Duda po rosyjskiej inwazji zdyskontował dobre relacje nawiązane z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Zaproponował bądź przyczynił się do serii kroków, bez których Ukraina byłaby dziś w znacznie gorszym położeniu wojskowym, gospodarczym i politycznym. Na krajowym podwórku było to choćby otwarcie granic dla kobiet z dziećmi, przełamanie nieformalnego zachodniego embarga na przekazywanie czołgów (najpierw w ogóle czołgów, a potem tych produkcji zachodniej) i samolotów, utworzenie logistycznego węzła w Jasionce pod Rzeszowem (z przymrużeniem oka nazywanym Rzeszawarem, w nawiązaniu do Peszawaru, który służył za taki hub w trakcie radzieckiej inwazji na Afganistan), czy nadanie Ukrainie statusu kandydata do członkostwa w Unii Europejskiej.
Niektóre te propozycje były oczekiwane przez zachodnich aliantów, ale nie wszystkie. Amerykanie i Niemcy kręcili nosem zwłaszcza na presję na dostawy ciężkiego sprzętu, obawiając się rosyjskiego odwetu, który nigdy nie nastąpił. Ówczesny prezydencki minister Jakub Kumoch na łamach kwartalnika „Bezpieczeństwo Narodowe” zdradza, że świadomie wybrano działanie metodą faktów dokonanych, bo konsultacje prowadziłyby do storpedowania części pomysłów.
Odwagą i nieszablonowością Duda nawiązał do najlepszych tradycji polskich prezydentów, do Aleksandra Kwaśniewskiego rozładowującego napięcia podczas ukraińskiej pomarańczowej rewolucji i Lecha Kaczyńskiego z czasów wojennej wyprawy do Tbilisi – porównanie, z którego ze względu na własną biografię Duda byłby zapewne szczególnie zadowolony.
Kontrapunktem dla białej legendy Dudy byłaby czarna legenda, a tę można napisać przede wszystkim za sprawą kwestii związanych z wymiarem sprawiedliwości. Kryzys rozpoczął się wprawdzie od wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego na zapas przez odchodzącą większość PO–PSL, ale prezydent dolał oliwy do ognia, nie odbierając ślubowania od trzech prawidłowo wybranych sędziów TK.
Po 10 latach i wielu innych zmianach forsowanych przez PiS jesteśmy w sytuacji o wiele trudniejszej niż w 2015 r. Lwia część odpowiedzialności za ten fakt spada oczywiście na kolejne rządy, a prezydent wielokrotnie podkreślał, że reforma wymiaru sprawiedliwości jest „niezbędna”, ale często kończyło się na słowach. Dudzie przez dekadę nie udało się wpłynąć na rząd w takim stopniu, aby realnie coś zmienić, albo przynajmniej uporządkować bałagan.
Inny przykład to nieco zapomniany projekt ustawy o sędziach pokoju. W 2021 r. prezydent prezentował go w towarzystwie Pawła Kukiza i prof. Piotra Kruszyńskiego. Argumentował, że to rozwiązanie ma uprościć procedury i przyspieszyć załatwianie spraw. Projekt wylądował tam, gdzie kilka jego innych inicjatyw – w sejmowej zamrażarce. Najpierw przez półtora roku nic się z nim nie działo, następnie w marcu 2023 r. pochylili się nad nim posłowie w sejmowej komisji sprawiedliwości. Ostatecznie ustawa nigdy nie trafiła pod głosowanie i uległa dyskontynuacji. Prezydentowi nie tylko nie udało się zablokować destrukcyjnych dla państwa tendencji we własnym obozie politycznym, ale nawet przekonać go do paru własnych pomysłów. ©℗