Uważam, że „pieniądze za reformy” to jest złe podejście i ono podburzy środowiska prawicowe w Unii Europejskiej, a one są na fali wznoszącej jeszcze przy sytuacji, kiedy Trump będzie pomagał konserwatystom w Europie - uważa Bogdan Rzońća, europoseł PiS.

Mateusz Roszak: KE wydała wytyczne do wieloletniego budżetu, który ma być elastyczny, większy, bardziej ambitny, scentralizowany – jak zostały one przyjęte wśród europosłów?

Bogdan Rzońća: Ta sytuacja teraz, pod koniec lutego wynika z bardzo silnej pozycji Komisji Europejskiej. Komisja Europejska ma po prostu naprawdę duże prerogatywy i niespecjalnie przejmuje się jakąkolwiek krytyką i uwagami. Jest pewne oburzenie w komisji budżetowej PE, że niewiele wiemy na ten temat. I te głosy płyną i z lewa i z prawa. Parlament Europejski jest ważną figurą w tej grze, a jednak nie jest do końca informowany.

Przewiduje duże niespodzianki ze strony Komisji Europejskiej, duże zmiany i przewiduje duży spór między tym, co pokaże Komisja Europejska, a tym, co chciałby Parlament i posłowie poszczególnych grup politycznych w najbliższej przyszłości. I to będzie spór, że tak powiem, bardzo głośny w Unii Europejskiej.

A jakie będą w nim pozycje Parlamentu Europejskiego i jakie oczekiwania dominują wśród europosłów?

Jest duże oczekiwanie odbiurokratyzowania Unii Europejskiej i przyspieszenia działań Komisji Europejskiej. Jest też duży sprzeciw wobec pomysłów wdrożenia takich samych mechanizmów jak w Funduszu Odbudowy, czy konkretnie KPO tj. kamieni milowych, ocen i uzależniania od ocen realizacji tych kamieni wypłat środków. Ten plan jest bardzo ślamazarny i jeśli będzie próba implementacji metod zastosowanych w KPO do Wieloletnich Ram Finansowych to będzie duży protest wielu europosłów. Według raportu Europejskiego Trybunału Obrachunkowego nie ma efektów wydatków na KPO – 37 proc. miało pójść na politykę klimatyczną, a żaden z krajów nie wykazał w raporcie do KE informacji, że są jakiekolwiek obniżenia emisji gazów cieplarnianych.

A jest w ogóle szansa na powiązanie większej elastyczności dla państw z podejściem „pieniądze za reformy”?

Uważam, że „pieniądze za reformy” to jest złe podejście i ono podburzy środowiska prawicowe w Unii Europejskiej, a one są na fali wznoszącej jeszcze przy sytuacji, kiedy Trump będzie pomagał konserwatystom w Europie. I to trzeba obiektywnie powiedzieć. Tego się nie wolno bać, że Trump będzie popierał te środowiska, bo po prostu one są bliżej z Republikanami. Natomiast samo uelastycznienie jest zdecydowanie popierane przez wszystkich. Chodzi o to, żeby szybciej te środki inwestować na transparentnych zasadach.

To, że Francuzi mają dziś 70 proc. realizacji kamieni milowych, Włosi i Niemcy po 60 proc. a Bułgaria 20 proc. to jest wynik uznaniowości Komisji Europejskiej. A konkrety pokazują, chociażby raporty Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, w których często podkreślana jest nieefektywność wydatków UE. W tej kadencji każde euro będzie oglądane z każdej strony i będziemy patrzeć, na co te pieniądze będą wydawane. Podczas ostatniej sesji plenarnej jedna z europosłanek powiedziała, że do tej pory wyprodukowaliśmy 13 tysięcy przepisów, a na ten rok jest 119 dodatkowych przewidzianych. To pokazuje, że jeśli ta biurokracja będzie tak rosła jak rośnie, to będzie gorzej tylko dla beneficjentów.

A jak PE zapatruje się na zwiększanie budżetu? Jest na to szansa? I jeśli tak, to skąd te środki miałyby pochodzić?

Parlament Europejski będzie oczekiwał oszczędności, czyli de facto efektywnego wydatkowania pieniędzy. Nie sądzę, żeby była zgoda na zwiększenie wpłat z poszczególnych krajów. Nie będzie takiej zgody. Będzie mowa o efektywności, będzie dyskusja o tym, czy rzeczywiście Unia musi wszystko finansować, w tym sprawy ideologiczne czy wsparcie rozwojowe dla Afryki. Oczywiście lewica będzie takich wydatków bronić, ale prawica jest coraz silniejsza i będzie dążyła do wydatkowania pieniędzy po prostu na gospodarkę.