Rosja robi to, co przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie

ISW w opublikowanym w tym tygodniu raporcie napisał, że „Kreml prowadzi liczne operacje informacyjne przeciwko państwom bałtyckim, podobnie jak miało to miejsce w celu uzasadnienia pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w 2022 r., prawdopodobnie w ramach fazy zerowej – przygotowania do ewentualnego ataku na państwa bałtyckie w przyszłości”.

Jak zastrzegli autorzy, ISW nie zakłada obecnie szybkiego ataku Rosji na państwa bałtyckie.

W raporcie przywołano wypowiedzi szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa, które padły w wywiadzie udzielonym we wtorek rosyjskim mediom. Oskarżył on państwa bałtyckie o „rusofobię”, złe traktowanie osób rosyjskojęzycznych oraz nieprzestrzeganie porozumień z Rosją. Przedstawił państwa bałtyckie jako pozbawione suwerenności marionetki Wielkiej Brytanii. Zasugerował, że nie są one częścią Europy, lecz Rosji.

Rosja szykuje się do wojny z NATO?

W ocenie autorów raportu te oświadczenia Ławrowa to część wysiłków Kremla mających stworzyć warunki informacyjne dla możliwego przyszłego ataku na jedno lub wszystkie państwa bałtyckie i stanowią element fazy zero - działań mających na celu przygotowanie się do potencjalnej wojny NATO-Rosja w przyszłości.

Zarazem w opracowaniu podkreślono, że nie zaobserwowano bezpośrednich oznak rosyjskich przygotowań do ataku na państwa NATO, a działania w ramach fazy zero mogą trwać latami. Kreml może również zdecydować się na powstrzymanie ataku, nawet po ustaleniu jego warunków.

Czym jest "faza zero"?

Jak w rozmowie z PAP wyjaśnił płk prof. Marek Wrzosek, wykładowca w Akademii Sztuki Wojennej, faza zero to etap informacyjnego i psychologicznego przygotowania społeczeństwa do ewentualnego konfliktu zbrojnego.

Po stronie rosyjskiej pierwszym elementem tej fazy jest kształtowanie środowiska społecznego w taki sposób, żeby było podatne na manipulowanie informacjami.

Z formalnego punktu widzenia to już się dzieje. Bardzo często to, co się pojawia w przekazach w mediach społecznościowych to są elementy pokazujące brak odporności albo brak spójności

– wskazał płk. Wrzosek.

Drugi etap fazy zero wymieniony przez rozmówcę PAP to infiltracja. Rosjanie wysyłają przygotowane osoby, żeby działały na szkodę danego państwa. – Mówimy o agentach wywiadu, ale to przesada. To po prostu ludzie, którzy podejmują się różnych zadań za pieniądze. Monitorują ruch na szlakach komunikacyjnych, szczególnie kolejowych, prowadzą obserwację poligonów, czy robią zdjęcia przemieszczającym się jednostkom wojskowym – wymienił ekspert.

Trzeci element tej fazy to polaryzacja i chaos. Polega na wywoływaniu niezadowolenia i podsycaniu konfliktów społecznych, bo wówczas społeczeństwo przestaje być spójne. – Jedni są za prawicą, inni są za lewicą. Jeszcze inni wolą środek, a kto inny jest za tym, żeby powstały nowe partie polityczne. Rosjanie bardzo często to podnoszą: „sami widzicie, że nie możecie się na tym zachodzie dogadać” – wskazał rozmówca PAP i dodał, że Polska nie stanowi tu wyjątku, bo Rosja próbuje grać również polityką wewnętrzną Włoch czy Francji.

Czwartym wskazanym przez niego elementem fazy zero są bezpośrednie kampanie dezinformacyjne, dezorganizacja całego systemu komunikacji i wprowadzania w błąd liderów politycznych oraz budowania kampanii informacyjnych mających na celu przygotowanie określonego sposobu myślenia lub wręcz zastraszania. Przykład tego ostatniego stanowią niedawne doniesienia o wystrzeleniu rakiety o napędzie atomowym Buriewiestnik. – To sygnał wysłany do społeczności zachodnich, głównie Amerykanów, „mamy broń atomową i nie zawahamy się jej użyć. A wy nie jesteście bezpieczni” – wyjaśnił ekspert.

"Faza zero" to nic nowego

Marek Wrzosek zwrócił uwagę, że te działania nie są niczym nowym. Jak podkreślił, podpalenia na terenie Polski nie zaczęły się w ostatnich miesiącach, a zdejmowanie przez ABW grup monitorujących szlaki kolejowe odbywało się w zasadzie od początku pełnoskalowej wojny na Ukrainie. To, co się zmieniło, to intensywność tych sygnałów. Na początku była na tyle nieduża, że z wyłączeniem nielicznych grup eksperckich, nie dostrzegano ich. Teraz jest już to tak widoczne, że nie da się powiedzieć „Rosjanie zawsze tak robili”.

Na jakie działania Rosji trzeba uważać?

– Częstotliwość naruszenia przestrzeni powietrznej, loty zintensyfikowane, loty nad Morzem Bałtyckim, przemieszczanie wojsk na terytorium Federacji Rosyjskiej. To są sygnały, które powinny wzbudzić zaniepokojenie. Z tym, że od momentu, kiedy – jak my mówimy po wojskowemu – wszyscy trafią do rejonów odpowiedzialności, to jeszcze chwilę zajmie – zastrzegł Wrzosek.

Rozmówca PAP zwrócił uwagę, że Rosja stoi przed dylematem: albo ogłosić mobilizację, co będzie dla Zachodu jednoznacznym sygnałem rychłej wojny, albo powoływać grupami, akceptując, że sprawność tego systemu mobilizacyjnego będzie mniejsza. Na razie Rosja realizuje drugi wariant.

Jak zaznaczył ekspert, ISW pokusił się o prognozę, ale to wcale nie oznacza, że podejmowane działania militarne są równoznaczne z tym, co się dzieje w fazie zerowej. Z punktu widzenia wojskowego patrzy się na to, ile dzieli armię rosyjską od uzyskania pełnej gotowości bojowej. Dopóki trwa konflikt na Ukrainie, dopóty mamy pewność, że kierunek wschodni czy flanka wschodnia jest bezpieczna. – Pod warunkiem, że gdzieś na kierunku Finlandii czy krajów bałtyckich nie nastąpi zgrupowanie wojsk rosyjskich. Byłby to sygnał, że Rosja rzeczywiście zechce wyprowadzić je na któryś z tych kierunków – zastrzegł Wrzosek.

Ekspert: Takich analiz będzie więcej, Rosjanie o to dbają

Kolejny rozmówca PAP – kmdr por. rez. Maksymilian Dura – jest zdania, że ISW powinien zachować większą powściągliwość w formułowaniu takich wniosków: – Analiza, która pokazuje, że jest jakaś faza zero, że Rosjanie próbują coś zrobić, jeżeli chodzi o kraje bałtyckie, działa na korzyść Federacji Rosyjskiej. Niestety takich analiz będzie coraz więcej, bo Rosjanie o to dbają – przekonywał.

Jak podkreślił, obecnie nie ma żadnej możliwości, żeby Rosja fizycznie zaatakowała kraje bałtyckie. Bo te są w NATO. Nawet, gdyby udało się zająć jakiś fragment ich terytorium, odpowiedź byłaby natychmiastowa. I nie tylko zbrojna, lecz przede wszystkim polityczna.

Ekspert wskazał również, że taki scenariusz jest mało prawdopodobny, bo „Rosja na Ukrainie traci więcej sprzętu niż w ciągu roku może wyprodukować, że pogarsza się stopień wyszkolenia jej armii, siada morale, technika, a przede wszystkim sypie się gospodarka”.

Maksymilian Dura ocenił też krytycznie opieranie takich wniosków na wypowiedziach Siergieja Ławrowa. – Niektórzy uważają, że Ławrow jest zręcznym dyplomatą, a on jest po prostu kłamcą. I łatwiej mu działać w środowisku, w którym jakaś tam prawda jest jednak wymagana. Jego wypowiedzi mają wzbudzić strach i zaniepokojenie. A w tym przypadku mu się to, jak widać, udało – oznajmił ekspert.

Zdaniem eksperta w wypowiedziach Ławrowa wyraża się fakt, że Rosja ma poważny problem z obwodem królewieckim. – Połączenia lotnicze mogą być realizowane tylko w międzynarodowej przestrzeni powietrznej, a statków Rosji brakuje. Jeśli kraje bałtyckie całkowicie zablokują transport lądowy, po prostu zaduszą obwód królewiecki. Rosja o tym wie, dlatego straszy – zaakcentował Maksymilian Dura i dodał, że najlepsze, co obecnie można zrobić, to spokojnie przygotowywać się do ewentualnego konfliktu zbrojowego, który o ile w ogóle nastąpi, to nie prędzej niż za pięć lat.

Kluczowa będzie postawa NATO

Zwolennikiem twierdzeń zawartych w raporcie ISW nie jest również trzeci rozmówca PAP, Konrad Muzyka, analityk ds. wojskowości Rosji i Białorusi, Rochan Consulting. – Określanie tych działań jako faza zero, sugeruje, że po niej nastąpi faza jeden, dwa czy trzy. A to podprogowo może prowadzić do wybuchu konfliktu – przekonywał.

Jak wyjaśnił ekspert, Rosja uważa, że na Ukrainie toczy się wojna, w której aktywnie biorą udział trzy strony – Rosja, Ukraina oraz świat zachodni. Przy czym komponent kinetyczny konfliktu jest ograniczony do terytorium Ukrainy. To nie oznacza, że Rosja nie podejmuje działań poniżej poziomu wojny wobec „trzeciej ze stron”. Robi to nie tylko w krajach bałtyckich, lecz w Polsce, Niemczech, Francji, generalnie w Europie Zachodniej. – Ale robi to przez ostatnie parę lat i jestem przekonany, że będzie to robić w dającej się przewidzieć przyszłości – ocenił rozmówca PAP.

Jak podkreślił analityk, atak Rosji na kraje bałtyckie nie jest kwestią tego, co robi Rosja, tylko jak na jej działania odpowiada NATO. – Jeżeli Sojusz zachowa spójność, jeżeli będą tam siły amerykańskie, siły europejskie, jeżeli dalej zostanie utrzymane duże tempo wydatków na zbrojenia, to po prostu wojny w naszym rejonie nie będzie – uspokoił Konrad Muzyka. (PAP)

gru/ ag/ bst/ lm/