– Zwyciężyły pozytywne siły! Chcę pracować dla wszystkich Holendrów, bo ten kraj należy do każdego z nas! – powiedział Rob Jetten tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników przyspieszonych wyborów parlamentarnych w Holandii. Jego socjalno-liberalna i proeuropejska formacja Demokraci 66 (D66) z liczbą głosów na poziomie 1,7 mln i 27 wywalczonymi mandatami dość niespodziewanie znalazła się na szczycie sondażu exit poll ogłoszonego tuż po zamknięciu lokali wyborczych w środę wieczorem.

Mimo że na ostatniej prostej kampanii notowania samego Jettena wyraźnie poszybowały w górę – m.in. za sprawą udanych występów w telewizyjnych debatach – skala sukcesu D66 zaskakuje. Przed dwoma laty na centrowe ugrupowanie zagłosowało 650 tys. osób, co przełożyło się na zaledwie 9 mandatów do Tweede Kamer.

Triumfalistyczny ton był jednak nieco przedwczesny – zdaje się, że sztabowcy Jettena nie odrobili lekcji z wyborów prezydenckich w Polsce. Im dłużej trwało bowiem sprawdzanie kart, tym bardziej topniała przewaga D66 nad drugą Partią Wolności (PVV), której exit poll dawał pierwotnie 25 miejsc w 150-osobowej izbie niższej. W czwartek rano formacja Wildersa zrównała się zdobyczą z D66 – obie partie mają po 26 mandatów i taki rezultat utrzyma się już do samego końca.

Holendrzy odwrócili się od PVV. Wilders bez szans na stanowisko premiera

Kluczową kwestią pozostaje teraz ustalenie dokładnej liczby głosów oddanych na poszczególne partie – największe poparcie otworzy zwycięzcy możliwość zainicjowania rozmów koalicyjnych i wyznaczenia kandydata na premiera. W pewnym momencie na niewielkie prowadzenie wysforowała się PVV, ale po wpłynięciu protokołów z części amsterdamskich komisji na czoło wyścigu powrócili D66, którzy obecnie wyprzedzają głównych rywali o około 15 tys. głosów. O tym, kto oficjalnie będzie mógł obwołać się triumfatorem wyborów, zdecyduje holenderska diaspora, co zdaniem analityków wpłynie raczej na korzyść Jettena. Przeliczenie 90 tys. głosów oddanych za granicą ma zakończyć się w poniedziałek.

Niezależnie od końcowego rozstrzygnięcia już teraz wielkim przegranym elekcji okazał się Wilders, czyli człowiek, który w lipcu własnoręcznie doprowadził do dymisji rządu i rozpisania przedterminowych wyborów. Nie dość, że PVV roztrwoniła swój stan posiadania z 37 do wspomnianych 26 mandatów, to nawet gdyby pokonała D66, żaden z poważnych graczy nie zamierza wchodzić z nią w jakiekolwiek alianse.

Tym samym Wilders po raz kolejny będzie musiał odłożyć na półkę swoje wielkie marzenie o tece premiera Holandii. Podobnie jak były wiceszef Komisji Europejskiej Frans Timmermans, który w środę zrzekł się przywództwa nad centrolewicowym blokiem Zielonej Lewicy i Partii Pracy (GL-PvdA) i najprawdopodobniej przechodzi właśnie na polityczną emeryturę. Trudno się dziwić, bo socjaldemokraci, uznawani za jednego z faworytów, stracili 5 mandatów, zmniejszając swój parlamentarny przyczółek do 20 osób.

Werdykt wyborców daje się odczytać jako czerwona kartka dla targanego wewnętrznymi sporami gabinetu Dicka Schoofa i apel o większą stabilność państwa. Wszystkie ugrupowania, które w lipcu 2024 r. sformowały rząd, a więc PVV, Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD), Nowa Umowa Społeczna (NSC) i Ruch Rolnik-Obywatel (BBB), albo zmniejszyły swój dorobek z 2023 r., albo zaliczyły spektakularny upadek, jak wyekspediowana poza gmach parlamentu NSC.

Biegunowo odmienne nastroje zapanowały natomiast w sztabach Apelu Chrześcijańsko-Demokratycznego (CDA), Właściwej Odpowiedzi 21 (JA21) i Forum na rzecz Demokracji (FvD). Chadecy wprowadzą do Tweede Kamer 18 posłów (wzrost o 13 mandatów względem 2023 r.), natomiast prawicowi populiści z JA21 i jeszcze radykalniejsi przedstawiciele FvD obsadzili odpowiednio 9 i 7 miejsc w parlamentarnych ławach.

Rob Jetten rusza na poszukiwania koalicjantów

26 wywalczonych mandatów to najgorszy wynik zwycięzcy holenderskich wyborów od 1959 r., czyli odkąd w Tweede Kamer zasiada 150 posłów. Do sklejenia większościowego sojuszu liczącego co najmniej 76 szabel Jettenowi, stojącemu przed szansą zostania najmłodszym premierem w historii kraju (rocznik 1987.), będą oczywiście potrzebni koalicjanci. Media z Kraju Nizin najczęściej rozpisują się o dwóch potencjalnych partyjnych konstelacjach: D66, VVD, GL-PvdA i CDA lub D66, VVD, CDA, JA21 i Unia Chrześcijańska. Z pierwszego z tych układów Jetten, pragnący stworzyć przewidywalny i daleki od skrajności centrowy obóz, ucieszyłby się najbardziej, jednak na przeszkodzie może stanąć nieukrywana niechęć konserwatywnych liberałów z VVD wobec GL-PvdA (i vice versa).

– Pora zamknąć rozdział pod nazwą „Wilders”. Holendrzy patrzą na nas – na to, czy uda nam się utworzyć stabilną koalicję – podkreślił Jetten w jednym z powyborczych wystąpień.

Hasło wyborcze D66 – „To możliwe” – odwoływało się do optymistycznej wizji państwa i polityki, przez co było porównywane do wykorzystywanego przez Baracka Obamę słynnego sloganu „Yes We Can!”. Do programu partii wpisano ambitne obietnice dotyczące mieszkalnictwa (zapoczątkowanie budowy 10 nowych miast) i energetyki (inwestycje w odnawialne źródła energii, stopniowa rezygnacja z paliw kopalnych w gospodarce). D66 opowiada się także za utrzymaniem pomocy militarnej dla Ukrainy, a w obszarze migracji chce łączyć sprawiedliwe i humanitarne podejście z szybkimi procedurami azylowymi, promując jednocześnie „ukierunkowaną migrację zarobkową”. „Będziemy ponadto wspierać wdrożenie unijnego Paktu o migracji i azylu” – zapowiada środowisko Jettena.