Program „Orka” to jedno z największych wojskowych przedsięwzięć inwestycyjnych najbliższych lat, o czym zapewnia wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. O zakupie okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej mówi się od kilkunastu lat. W rozmowie na antenie Polsat News wicepremier obiecał, że doczekamy się wreszcie finału.

Okręty podwodne mają przyspieszyć

– Chciałbym, żeby to dokonało się jeszcze w tym roku, uważam, że to jest rok kluczowy dla Marynarki Wojennej. Ja jestem zwolennikiem, by była to umowa między rządami, żeby ona nie tylko dotyczyła okrętów podwodnych, ale była szerzej związana z różnego rodzaju wsparciem i gwarancjami – zadeklarował wicepremier na początku kwietnia.

Z informacji MON wynika, iż chęć wybudowania dla Polski nowych okrętów podwodnych zgłosiło aż sześć państw. Pięć europejskich: Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy i Szwecja oraz nasz dalekowschodni dostawca wojskowy – Korea Południowa. Już w lutym informowano, że na placu boju pozostały jedynie Włochy, Niemcy oraz Szwecja. I do dziś niewiele w tej kwestii miało się zmienić.

– Te dane są aktualne. Do końca roku będzie ogłoszony komunikat – potwierdza w rozmowie z DGP gen. Mieczysław Bieniek, doradca ministra obrony narodowej. Ostatnie dni pokazały jednak, że walki o miliardowy kontrakt nie zamierzają odpuszczać Koreańczycy. Delegacja Hanwha Ocean Co. pojawiła się w kwietniu w Polsce, odwiedzając między innymi nasze stocznie. Koreańczycy chcą podbić swą ofertę, przedstawiając nie tylko bardzo krótki termin dostawy wszystkich trzech nowych okrętów (8,5 roku), ale też bogaty pakiet logistyczny i współpracę technologiczną. Są też skłonni zainwestować w nasze stocznie. W ocenie ekspertów Korea nie ma co prawda wielkich szans na wygraną, ale ma pewien argument, który kusi naszych wojskowych. Oferowany przez nich okręt KSS-III Batch 2 jako jedyny ma możliwość wystrzeliwania rakiet balistycznych.

Tajna broń z Korei Południowej

– Koreańczycy mają moduł i własne rakiety balistyczne, które odpala się pionowo, a nie z wyrzutni torpedowych. My ciągle mamy ambicje, żeby Polska dysponowała bronią balistyczną. Taki okręt podwodny mógłby wtedy być na przykład na Morzu Północnym i stamtąd odpalać rakiety w stronę przeciwnika, o którym wszyscy wiemy, kto nim może być – mówi Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”.

W MON na razie nie chcą mówić głośno o kulisach negocjacji, jednak wiele wskazuje na to, iż Polska rzeczywiście nie będzie chciała ograniczać się tylko do Morza Bałtyckiego. Kupowane przez nas okręty, jak zapewnia gen. Bieniek, muszą być nie tylko nowoczesne, ale też być w stanie wspomóc sojuszników. – Muszą się charakteryzować wszystkimi tymi elementami wyposażenia, które są potrzebne dziś na nowoczesnym polu walki, i czy to będzie Bałtyk, który nie jest głębokim morzem, czy też Ocean Atlantycki, bo takie rejsy też będą miały miejsce w ramach Standing NATO Maritime Group – mówi generał.

Wśród krajów mających szanse zdobyć polski kontrakt jest też Szwecja ze swymi okrętami A26 Blekinge. Jest to projekt, który jeszcze nie doczekał się wodowania. Jednostki te projektowane są pod specyfikę płytkiego Bałtyku, ale mają też jedną cechę, która może okazać się decydująca. Jest nią Multi-Mission Portal – specjalny dok zadaniowy, pozwalający na wypuszczanie do akcji podwodnych bezzałogowców albo na desantowanie żołnierzy sił specjalnych.

– Za tym wyborem przemawia chociażby wsparcie w bazach dla tych okrętów, ale daleki jestem od myślenia, że o takim wyborze decydować muszą tylko warunki bojowe – mówi Mariusz Cielma.

Miliardy za okręty to czysta polityka

Liczyć się ma też polityka, czemu jasno dał wyraz szef MON, przyznając, że umowa na zakup okrętów podwodnych powinna przybrać formę porozumienia międzyrządowego. Politycznie zaś silnymi graczami pozostają Niemcy i Francuzi, a każdy z nich ma dla nas swój okręt. Niemcy chcą sprzedać nam, rozwijane wspólnie z Norwegią, łodzie 212CD, a Francuzi swoje Scorpène. Paryż naciskać ma na wybór własnej oferty, kusząc między innymi zaoferowaniem Polsce parasola nuklearnego. Okazją do porozumienia miałoby być zapowiedziane na połowę 2025 r. podpisanie polsko-francuskiego traktatu o przyjaźni. Do akcji wkroczyli też Niemcy, którym niezbyt miało spodobać się to, że kontrakt chcą zdobyć Włosi. – Włoskie okręty opierają się na licencjach niemieckich. I coraz głośniej mówi się, że Niemcy naciskają na ich wycofanie się z wyścigu – mówi DGP osoba zaznajomiona z procesem negocjacji.

Efekty międzyrządowych rozmów poznać mamy do końca 2025 r., a jak ocenia gen. Bieniek, Polsce wystarczą dwa-trzy nowoczesne okręty podwodne. Nie jest to wielka liczba, ale biorąc pod uwagę, że dziś w służbie jest jedynie wyprodukowany jeszcze w czasach ZSRR „Orzeł”, stanowiłaby znaczący krok jakościowy. Większa flota podwodna ma być nam niepotrzebna.

– Siły się mierzy na zamiary, a na Bałtyku nie działamy sami. Szwecja ma bardzo silną flotę, w tym okręty podwodne, Niemcy, Finowie też – mówi Mieczysław Bieniek. ©℗