami UE zmienia nastroje obywateli Zjednoczonego Królestwa.

Jak wynika z ostatniego sondażu przeprowadzonego dla The Sunday Times, 49 proc. mieszkańców Szkocji opowiada się za niepodległością, przeciwnych jest 44 proc.

W Irlandii Północnej 47 proc. chce pozostać w Wielkiej Brytanii, 42 proc. chciałoby, żeby doszło do zjednoczenia z Republiką Irlandii, niezdecydowanych jest 11 proc. W sondażu również zadano pytanie o referendum w sprawie zjednoczenia obu Irlandii za 5 lat. Wynik jest ciekawy, bowiem 51 proc. jest za zjednoczeniem, a 44 proc. przeciwnych.

Inaczej wygląda sytuacja w Walii. Sondaż mówi, że 52 proc. chce pozostać w Wielkiej Brytanii, z kolei 23 proc. opowiada się za niepodległością.