We wtorek ruszają rozmowy z nowym czeskim rządem na temat kopalni. Polska chce dokonać znaczących zmian w umowie, możliwe jest też zaskarżenie czeskiej strony do sądu arbitrażowego

Rozmowy, w ramach których Czesi żądają od Polaków odszkodowań za straty środowiskowe w związku z działalnością kopalni, ruszyły w czerwcu zeszłego roku. Nie udało się ich skończyć przed październikowymi wyborami w Czechach. Jak wynika z informacji DGP, jednym z kluczowych punktów będzie postulat zmniejszenia - z 45 mln euro do ok. 25 mln euro - kwoty rekompensat dla strony czeskiej. - Na razie mandat negocjacyjny nie został zatwierdzony, więc nie komentujemy szczegółów - słyszymy z rządu. Chcemy płacić mniej, bo i tak wiszą nad nami kary - 20 września zeszłego roku Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE) postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej karę 500 tys. euro dziennie za to, że nie zaprzestała wydobycia węgla brunatnego w Turowie. To efekt skargi ze strony Czech.
Nadal punktem rozbieżności zostaje data możliwego wypowiedzenia umowy. Warszawa proponowała Czechom, by było to możliwe po czterech latach. - 95 proc. nakładów i inwestycji z naszej strony zostanie poniesione i tak w dwóch pierwszych latach, więc tłumaczyliśmy Czechom, że taki termin nie stwarza dla nich żadnego zagrożenia - mówi nasz rozmówca. Strona czeska postawiła jednak warunek minimum 15 lat, zanim pojawi się możliwość wypowiedzenia. Spór o czas ostatecznie przesądził o zerwaniu rozmów jesienią.
Zdaniem polskiej strony umowa wymaga także aktualizacji. Chodzi m.in. o szczegółowe zapisy dotyczące informowania Czechów przed pogłębianiem odkrywki po polskiej stronie ponad ustaloną głębokość. - Ponieważ umowy nie zawarto, to firma zaczęła już wydobywać głębiej - podkreśla nasz rozmówca. Inna kwestia to zobowiązanie do przeprowadzenia badań terenu w ciągu dwóch miesięcy od zawarcia umowy. Takich badań nie można przeprowadzić zimą, więc gdyby umowa miała być zawarta teraz, to ten termin także wymaga zmiany.
Jak słyszymy od osób zorientowanych w przebiegu negocjacji, Polska zamierza działać dwutorowo - prowadzić negocjacje, ale też chce pozwać Czechów przed międzynarodowy sąd arbitrażowy, prawdopodobnie w Szwecji. - Mamy wrażenie, że Czesi z jakichś powodów nie chcą się dogadać. Dlatego zapadła decyzja, że wychodzimy z tej ciągłej defensywy - tłumaczy jeden z naszych rozmówców. Strona polska zamierza powołać się na zapisy Karty energetycznej z 1994 r. - W przyszłym tygodniu Czesi mają dostać wezwanie o naruszanie m.in. art. 10 karty, który mówi o zakazie dyskryminacji inwestycji. Chodzi o to, że Czesi inaczej traktują polską inwestycję niż swoje własne - zauważa nasz rozmówca.
W polskim rządzie zapadła decyzja, że konsekwentnie nie płacimy kar Brukseli za niezrealizowanie środków tymczasowych nałożonych przez TSUE, czyli za brak wyłączenia kopalni do czasu zapadnięcia ostatecznego wyroku. Rząd liczy, że wyrok okaże się mniej dotkliwy niż środki tymczasowe oraz że na jego podstawie kary zostaną „unieważnione”. Zakłada też, że wizja zbliżającego się orzeczenia TSUE będzie dopingować Czechów do zawarcia porozumienia. - Uważamy, że ich samorządy będą naciskały na rząd, by to załatwić, dopóki sprawa jest przed TSUE, bo gdy rozstrzygnięcie zapadnie, to nie będziemy mieli powodów, by im płacić rekompensaty - mówi nasz rozmówca z rządu. 3 lutego rzecznik generalny TSUE ma przedstawić swoją opinię w tej sprawie, która będzie pokazywała, jak może ostatecznie wyglądać orzeczenie, które - jak oczekuje polski rząd - zapadnie w marcu.
Bruksela natomiast nie zamierza odpuszczać w sprawie kar i chce dochodzić zaległych kwot od Polski. - Po wyroku wysyłamy wezwanie do zapłaty i dajemy krajowi członkowskiemu określony czas na dokonanie płatności. Jeśli tak się nie stanie, Komisja może nałożyć odsetki - tłumaczy nasze źródło w Brukseli. Jak dodaje, w przypadku Turowa KE jak dotąd przesłała Polsce trzy wezwania do zapłaty. - Termin wyznaczony w pierwszym z nich upłynął i Polska nie opłaciła kary. Dlatego Komisja wysłała pismo z prośbą o dokonanie płatności wraz z określonymi odsetkami. Jeśli Polska dalej nie będzie płacić, to kwota kar i odsetek będzie potrącona przy kolejnych płatnościach z Unii - dodaje.
Martin Půta, przewodniczący kraju libereckiego, który od początku bierze udział w negocjacjach, wskazuje, że obecnie priorytetem jest uzyskanie gwarancji z polskiej strony, że nie będą przekroczone limity dotyczące zanieczyszczeń środowiska, głośności oraz wykorzystania wody. Kwestia pieniędzy zaś staje się drugorzędna. Zdaniem naszych rozmówców z Czech obecne spotkanie pokaże, czy jest szansa na kompromis. Przy stole ma usiąść nowa czeska minister Anna Hubáčková, która dziś jedzie na spotkanie do kraju libereckiego, żeby spotkać się z lokalnymi politykami. Chce się dowiedzieć, jakie są ich priorytety i przygotować przed spotkaniem z polską minister. ©℗
Rząd nadal nie zamierza płacić Brukseli kar za Turów