Teoretycznie Press Club Belarus mógłby stać się jedną z platform dialogu między władzą a opozycją. Atak na instytucję dowiódł, że władzom nie zależy na istnieniu tego typu struktur.

Znaczenie represji wymierzonych w Press Club Belarus (PCB) wykracza poza zwykłą rozprawę z niezależną instytucją. PCB z roku na rok stawał się coraz bardziej znaczącym punktem na mapie dziennikarskiego Mińska. Próbował docierać także do pracowników mediów państwowych, nie angażując się przy tym w klasyczną działalność opozycyjną.
Sprawę prowadzi Komitet Kontroli Państwowej (KDK). W rozbudowanym świecie białoruskich służb to instytucja nieco podobna do Najwyższej Izby Kontroli, jednak dysponująca większymi uprawnieniami, obejmującymi prowadzenie śledztw finansowych i działalność operacyjną. Komitet niejednokrotnie zajmował się też opozycją. Pod pretekstem nieprawidłowości podatkowych jeszcze przed wyborami z sierpnia 2020 r. KDK zatrzymał potencjalnego kandydata na prezydenta Wiktara Babarykę, wkroczył do biur Biełgazprombanku, którym Babaryka kierował przez 20 lat. Sprawa stała się pretekstem do niedopuszczenia Babaryki do wyborów i przejęcia banku w zarząd komisaryczny.

Ofensywa KDK

To właśnie KDK dostał zadanie zajęcia się PCB. Zaczął od założycielki klubu Julii Słuckiej, którą zatrzymano 22 grudnia na mińskim lotnisku, gdy wracała z zagranicy. Równocześnie KDK wkroczył do siedziby Press Clubu przy ul. Kisialowa i mieszkania dyrektorki programowej Ały Szarko. Pod jej blok przyjechało troje dziennikarzy; aby pozbyć się niepotrzebnych świadków, milicja odwiozła reporterów na komendę, po czym wypuściła. Do menedżerki nie dopuszczono jej adwokata. Słucka została przewieziona do własnego mieszkania, które także przeszukano. Zajęto klubowe komputery i dokumenty. Poza Słucką i Szarko do aresztu trafili także dyrektor finansowy PCB Siarhiej Alszeuski, szef Akademii Press Clubu Siergiej Jakupow i syn Słuckiej Piotr, który pracował w klubie jako dźwiękowiec. W tej samej sprawie zatrzymano Ksieniję Łuckinę, byłą dziennikarkę telewizji państwowej.
KDK informował, że śledztwo dotyczy łamania przepisów podatkowych przez PCB i jego menedżerów, „związanego m.in. z pozyskiwaniem znacznych środków finansowych z zagranicy”. 31 grudnia wszystkim poza Jakupowem postawiono zarzuty z artykułu mówiącego o uchyleniu się od spłaty podatków w szczególnie dużym rozmiarze (grozi za to kara do siedmiu lat łagru) albo o współudziale w przestępstwie. Jakupowowi zarzutu nie postawiono ze względu na jego rosyjski paszport. Po tygodniu spędzonym w areszcie został usunięty z Białorusi z 10-letnim zakazem wjazdu. Przez pandemiczne ograniczenia wracał do Rosji z przesiadkami w Wilnie i Stambule. O szczegółach zarzutów nie może mówić ani on, ani prawnicy menedżerów – wszyscy musieli podpisać zobowiązanie do nierozgłaszania szczegółów postępowania. „Nie chcę zaszkodzić kolegom” – tłumaczył Rosjanin.

Blokada

Działalność Press Clubu jest sparaliżowana. Biuro jest opieczętowane. Pozostaje świat wirtualny – trwają np. zapisy na rozpoczynający się 10 stycznia kurs angielskiego dla dziennikarzy przygotowany we współpracy z Voice of America, Uniwersytetem Berkeley i ambasadą USA. Jeśli PCB nie odzyska biura, jedyną opcją może być emigracja. Na razie nie wiadomo, jaka będzie oficjalna linia śledczych. Tematu nie podjęła na razie rządowa propaganda. „Areszt przedstawicieli Press Clubu to pomyłka. Liczymy, że po uczciwym sprawdzeniu wszystkich faktów nasi koledzy wyjdą na wolność, a postępowanie karne zostanie umorzone” – napisał PCB, nazywając sprawę „prześladowaniem umotywowanym politycznie”.
Przepisy podatkowe nie są najczęstszym pretekstem, pod jakim są prześladowane środowiska niezależne na Białorusi, ale sprawa Słuckiej nie jest precedensem. W 2011 r. z identycznego paragrafu na cztery i pół roku kolonii karnej skazano Alesia Bialackiego, lidera monitorującej łamanie praw człowieka organizacji Wiosna. W jego skazaniu pomogły władze Litwy i Polski, które udzieliły Białorusi pomocy prawnej. Za ten błąd rodzinę Bialackiego przepraszali potem ministrowie spraw zagranicznych obu państw Audronius Ažubalis i Radosław Sikorski. Akt oskarżenia w sprawie Biełgazprombanku na razie nie trafił do sądu, choć Babaryka i kilku jego współpracowników wciąż przebywają w areszcie. Władze czekają na dobry moment, ewentualnie liczą się z koniecznością wykorzystania sprawy Babaryki jako karty przetargowej w negocjacjach z Zachodem albo Rosją.

Naciski

Słucka do 2006 r. była redaktorką naczelną tabloidu „Komsomolskaja prawda w Biełorussii”. Za czasów jej kierownictwa nakład popularnej „Komsomołki” wzrósł 10-krotnie. W okolicach wyborów 2006 r. wzmogły się naciski polityczne na mińską redakcję gazety i jej rosyjskich właścicieli. Słucka zwolniła się z pracy i została szefową niezależnej od władz rozgłośni Jeuraradyjo. W 2010 r. stworzyła biuro prasowe kandydata na prezydenta Uładzimira Niaklajeua, a gdy po wyborach środowiska opozycyjne padły ofiarą prześladowań, przeniosła się do Warszawy. Tu stworzyła PCB, wkrótce przyjęty do Międzynarodowego Stowarzyszenia Press Clubów – w drodze wyjątku, bo instytucja normalnie przyjmuje jedynie kluby z państw, które spełniają standardy wolności słowa. Do Mińska PCB przeniósł się w 2015 r. na fali liberalizacji politycznej.
Atak na PCB to kolejny przejaw walki z niezależnymi mediami. Jesienią władze odebrały akredytacje rozgłośniom Jeuraradyjo i Swaboda, a także wszystkim zagranicznym korespondentom oraz cofnęły uznanie dla największego portalu informacyjnego Tut.by. Kilkudziesięciu reporterów trafiło do aresztów za relacjonowanie protestów. Niektórzy byli bici. Poza ludźmi Press Clubu w areszcie przebywają trzy dziennikarki z postawionymi zarzutami karnymi: Kaciaryna Andrejewa (Biełsat), Kaciaryna Barysiewicz (Tut.by) i Darja Czulcowa (Biełsat). Grożą im wieloletnie wyroki więzienia. Według stanu na 5 stycznia działacze Wiosny informowali o 169 białoruskich więźniach politycznych.