Politycy Alternatywy dla Niemiec (AfD), prowadzącej obecnie w sondażach, z entuzjazmem przyjęli nową strategię bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. „Dlatego potrzebujemy AfD!” — napisała jedna z liderek ugrupowania Alice Weidel. Z kolei europoseł Petr Bystron ocenił, że jest to „bezpośrednie uznanie naszej pracy”, podkreślając, iż AfD od lat walczy o suwerenność, masową deportację imigrantów i pokój — „dokładnie te priorytety, które Donald Trump teraz realizuje”.

Dokument opublikowany przez amerykańską administrację głosi, że Europa pogrąża się w gospodarczym upadku, a jej „prawdziwe problemy są jeszcze głębsze”. Wśród nich wymienia działania Unii Europejskiej podważające – zdaniem Białego Domu – wolność polityczną i suwerenność, politykę migracyjną, cenzurę wolności słowa oraz tłumienie opozycji, a także utratę tożsamości narodowych.

Według autorów strategii Stany Zjednoczone powinny „stanąć w obronie prawdziwej demokracji, wolności wypowiedzi oraz bezkompromisowego celebrowania indywidualnego charakteru i historii narodów europejskich”. Dodają przy tym, że Waszyngton „zachęca swoich politycznych sojuszników w Europie do promowania tego odrodzenia ducha”.

Z perspektywy AfD sojusz z Trumpem niesie wiele korzyści. Jest postrzegany m.in. jako sposób na wyjście z politycznej izolacji na krajowym podwórku. Poparcie ze strony prezydenta USA może wzmocnić jej legitymizację i tym samym zwiększyć presję na partie głównego nurtu, aby zmieniły swoją dotychczasową decyzję o niewchodzeniu w koalicję rządową z AfD.

Niemieckie ugrupowanie stanowi jednak wyjątek na europejskiej scenie politycznej. Partie skrajnej prawicy – te, które miałyby rzekomo korzystać ze strategii USA – w dużej mierze milczą i jak dotąd nie wyraziły publicznego poparcia dla dokumentu.

Francuskie Zjednoczenie Narodowe zachowuje dystans, uznając działania Amerykanów za potencjalne obciążenie. Szczególnie, że partia dąży do złagodzenia swojego wizerunku, aby stać się bardziej akceptowalną dla społeczeństwa przed wyborami prezydenckimi w 2027 roku. Trump nie cieszy się szczególną popularnością nad Sekwaną – nawet wyborcy skrajnej prawicy oceniają go negatywnie. Sondaż Odoxa opublikowany po wyborach prezydenckich w USA w 2024 roku wykazał, że 56 proc. zwolenników Zjednoczenia Narodowego miało negatywną opinię na jego temat. W tym samym badaniu 85 proc. wyborców wszystkich ugrupowań określiło go jako „agresywnego”, a 78 proc. jako „rasistę”.

Lider Zjednoczenia Narodowego Jordan Bardella przychylnie odniósł się do obaw dotyczących Europy zawartych w nowej strategii bezpieczeństwa narodowego. W rozmowie z BBC zaznaczył jednak, że nie chce, aby Europa była „podporządkowana jakiejkolwiek wielkiej potędze”. – Jestem Francuzem, więc nie podoba mi się wasalstwo i nie potrzebuję starszego brata w osobie Trumpa, by decydował o losie mojego kraju – dodał w rozmowie z “The Telegraph”.

Przywódcy radykalnych partii w Europie coraz częściej dystansują się od Trumpa także w innych sprawach. Nigel Farage, szef brytyjskiej Reform UK, sprzeciwił się amerykańskiej propozycji zakończenia wojny w Ukrainie i skrytykował żądanie lokatora Białego Domu, by kraj ten zmniejszył swoją armię o połowę. Farage stwierdził w rozmowie z „The Telegraph”, że warunki proponowane Kijowowi są „nie do przyjęcia”. Słowa te padły po tym, jak administracja Trumpa przedstawiła pierwszą wersję 28-punktowego planu pokojowego.

Propozycja, która zmuszałaby Kijów do oddania Moskwie części terytoriów, których Rosja nie zdobyła, została potępiona przez krytyków jako „kapitulacja” wobec Kremla. Zgodnie z jej warunkami Ukraina musiałaby zmniejszyć liczebność swojej armii z miliona żołnierzy w czynnej służbie do 600 tys. Kraj musiałby także zrezygnować z ambicji członkostwa w NATO.

W marcu Farage sprzeciwił się również wcześniejszej amerykańskiej propozycji pokojowej, mówiąc w programie „Today” BBC Radio 4: „Słusznie jest dążyć do pokoju, ale nie możemy pozwolić na taki pokój, który uczyni Putina zwycięzcą, dlatego absolutnie nie zgadzam się z tym, gdzie obecnie znajduje się jego (Trumpa – red.) zespół”.

To znacząca zmiana w podejściu skrajnej prawicy do amerykańskiego przywódcy. Gdy po raz pierwszy wygrał wybory w 2016 roku, w siedzibach tego typu partii na Starym Kontynencie strzelały korki od szampana. Niemal dekadę później okazało się, że interesy Trumpa często pozostają w sprzeczności z priorytetami europejskich radykałów, mimo pozornej zgodności ideologicznej.

Po tym, jak Trump wypowiedział światu wojnę handlową, Bardella mówił, że republikanin „jest dobry dla Amerykanów, ale zły dla Europejczyków”. Wówczas nawet AfD zdecydowało się odciąć od działań Waszyngtonu. Weidel określiła politykę taryfową Trumpa jako „skrajnie złą” i stwierdziła, że Niemcy zostały przez nią „nieproporcjonalnie dotknięte”.

Krótko po ogłoszeniu przez Trumpa nowych ceł think tank European Council on Foreign Relations (ECFR) zapytał Europejczyków – w tym wyborców skrajnej prawicy – czy jego wybór na prezydenta był dla ich państw korzystny czy szkodliwy. W Niemczech jedynie 20 proc. wyborców popierających AfD uznało go za pozytywny czynnik, podczas gdy 47 proc. oceniło jego wybór jako szkodliwy. We Francji, wśród wyborców Zjednoczenia Narodowego, proporcje wyniosły odpowiednio 18 do 43 proc. Brytyjscy zwolennicy Reform UK byli bardziej podzieleni: 30 proc. uznało jego wybór za korzystny dla kraju, a 31 proc. za niekorzystny. ©℗