Toczące się z przerwami od 2007 roku negocjacje w sprawie umowy o wolnym handlu między Unią Europejską a Indiami w ostatnich miesiącach wyraźnie przyspieszyły, do czego przyczyniła się agresywna polityka celna prowadzona przez Stany Zjednoczone od początku drugiej kadencji Donalda Trumpa. Wspólnota, chcąc uniezależnić się od globalnych potęg w postaci USA czy Chin, stara się dywersyfikować relacje handlowe i otwierać nowe łańcuchy dostaw, czego przykładem jest porozumienie z blokiem Mercosur.
Zarówno Komisja Europejska (KE), negocjująca w imieniu państw członkowskich, jak i indyjski rząd liczą, że ostateczny kształt dokumentu uda się wypracować do końca 2025 r. Od 3 do 7 listopada w stolicy Indii gościć będzie delegacja unijnych urzędników, w której skład weszła m.in. Sabine Weyand, szefowa Dyrekcji Generalnej ds. Handlu i Bezpieczeństwa Gospodarczego KE. 27 października do Brukseli przyjechał natomiast minister handlu i przemysłu Indii Piyush Goyal, który spotkał się z unijnym komisarzem ds. handlu Marošem Šefčovičem.
Według służb prasowych KE jeszcze w październiku negocjatorom udało się „domknąć” rozdział dotyczący przepisów sanitarnych. Punktami spornymi pozostają m.in. regulacje dotyczące sektorów stalowego i motoryzacyjnego, a także – zwłaszcza z punktu widzenia Indii – unijny mechanizm dostosowywania cen na granicach z uwzględnieniem emisji CO2 (CBAM).
Interesy defensywne i ofensywne
Inny wielki pakt handlowy, a więc finalizowana właśnie umowa UE-Mercosur, spotkał się z wyraźnym sprzeciwem Warszawy, która obawia się, że napływ taniej żywności z Ameryki Południowej zdestabilizuje polskie rolnictwo. Większość stolic nie podziela jednak tych predykcji i w rezultacie polskiemu rządowi nie udało się zbudować mniejszości zdolnej zablokować bieg zdarzeń na poziomie Rady UE.
W komunikacie przesłanym DGP Ministerstwo Rozwoju i Technologii zapewniło, że jest w stałym kontakcie z KE w sprawie negocjowanej umowy handlowej z Indiami i „czuwa nad tym, by interesy polskich przedsiębiorców zostały zabezpieczone”. Jednocześnie resort przyznaje, że całościowa analiza wpływu porozumienia na krajową gospodarkę, w tym na jej konkurencyjność oraz perspektywy rozwoju i możliwości eksportowe, nie jest w tym momencie możliwa, ponieważ ze względu na dobro procesu negocjacyjnego Bruksela nie przekazuje państwom członkowskim szczegółowych danych. Pomimo tego MRiT na własną rękę bada szacunkowy wpływ umowy na poszczególne sektory gospodarki i sytuację na rynkach.
Jak przekazał nam resort, rząd RP regularnie prezentuje polskie stanowisko na forum unijnym (m.in. podczas obrad Komitetu Polityki Handlowej), sygnalizując potrzebę zabezpieczenia polskich interesów defensywnych we wrażliwych obszarach, a także tych ofensywnych.
„Interesy defensywne to przede wszystkim ochrona rynków unijnego i polskiego przed nadmiernym otwarciem na produkty rolno-spożywcze (np. mleko, cukier). Interesy ofensywne dotyczą ułatwień w eksporcie takich produktów jak mięso, podroby, mleko, produkty mleczne, napoje alkoholowe, jabłka, niektóre warzywa. Ponadto wnioskowaliśmy o zniesienie pozataryfowych barier w dostępie do rynku indyjskiego, które dotyczyły m.in. urządzeń medycznych, opon, produktów higienicznych oraz produktów z włókniny” – wymienia MRiT, podkreślając, że przy formułowaniu stanowiska Polski w kontaktach z KE rządzący konsultowali się z przedstawicielami biznesu.
Płytki i jabłka
Liberalizacji handlu z piątą gospodarką świata obawiają się m.in. polscy producenci płytek ceramicznych, którzy już teraz odczuwają rosnącą presję ze strony indyjskich firm. Prezes zarządu Polskiej Unii Ceramicznej dr inż. Ferdynand Gacki nie wyklucza nawet bankructwa wielu firm z tej branży. Jak wylicza, w 2024 roku sprzedano w Polsce ok. 50 mln m² płytek, w tym ok. 11 mln m² płytek z Indii, co stanowi ponad 20-procentowy udział w krajowym rynku sprzedaży.
– Wprowadzone w 2023 r. przez KE cła antydumpingowe na płytki ceramiczne z Indii, ustalone na poziomie od 6,7 proc. do 8,7 proc., nie zahamowały tego importu. Wręcz przeciwnie – mamy do czynienia z jego wzrostem. Kiedy Zachód staje po stronie zaatakowanej Ukrainy, Indie korzystają z preferencyjnych cen na dostawy surowców energetycznych z Rosji, co przekłada się na silne uprzywilejowanie producentów azjatyckich – mówi nam Gacki.
Jego zdaniem Bruksela powinna jak najszybciej podnieść cła antydumpingowe na płytki ceramiczne z Indii do poziomu 70 proc. (taką stawkę UE stosuje wobec płytek z Chin).
– Producenci z UE przestrzegają szeregu norm, które w żadnym zakresie nie obowiązują wielu krajów azjatyckich, np. Indii. Dotyczy to m.in. certyfikatów jakościowych, standardowych warunków pracy, bezpieczeństwa użytkowania, wysokości wynagrodzenia lub ograniczeń środowiskowych – dodaje Gacki.
Z większym optymizmem na toczące się rozmowy między Brukselą i New Delhi patrzy polski sektor spożywczy. Polska odpowiada za około 30 proc. unijnego eksportu jabłek (blisko milion ton rocznie), a Indie są obecnie czwartym co do wielkości odbiorcą tych owoców, po Egipcie, Kazachstanie i Białorusi.
– Potwierdza to, że Indie są nie tylko wschodzącym, ale i strategicznie istotnym rynkiem dla polskich producentów. Co ważne, asortyment produktów z UE i Polski jest przede wszystkim uzupełnieniem indyjskiego asortymentu, a nie bezpośrednią konkurencją dla produkcji lokalnej – tłumaczy Paulina Kopeć, sekretarz generalna Stowarzyszenia Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw „Unia Owocowa”.
Dodaje, że umowa o wolnym handlu między Unią Europejską a Indiami byłaby bardzo pozytywnym rozwiązaniem dla branży sadowniczej, ponieważ w tej chwili polskie jabłka trafiające na rynek indyjski są obłożone cłami importowymi sięgającymi 55 proc., co poważnie ogranicza konkurencyjność cenową i wolumen handlu.
– Porozumienie mogłoby również usprawnić procedury celne i dokumentację, zmniejszając opóźnienia administracyjne i poprawiając efektywność łańcucha dostaw. Poza cłami istnieją bariery pozataryfowe, złożone procedury celne i certyfikacyjne, a mianowicie certyfikacja non-GMO, długie terminy odpraw oraz niekiedy zróżnicowane interpretacje przepisów sanitarnych lub fitosanitarnych – wymienia Kopeć.
Lek na bezpieczeństwo
Indie to nie tylko najludniejsze państwo świata, ale także największy dostawca leków generycznych zaspokajający około 20 proc. globalnego popytu i kluczowe źródło farmaceutycznych składników czynnych (API) dla Europy.
– Dostawy substancji farmaceutycznych z Indii stanowią dywersyfikację dla Chin, jednak wcale nie są pewne. W 2020 r. Indie zakazały eksportu 26 leków i substancji aktywnych do ich produkcji w obawie przed epidemią COVID-19. Miejmy nadzieję, że UE uda się wynegocjować twarde zapewnienie, że taka sytuacja się nie powtórzy, a New Delhi utrzyma otwarte granice nawet w czasie kryzysów i napięć geopolitycznych – mówi DGP Krzysztof Kopeć, prezes Krajowych Producentów Leków (PZPPF).
Mimo że UE nie stosuje ceł na leki importowane z Indii, druga strona przyjęła odwrotną strategię. Dlatego zdaniem Kopcia taryfy celne powinny zostać zniesione od pierwszego dnia obowiązywania umowy, należy też uregulować subfederalne bariery handlowe, takie jak dyskryminacyjne podatki, i zobowiązać Indie do wdrożenia międzynarodowych wymogów regulacyjnych, tak by zapewnić wysokie, podobne do unijnych standardy jakości i skuteczności.
– Wobec możliwości zwiększenia ekspansji indyjskich leków na polski rynek rząd powinien rozszerzać przepisy preferujące lokalną produkcję. Dziś udział leków krajowych producentów w wartości naszego rynku stanowi około 33 proc., a mógłby być większy. Polskim firmom trudno jest konkurować ceną z indyjskimi dostawcami, a trzeba przecież wziąć pod uwagę wkład wnoszony przez rodzime podmioty do gospodarki, który w 2023 r. wyniósł łącznie ponad 25,8 mld zł, co przekłada się na 0,75 proc. PKB. Rozwój sektora farmaceutycznego zmniejsza zależność Polski od zagranicznych rynków leków, co poprawia bezpieczeństwo Polaków i strategiczną odporność państwa – zauważa prezes Krajowych Producentów Leków.
– Dobrze więc, że dywersyfikujemy źródła dostaw substancji farmaceutycznych, ale te najbardziej krytyczne powinniśmy produkować w Polsce i Europie. Sytuacja geopolityczna jest bardzo dynamiczna, musimy więc liczyć przede wszystkim na siebie – podsumowuje Krzysztof Kopeć. ©℗