W instytucji podległej resortowi nauki dojdzie do zwolnień grupowych. Pracownicy skarżą się na opóźnienia w wypłatach i brak podstawy prawnej do redukcji.

– Czujemy się wciągnięci w grę – mówi Aneta Bogdan, pracownica Centrum GovTech. – Moje odczucie jest takie, że najpierw zostaliśmy wykorzystani, żeby uzasadnić powołanie i funkcjonowanie nowej instytucji, a teraz używa się nas, by pokazać, jak skutecznie nowa władza rozlicza starą – dodaje. CGT to instytucja kultury utworzona w czerwcu 2023 r. przez ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. Po podziale MEiN na dwa resorty jednostka trafiła do Ministerstwa Nauki. Jego szef, Dariusz Wieczorek z Lewicy, ocenił, że CGT „powstało tylko po to, by wyciągać publiczne pieniądze”, i w styczniu zapowiedział zamiar likwidacji instytucji.

W CGT pracuje obecnie 110 osób. Większość z nich przeniesiono tam jednak dopiero w grudniu 2023 r., a wcześniej były zatrudnione w Instytucie Badań Edukacyjnych. Dlaczego? To jedno z pytań, które stawiają sobie pracownicy. – Nasza hipoteza jest taka, że chodziło o to, by poprzednia władza mogła uzasadnić istnienie nowej instytucji kultury. Rozmowy o przenosinach zaczęły się jeszcze w październiku – mówi Aneta Bogdan. Politycy opozycji zarzucali Czarnkowi, że w CGT stworzył dla swoich ludzi szalupę ratunkową. Jednak osoby przeniesione z IBE deklarują, że z ministrem nie miały niczego wspólnego. To głównie zatrudnieni na najniższych stanowiskach edukatorzy, kierowcy i technicy, którzy pracowali w projekcie Mobilne Laboratoria Przyszłości. Odwiedzali szkoły, trenowali nauczycieli i prowadzili warsztaty dla uczniów – łącznie w roku szkolnym 2022/2023 byli w 359 powiatach i dotarli do 125 tys. dzieci. Mieli uzupełniać Laboratoria Przyszłości, inny projekt MEiN. W jego ramach do końca 2023 r. resort wydał 920 mln zł na nowoczesne wyposażenie dla szkół. Budżet MLP wynosił zaś nieco ponad 8 mln zł.

Jak relacjonują edukatorzy, przeniesienie do CGT źle wpłynęło na ich warunki pracy. Nowa instytucja zaczęła się spóźniać z wypłatami wynagrodzeń, pracownicy skarżą się też na zaległości w płatnościach do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W dodatku zapowiedziano tam zwolnienia grupowe; CGT ma rozwiązać umowy z 77 osobami, w większości szeregowymi pracownikami zatrudnionymi przy Mobilnych Laboratoriach. – Ponieważ w Instytucie Badań Edukacyjnych nie przedłużono nam umów, uniknięto przeniesienia w myśl art. 23[1] kodeksu pracy. Dlatego nie możemy mówić o ciągłości zatrudnienia, mamy też krótsze okresy wypowiedzenia – zaznacza Piotr Beciński, który razem z grupą pracowników w lutym założył w CGT związek zawodowy. Należy do niego ok. 40 osób. – Nasz głos mało się liczył, dopóki nie powołaliśmy związku – przyznaje Andrzej Manujło, inny związkowiec z CGT.

Taka sytuacja nie dziwi Nadii Oleszczuk-Zygmuntowskiej, działaczki związkowej z OPZZ Konfederacji Pracy. – Pracodawca nie ma obowiązku negocjować z poszczególnymi pracownikami, ale kiedy w zakładzie pracy zostanie założony związek, nie ma już wyjścia – mówi i dodaje, że coraz częściej związki powstają w tak nietypowych do tej pory branżach jak kultura czy IT. Jak wynika z korespondencji, którą otrzymali związkowcy, oficjalną przyczyną zwolnień jest likwidacja instytucji kultury. Problem w tym, że na razie nie można tego dokonać, bo ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej mówi, że będzie to możliwe pół roku po ogłoszeniu takiego zamiaru. Związkowcy argumentują, że skoro formalnie likwidacji nie ma, zwolnienia grupowe są niezgodne z prawem. Instytucja jednak podtrzymuje zamiar ich przeprowadzenia. – Pracownicy mogą w takiej sytuacji ograniczyć ich skalę czy wynegocjować odprawy – ocenia Oleszczuk-Zygmuntowska.

W czasie negocjacji z pełnomocnikami CGT związkowcy wnosili o odprawy w wysokości trzykrotnego wynagrodzenia. Nie otrzymali jednak na to zgody. Pełnomocnicy nie zgodzili się też, by instytucja zainwestowała w przekwalifikowanie się pracowników oraz wsparcie w poszukiwaniu nowej pracy. Związkowcy czują się oszukani, bo wcześniej słyszeli prośby, aby wymyślić, czym CGT mogłoby się zajmować w nowej sytuacji. – Ponieważ po podziale resortów znaleźliśmy się w MNiSW, a nie w MEN, poproszono nas, żebyśmy spróbowali wymyślić, jakie projekty możemy robić dla resortu nauki. Zaproponowaliśmy np. szkolenia na studiach nauczycielskich z wykorzystania nowych technologii w procesie nauczania. Mieliśmy dobre recenzje tego pomysłu, ale nikt go nie podchwycił – mówi Manujło. Za to w uzasadnieniu postanowienia o zwolnieniach napisano, że nie ma możliwości finansowania zadań z obszaru oświaty z budżetu na naukę.

Jak oceniają pracownicy, to marnotrawienie zasobów. Także dlatego, że MEN pracuje nad nowym programem cyfryzacji szkół (stary zawieszono). Być może także w nim będą potrzebne szkolenia czy lekcje pokazowe. I to mogliby robić edukatorzy zatrudnieni w Centrum GovTech. Zwłaszcza że – jak wynika z budżetu instytucji – jest na to zapewnione finansowanie. – Słyszymy też, że w CGT był audyt, ale nie dostaliśmy do ręki jego wyników – zaznacza Manujło. Co na to resorty nauki oraz edukacji? Do obu instytucji wysłaliśmy pytania w zeszły czwartek. Chcieliśmy wiedzieć, dlaczego CGT trafiło we właściwość MNiSW, a nie MEN, skoro prowadziło projekty dla szkół, i czy resorty widzą możliwość zatrudnienia edukatorów w innych projektach. Do zamknięcia wydania nie otrzymaliśmy odpowiedzi z MEN, a MNiSW przyznało tylko, że trwają konsultacje ze związkami. W rozmowie z nami nowy dyrektor instytucji, Damian Gąsiorek, przyznał zaś jedynie, że sytuacja między pracownikami a kierownictwem jest napięta. Jak się dowiedzieliśmy, w środę w resorcie nauki odbyło się spotkanie dotyczące sytuacji w CGT. ©℗