Po blisko dwóch latach od chwili uchwalenia, zakaz fotografowania stał się faktem. W życie wszedł 17 kwietnia, a proces wdrażania uchwalonej w lipcu 2023 roku ustawy dopiął obecny minister obrony narodowej, Władysław Kosiniak-Kamysz. Wydane przez niego rozporządzenie ustala, co trzeba będzie zrobić, aby otrzymać zezwolenie na robienie zdjęć.
Zakaz fotografowania Jest sens pokłócić się z policjantem?
Samo wydawanie zgód jest jednak o wiele mniej ważne od tego, czego od czwartku nie będzie wolno nam robić, bo lista zakazów jest naprawdę długa. W spisie obiektów, których nie będzie wolno nam sfotografować, znajdą się nie tylko jednostki wojskowe, czy siedziby rządowych agencji wywiadowczych, ale też wyznaczone mosty, tunele, wiele fabryk, czy zakładów, produkujących elementy uzbrojenia. Dopisano do niej także porty, czy nawet lotniska „wyznaczone do startów i lądowań statków powietrznych w ruchu międzynarodowym”.
I teraz, mając już podstawę prawną, ruszy machina znakowania wszystkich tych obiektów. Pojawią się na nich, znane z czasów PRL, znaki informujące o zakazie robienia zdjęć i nagrywania, a jak szacuje MON, dotyczyć mogą one nawet 25 tysięcy miejsc w całym kraju. Mając wokół siebie tak wiele tablic, nietrudno wyobrazić sobie sytuację, że nawet niechcący, robiąc na lotnisku pożegnalne zdjęcie rodziny, złamiemy ten antyszpiegowski przepis. Wtedy do akcji wkroczyć może policjant i zażądać pokazania telefonu, by udowodnić, czy nie złamaliśmy nowego prawa. W ocenie prawników, żadna kłótnia z funkcjonariuszem i powoływanie się na prywatność, czy ochronę danych osobowych nie ma sensu. Będziemy na z góry przegranej pozycji.
- Człowiek może się nie zgadzać na zajęcie prywatnego telefonu, ale policjant ma prawo go zatrzymać i dopiero po zbadaniu, jakie fotografie na nim się znajdują, go oddać. Jeżeli oczywiście nie będzie w środku zdjęć obiektów strategicznych – mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości.
Były minister obawia się pola do nadużyć
Wprowadzenie zakazów fotografowania ma w założeniu nie tylko utrudnić życie potencjalnym szpiegom, zainteresowanym tym, co dzieje się wokół ważnych dla państwa obiektów, ale też zmniejszyć liczbę takich zdjęć w sieci. Dziś bowiem na prywatnych profilach w mediach społecznościowych aż roi się od fotografii, na których w tle zobaczyć można jakiś urząd, zabytek, czy tunel. O słuszności takiego rozwiązania przekonani się znawcy tematu, zajmujący się geolokalizacją wojennych fotografii. Im niejednokrotnie tło jakiegoś zamieszczonego w sieci filmu z transportem wojskowym z łatwością pozwalało ustalić, którędy i kiedy on jechał. Inaczej jednak sprawa ma się z punktu widzenia zwykłych Polaków, którzy będą musieli uważać, gdzie wyjmą komórkę, by nie znaleźć się w kręgu zainteresowania policji. Specjaliści obawiają się, że niewłaściwie interpretowane, nowe prawo może uderzyć w nas wszystkich.
- Moim zdaniem efektywność tego nie będzie wielka, a pole do nadużyć duże, bo przepisy te dają pełne pole do różnych interpretacji i zachowań. I praktycznie rzecz biorąc efektywność tego będzie niewielka, natomiast myślę, że bardziej chodzi o uczulenie społeczeństwa na to, że mamy specyficzną sytuację, zagrożenie bezpieczeństwa państwa. W związku z tym przypomina to trochę PRL, bo w PRL też nic nie można było fotografować, ani mostów i teraz wraca to samo, szczególnie na trasach, które są przystosowane do transportu wojskowego – mówi prof. Ćwiąkalski.
Jednocześnie podkreśla on, że prawdziwym szpiegom nowe zakazy wiele nie zaszkodzą. - Oni mają specjalistyczny sprzęt i nie muszą nic w ręce trzymać, a i tak swoje sfotografują – kwituje prawnik.