Przemawiając do elity armii Stanów Zjednoczonych szef Ministerstwa Wojny jasno dał do zrozumienia, iż czasy tolerancji w wojsku to już przeszłość. Z armii zniknąć ma tolerancja a pojawić się „zdrowy strach”. Wszystko po to, by wyszkolić żołnierzy, którzy będą mogli „zastraszać, demoralizować i zabijać” wrogów kraju. O to, czy podobna zmiana powinna dotknąć również polskiej armii zapytaliśmy gen. Leona Komornickiego, byłego zastępcę szefa Sztabu Generalnego WP.

Wojsko powinno być klarowne i czyste

Wojciech Kubik: Jak Pan ocenia przemówienie Hegsetha, które pokazało, że wojsko wraca do „ustawień fabrycznych” z dawnych czasów?

Gen. Leon Komornicki: To było przemówienie, które pokazało strategie odbudowy autorytetu amerykańskiego generała i żołnierza, których cechowała zawsze, niezależnie od wysokiego stopnia wyszkolenia, określona prezencja, postawa i wartości moralne. Przywołuje on cały korpus generalski do tego, aby powrócić do tego nurtu, który jest niezbędny do tego, aby armia była silna i zdrowa.

Mówi o zaśmieceniu armii trendami, różnymi nowomodnymi zwyczajami. A wojsko powinno być klarowne, czyste. A wojsku powinny być pewne kryteria, które są nienaruszalne i święte.

Czy uwagi te dotyczą też armii europejskich, w tym Wojska Polskiego?

W Polsce trzeba doprowadzić do tego, że miejsce wojska jest na placach ćwiczeń, na poligonach, a nie w gabinetach i sztabach. Fundamentalną wartością armii jest produkcja, czyli szkolenie bojowe. I tam, gdzie jest żołnierz, sprzęt i amunicja trzeba skierować główną uwagę. Zdolności bojowych armii nie wykuwa się w Sztabie Generalnym i dowództwach ale w brygadach, gdzie jest żołnierz i sprzęt.

Żołnierz musi przestać być tylko pracownikiem

A to dziś tak nie jest?

Nasz żołnierz dziś to jest pracownik, a to, co robi nie ma wiele wspólnego ze służbą. On przychodzi na godzinę 8, a o 16 wychodzi i nic go nie interesuje. Koszary pustoszeją. Te zasady zostały przyjęte z Zachodu i teraz trzeba przywrócić etos służby. Ja nie mówię, że mamy przyjmować wzorce wschodnie, ale powinniśmy budować własną tożsamość. Żołnierzem powinno się być przez 24 godziny na dobę. Jeszcze w naszym na położeniu z Rosją nie ma innego wyjścia.

To by chyba oznaczało fundamentalne wręcz zmiany...

Armii amerykańskiej, a także naszej potrzebna jest sanacja. Ona jest tak samo ważna, jak techniczna modernizacja armii, jej wyposażenie. W tej przestrzeni na początek trzeba przywrócić właściwą rangę szkolenia bojowego. Generałów trzeba wypędzić z tych wypasionych sztabów i popędzić w pole. Każdy z nich powinien być rozliczany z tego, ile czasu poświęcił na szkolenie wojsk, bo ta wiedza, jaka dziś jest w sztabach, jest niewykorzystana.

To wszystko są dzieci tego okresu demoralizacji, który trwał od początku tego wieku do chwili wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Ludzie ci, którzy podlegali destrukcji w wojnie informacyjnej, która prowadziła Rosja, teraz mają ciężko wyjść z tej strefy komfortu.

Gen. Komornicki: "Brzuch nie jest prywatną własnością"

Niby to drobiazg, ale w przemówieniu znalazł się nawet element noszenia bród, wąsów, czy długich włosów. W USA chcą tego zakazać, a u nas dopiero niedawno zliberalizowano w tej kwestii przepisy. Czas na powrót do poprzednich ustaleń?

Ja co prawda noszę wąsy, co w czasie służby nie spotykało się z przychylnością przełożonych, ale byłem wyjątkiem. Natomiast są pewne granice. Brody, długie włosy są niedopuszczalne, bo takie elementy osłabiają armię. W każdej armii obowiązuje dyscyplina i wszyscy muszą się podporządkować, a to znów kształtuje charaktery, postawy.

Hegseth mówi też o sprawności fizycznej, a proszę spojrzeć na naszych generałów. To jest przerażające, że niektórzy ledwo włażą w mundur i chodzą na wciągniętych brzuchach. Kiedyś mówiłem do swoich podwładnych, że brzuch nie jest ich prywatną własnością, bo są w wojsku. Sprawność fizyczna oraz zdrowie to jest fundamentalny wymóg każdego żołnierza wobec siebie samego.

U nas nadal panuje radosna twórczość. Pamiętam wystąpienia ministra Kosiniaka-Kamysza, który wyrażał zgodę na różne takie rzeczy, ale w wojsku nie ma miejsca na tolerancję. Jest twarda rzeczywistość, z którą żołnierz zderza się na polu walki i wtedy nie będzie miał czasu, aby uczyć się nowych rzeczy. Tego trzeba uczyć się już teraz.

Szeroki echem odbiły się słowa o żołnierzach, którzy będą mogli „zastraszać, demoralizować i zabijać wrogów naszego kraju”. Niby logiczne, ale czy nie za ostre?

To są słowa, które zawsze powinny dotyczyć każdej armii. Wojsko to nie jest towarzystwo wzajemnej adoracji i nie ma w nim miejsca na jakikolwiek relatywizm. Nie można mieć trochę honoru, bo albo się go ma, albo się go nie ma. A u nas różnie bywa. Podpisuję się dwoma rękami i sercem pod tymi słowami. Te zasady, o których mówi Hegseth, zostały w wojsku zatracone i powinny jak najszybciej wrócić. To jest wynik 20 lat resetu cywilizacji opartej o wartości