System teleporad medycznych, który w założeniu ma usprawniać kontakt lekarzy z pacjentami, stał się zdaniem pracodawców prostym narzędziem do wyłudzania zwolnień lekarskich (ZLA). Plagą są zgłoszenia krótkoterminowej niezdolności do pracy służące wydłużeniu wolnego. Coraz częściej dotyczą pojedynczych dni bezpośrednio przed lub po długim weekendzie, urlopie lub okresie świątecznym.

Obserwacje przedsiębiorców potwierdzają dane ZUS – liczba nieobecności jednodniowych z powodu L4 lawinowo rośnie. W 2014 r. lekarze wystawili 451 tys. takich zaświadczeń, a rok temu już 1,65 mln (wzrost o 366 proc.). Ogólna liczba zwolnień chorobowych w ciągu 10 lat wzrosła o ponad 30 proc. – z 17 mln w 2014 r. do 22,2 mln w zeszłym roku.

Przedstawiciele pracodawców wskazują też, że w dobie niskiego bezrobocia i tzw. rynku pracownika zwolnienia lekarskie miewają znamiona szantażu – jeśli przełożony nie zgodzi się na urlop pracownika w wybranym przez niego terminie, to ten i tak nie przyjdzie do pracy pod przykrywką niedyspozycji zdrowotnej.

Nagminności korzystania z ZLA sprzyja system teleporad. Konsultacje lekarskie przez internet, dostępne już od 75 zł, nierzadko ograniczają się jedynie do wypełnienia formularza online lub krótkiej wymiany wiadomości tekstowych z lekarzem przez czat, dzięki czemu symulant może wskazać na dowolną, wyimaginowaną dolegliwość. Nawet w przypadku przeprowadzenia wywiadu lekarskiego przez telefon cały proces może trwać raptem kilkanaście minut, co jest dodatkową pokusą do ubiegania się o „szybkie L4”.

Naczelna Izba Lekarska w komentarzu dla DGP wprost mówi o systemie zwolnieniomatów, które „nie mają nic wspólnego z jakościową telemedycyną” i są „bezdyskusyjną patologią”.

Pracodawcy domagają się m.in. zwiększonej odpowiedzialności po stronie lekarzy i zakazania im wystawiania ZLA bez choćby rozmowy z pacjentem. Apelują też o poprawienie systemu kontroli nieobecności po stronie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który obecnie nazywają „całkowicie niewydolnym”. Próbują też oddziaływać na sumienia swoich pracowników – stąd rosnąca popularność tzw. premii frekwencyjnych.©℗