W środę, 23 lutego 2022 r., na dzień przed rosyjską inwazją – Andrzej Duda i jego litewski odpowiednik Gitanas Nausėda byli w Kijowie. O szykowanym na czwartek ataku poinformował ich osobiście Wołodymyr Zełenski. Żegnając się z polskim prezydentem, powiedział mu, że widzą się najpewniej po raz ostatni. Był przekonany, że zginie.

Duda do Kijowa pojechał „na kołach”, czyli kolumną aut ochranianą przez GROM i SOP. Loty na Ukrainę były ryzykowne. W związku z tym, że inwazję szykowano również z Białorusi, cały kraj był w zasięgu rosyjskiej obrony powietrznej. Polskie służby zakładały, że wariant strącenia prezydenckiego boeinga 737 jest realny. Kreml mógłby powiedzieć, że to przypadek. Pomyłka, która się zdarza. Tak jak zdarza się śmierć po przewróceniu się na skórce od banana w kolonii karnej w Charp.

Podczas nocnego powrotu z Kijowa wiceszef Agencji Wywiadu Dominik Duda poinformował prezydenta Dudę, że wojna w zasadzie się już zaczęła i powinien jak najszybciej opuścić Ukrainę. Gdy w czwartek było już jasne, że pociski spadają na całą Ukrainę i że za chwilę ruszy ofensywa na stolicę, Zełenski zadzwonił do dwóch przywódców – do Bidena i Dudy. Jak relacjonują świadkowie, traktował te rozmowy niemal terapeutycznie.

Po dwóch latach wojny i w szczycie kryzysu na granicy polsko-ukraińskiej atmosfera jest zupełnie inna. – To sytuacja, która każdego dnia pokazuje erozję solidarności. To, co dzieje się na naszej zachodniej granicy – granicy z Polską – nie może być postrzegane jako coś normalnego i zwyczajnego. Potrzebujemy sprawiedliwości, prostej i jasnej – powiedział Zełenski w oświadczeniu opublikowanym w mediach społecznościowych. – Tak naprawdę sytuacja nie dotyczy zboża, ale najprawdopodobniej polityki. A w pobliżu Kupiańska, niedaleko granicy z Rosją, gdzie nie ustaje ostrzał artylerii wroga, wieści z granicy z Polską brzmią po prostu jak kpina – dodał. Duda odpowiedział mu obszernym wywiadem udzielonym ukraińskim mediom. – Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że protestują nie tylko polscy rolnicy. To są także rolnicy z innych krajów (…) po prostu rolnicy boją się ogromnego napływu ukraińskich produktów rolnych na rynki państw Unii Europejskiej – stwierdził.

Politycy, którzy po spotkaniu w Wiśle w styczniu 2022 r. – podlewanym 40-proc. miodulą prezydencką zapijaną piwem, jak na porządnej imprezie studenckiej – budowali „projekt przyjaźń”. Dziś rozmawiają ze sobą za pomocą oświadczeń i wywiadów. Wyparował również reset Donalda Tuska z ukraińskimi władzami. Wyparował, zanim się na dobre rozpoczął. W drugą rocznicę wybuchu wojny oba państwa wchodzą w głębokim kryzysie relacji i z deficytami zaufania. Zełenski tradycyjnie sięga po zalatujące naftaliną szantaże moralne „a pod Kupiańskiem…”. Duda wszystko z kolei zrzuca na rosyjską agresję, która zachwiała rynkiem rolnym. Obaj w zasadzie mają rację. Tylko co z tego? I Ukraina, i Polska – mimo karnawału miłości po 24 lutego – nie dorobiły się żadnego systemowego mechanizmu rozwiązywania sporów, które w naturalny sposób dzielą oba państwa, ale też nie należą do kategorii nierozwiązywalnych. Kijów – posługując się kłamstwami – najpierw wrzucił nas do jednego worka z Rosjanami (przemówienie Zełenskiego w ONZ we wrześniu 2023 r.), by później doprawiać tę narrację zarzutami o blokowanie transportów wojskowych czy wręcz doprowadzenie do śmierci ukraińskich kierowców na granicy (przy okazji sporu o transport). Do tego korzystał pełnymi garściami z dobrych relacji z Komisją Europejską, żeby omijać władze w Warszawie przy realnym uregulowaniu sporów rolnych. Odpowiedź – jeszcze w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy – mogła być tylko jedna. Była to oczywiście pałka, którą zza pleców wyciągnął Jarosław Kaczyński. Czyli embargo. Później już poleciało. Jak zawsze między nami. I dziś – tuż przed zlotem europejskich przywódców do Kijowa – Polska zastanawia się, kto stoi za plakatem z napisem „Putin zrób porządek z Ukrainą i z Brukselą. I z naszymi rządzącymi” na jednym z polskich traktorów. To, co miało być historyczną szansą dla obydwu państw, powoli zamienia się w farsę.

Jeden z węgierskich dyplomatów od lat przyglądający się relacjom polsko-ukraińskim, ale i węgiersko-ukraińskim w rozmowie z DGP zapytał retorycznie: „dlaczego to sobie robicie? Dlaczego od lat z Ukrainą miotacie się od ściany do ściany. Od miłości do nienawiści. Tak, my mówimy im przykre słowa. Gramy swoją grę z Rosją i Chinami i stawiamy żądania Zełenskiemu. Ale jesteśmy w tym transparentni. Ukraińcy od co najmniej 2015 r. wiedzą, czego od nich chcemy. Nie ma żadnej ukrytej agendy”. Niewykluczone, że aby rozwiązać wojnę graniczną, Polska musi najpierw rzeczywiście sama uczciwie się zastanowić, jakie ma cele i czego chce w stosunkach z Ukrainą. Później spróbować dobrać do tego odpowiednie metody i te cele zrealizować. Może na początek bez prób budowania wspólnego państwa, obejmowania całej Ukrainy programem 800 plus czy dowodzącego słabości samotnego składania wieńców w polu przy okazji rocznic wołyńskich. I może bez obietnic pomocy w deokupacji Krymu, Doniecka i Ługańska czy udziału w schwytaniu Władimira Putina. Małe urealnienie oczekiwań i kalkulacji dobrze zrobi państwu polskiemu i na pewno nie zaszkodzi Ukrainie. Bo to, czy jej pomoże, nie jest już pytaniem, na które Polska musi sobie odpowiadać. ©℗