Choć Przemysław Czarnek ministrem edukacji został rok po ostatnich wyborach parlamentarnych, w październiku 2020 r., to jego pomysły na oświatę oraz naukę miały decydujący wpływ i określiły politykę dotychczasowej władzy w tym zakresie. Szef MEiN cieszył się bowiem wielkim zaufaniem prezesa partii, co pozwoliło mu przetrwać niejedną burzę. Czy Czarnek i MEiN sprostał wyzwaniom?

Nigdy nie krył swoich poglądów. Obejmując urząd, obiecywał, że ograniczy podstawę programową, ale rozbuduje ją o treści dotyczące Jana Pawła II i żołnierzy wyklętych, położy tamę liberalnym i lewicowym poglądom na edukację, wprowadzi nowe podręczniki, przywróci obligatoryjny wybór między lekcjami religii i etyki w szkołach, usuwając wariant, w którym uczeń nie chodzi na żaden z tych przedmiotów. Zapowiadał wsparcie dla katolickich placówek oświatowych i organizacji zaangażowanych w pracę z młodzieżą. I w dużej mierze to mu się udało, m.in. dzięki podpisanej w 2021 r. przez prezydenta nowelizacji ustawy o systemie oświaty i ustawy o finansowaniu zadań oświatowych. Przepisy umożliwiły szefowi MEiN tworzenie własnych programów i dały regulacje związane z przekazywaniem pieniędzy na te cele.

Gdyby przyznawać ministrom punkty za konsekwencję, szef MEiN zgarnąłby najwyższe noty. Zwłaszcza za forsowanie zmian w prawie oświatowym ochrzczonych mianem lex Czarnek.

Lex Czarnek. Parcie na zmiany

Program PiS na wybory 2019 r. głosił „przywrócenie pozycji kuratorów oświaty, dzięki czemu można realizować politykę oświatową państwa”. Pierwsza wersja lex Czarnek mówiła więc m.in., że głos kuratora w wyborze dyrektora szkoły byłby decydujący, bo wagowo liczyłby się razy pięć i przeważał w komisji konkursowej, w której zasiadają także przedstawiciele samorządu, rady pedagogicznej, rady rodziców i związków zawodowych. Kurator mógłby też odwołać w czasie roku szkolnego dyrektora. Inne propozycje dotyczyły kontroli nad tym, z kim szkoła współpracuje i jakie organizacje pozarządowe wpuszcza, a jakich nie. Minister Czarnek nie krył, że chodzi mu o te, które seksualizują młodzież bez zgody rodziców. Prezydent ustawę zawetował i zrobił to ponownie przy okazji lex Czarnek 2.0, który tym razem był projektem poselskim. Tu z kolei nacisk położono na edukację domową i walkę z, jak to określał minister, mafią edukacyjną. Nie krył, że chodziło o wyeliminowanie z rynku Szkoły w chmurze, która w ostatnich dwóch latach zanotowała gigantyczny wzrost liczby uczniów (dziś to ok. 25 tys.). Tuż przed końcem tej kadencji w Sejmie pojawił się projekt lex Czarnek 3.0, znów akcentujący walkę z seksualizacją dzieci. Nie udało się go przeprocedować, ale politycy obecnej władzy nie kryją, że do tematu wrócą.

Wracając do obietnic z czasu obejmowania resortu, to ministrowi wypomina się, że podstawy programowej nie odchudził. Wprowadził natomiast nowe przedmioty. Na czele z historią i teraźniejszością (HiT), która zakresem obejmuje czasy od końca drugiej wojny światowej do 2015 r. Argument „za” był taki, że wiedza o dziejach najnowszych wśród uczniów kuleje. Ciśnienie w dyskusji podniosło pojawienie się podręcznika do tego przedmiotu, autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego. Zwłaszcza jego drugiego tomu (okres od 1980 r.). Znalazły się tam kontrowersyjne słowa o gender, in vitro, katastrofie smoleńskiej, relacjach Tusk–Putin. Mimo fali krytyki minister stał murem za autorem.

Inne zmiany wprowadzone decyzją ministra to praktyczna nauka strzelania i obronności w edukacji dla bezpieczeństwa (pojawiły się po agresji Rosji na Ukrainę). A także nowy przedmiot biznes i zarządzanie (BiZ). Ten ostatni spotkał się z pozytywnym przyjęciem, gdyż akcentuje pracę w grupie, działania projektowe, których w polskich szkołach nie ma za wiele.

Minister Czarnek nie ma łatwych relacji z nauczycielami

Trzeba przyznać, że minister nie ma łatwych relacji z nauczycielami, zwłaszcza z najmocniej go krytykującym ZNP. Wprowadzając zmiany w awansie zawodowym, zapowiadał, że dzięki nim nauczyciel będzie szybciej piął się po szczeblach kariery, a co za tym idzie – zarabiał więcej. Zachwalał, że w 2022 r. rekordowo wzrosło wynagrodzenie średnie nauczycieli wchodzących do zawodu. Jego krytycy zwracają jednak uwagę, że kwoty, którymi chwali się minister, dobrze wyglądają na papierze. Bo równocześnie poszybowała inflacja i wzrosła płaca minimalna. W efekcie podwyżki nie są zbyt odczuwalne, a wchodzący do zawodu człowiek może liczyć jedynie na 200 zł więcej niż wspomniana płaca minimalna. Nic dziwnego, idą dalej, że do zawodu chętnych brakuje, a „branża” opiera się na emerytach. Na tym tle rysuje się kolejna oś sporu między ministrem a nauczycielami w ocenie kondycji oświaty – wakaty. Zdaniem ministra ich liczba, która tuż przed końcem wakacji dochodziła do 25 tys., jest czymś normalnym, a szkoły w końcu i tak potem funkcjonują. Dyrektorzy ripostują, że dzieje się tak dlatego, że niemal wszyscy nauczyciele dostają godziny ponadwymiarowe, a luki w planie lekcji są łatane doraźnymi zastępstwami. Tu warto zacytować dane z samego MEiN. Dziś jest ok. 691,5 tys. nauczycieli. Wśród nich 51,3 tys. to emeryci (o prawie 15 tys. więcej niż trzy lata temu). Szacunki mówią, że do końca tego roku umowy mają być rozwiązane z nawet 2–4 tys. osób. Powód? Emerytura.

Przykładem, jak trudno jest dziś znaleźć chętnych do pracy w szkole, jest podjęta przez resort Czarnka decyzja o standaryzacji zatrudnienia nauczycieli, która miała m.in. zwiększyć liczbę psychologów i pedagogów. Resort opisuje, że dzięki niej liczba specjalistów w szkołach wzrosła z ok. 22 tys. w roku szkolnym 2021/2022 do prawie 43 tys. w 2022/2023. I szacuje, że do końca 2024 r. w szkołach i przedszkolach będzie ich ok. 51 tys. Jednocześnie jednak MEiN przyznaje, że w 15,2 proc. (376) gmin nie ma psychologa. Swoje rachunki przedstawiają też organizacje pozarządowe. Ich zdaniem braki są większe i sięgają 27 proc. Od samych dyrektorów słyszymy, że problemem są pieniądze. Psycholog wchodzący do szkoły dostaje na początek wspomniane 200 zł powyżej płacy minimalnej, a bez porównania więcej może zarobić w prywatnej praktyce.

Faktem jest natomiast, że za czasów tej kadencji zapotrzebowanie na pomoc psychologiczną wzrosło. Przybywa dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego. O ile dwa lata temu było ich na koniec roku szkolnego ok. 140 tys., to na koniec ubiegłego ponad 180 tys. Rośnie też, choć wolniej, liczba uczniów w szkołach specjalnych.

Aby zrealizować inną z zapowiedzi z początku kadencji – obowiązkową religię lub etykę – trzeba było „wyprodukować” nauczycieli etyki, których jest jak na lekarstwo. W tym celu resort podpisał umowy z wybranymi przez siebie uczelniami na realizację studiów podyplomowych. Etyków do szkół miały kształcić m.in. toruńska akademia o. Rydzyka, Collegium Intermarium (powiązane z Ordo Iuris), UKSW, Uniwersytet Papieski w Krakowie, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Chełmie. Kursy, bezpłatne dla studiujących, cieszyły się dużą popularnością. Na razie nie widać jednak, by przełożyło się to na szkoły. W skali kraju na koniec ubiegłego roku szkolnego etatów etyków było 735 (o 20 mniej niż rok wcześniej). Spadła też liczba etatów nauczycieli religii, o 675 (dziś to 25 271). I może dlatego plany pozostały wyłącznie w sferze zapowiedzi.

Trudne czasy, decyzje też. Czy MEiN sprostał wyzwaniom?

Z całą pewnością MEiN musiało sprostać wyzwaniom, z którymi nikt wcześniej się nie mierzył. To pandemia i konieczność wprowadzenia czasowej edukacji zdalnej oraz włączenie do systemu oświaty uczniów z Ukrainy, którzy znaleźli się w Polsce w wyniku wojny (trafiło ich do szkół ok. 180 tys., ale ta liczba podlegała ciągłym zmianom). Trwała więc operacja na żywym organizmie. Pandemia boleśnie uwidoczniła braki w dostępie do sprzętu komputerowego i sieci (w szkołach, domach uczniów i nauczycieli), ale też braki w umiejętności korzystania ze środków komunikacji na odległość. Pojawił się problem uczniów, którzy zniknęli z oświatowych radarów. Ministrowi zarzucano, że nie dostrzega tych bolączek, a zwłaszcza problemów psychicznych młodzieży, które w pandemii się nasiliły. Trzeba jednak przyznać, że walce z tym zjawiskiem miały służyć zarówno dodatkowe lekcje, jak i wspomniana standaryzacja.

Faktem jest, że pandemia odbiła się na wynikach w nauce. Rok szkolny 2021/2022 skutkował najwyższą od lat liczbą uczniów, którzy nie otrzymali promocji do następnej klasy (nie zdało np. 3,68 proc. młodzieży ze szkół ponadpodstawowych wobec 2,58 proc. dwa lata wcześniej).

Rewolucyjne zmiany przeszła za tej kadencji matura, ale jest to pokłosie reformy tej ekipy rządzącej z poprzedniej czterolatki – likwidacji gimnazjów, powrotu do ośmioletniej podstawówki i cztero letniego liceum. Zmiany dotknęły zwłaszcza język polski i listę lektur, a egzamin rozszerzono o nowe rodzaje zadań do wykonania. W toku jest także reforma szkolnictwa branżowego z zapowiedzią sieci branżowych centrów umiejętności, które mają być hubami łączącymi przedsiębiorców, nauczycieli, uczniów.

MEiN, podsumowując działania, chwali się rekordowymi inwestycjami w oświacie, także z programów. Nie trzeba przykładać do nich lupy, by dostrzec, że beneficjentami są często fundacje, organizacje i stowarzyszenia bliskie ministrowi. Ten ostatni w wypowiedziach nie krył, że zamierza wspierać właśnie je, gdyż za czasów jego poprzedników pieniądze publiczne docierały do środowisk bardziej liberalnych i lewicowych. Można by się z tym zgodzić, gdyby chodziło wyłącznie o kwestie ideowe. Jednak wśród wyróżnianych znajdują się też podmioty związane politycznie z obozem władzy.

Minister Czarnek opiekował się także szkolnictwem wyższym i nauką. Zafundował środowisku akademickiemu szok nową ewaluacją działalności naukowej (gros uczelni odwołało się od wyników). Minister bronił pomysłu, sugerując, że trzeba ruszyć skostniałe środowisko naukowców. Przedstawił także nowy wykaz punktowanych czasopism naukowych. – To prowadzi do paradoksów, bo osoby publikujące w lokalnych czasopismach mogą uzyskać więcej punktów w procesie ewaluacji niż te, które publikują w zagranicznych czy w tych uznanych polskich, o długiej tradycji – grzmieli eksperci, przekonując, że tryb opracowania zmian i przyjęte kryteria nie są klarowne. W 2022 r. hucznie do życia powołano też Akademię Kopernikańską. Minister nie ukrywał, że kolejnym krokiem miałaby być reforma PAN.

Za tego ministra został wprowadzony tzw. pakiet wolności akademickiej. Tak, by np. wykładowca mógł poskarżyć się do komisji dyscyplinarnej przy ministrze, że uczelnia chce ukarać go za światopogląd. Krytycy Czarnka wypominają mu, że nie pamiętał o jego istnieniu, gdy chodziło o prof. Barbarę Engelking. Ale przypomniał sobie, gdy Uniwersytet Warszawski wszczął postępowanie w sprawie Oskara Szafarowicza, studenta tej uczelni i młodzieżowego działacza PiS, aktywnego w mediach społecznościowych. Co tym bardziej pokazuje, że minister pozostaje wierny deklaracji o kładzeniu tamy poglądom innym niż swoje. ©℗

Współpraca: Ula Mirowska-Łoskot

Więcej tekstów w Wydaniu Specjalnym Dziennika Gazety Prawnej https://www.gazetaprawna.pl/wybory