Pierwsze sygnały o poważnych utrudnieniach pojawiły się we wtorek po godz. 18. Na odcinku między Rychnowem a Olsztynkiem ruch w kierunku Warszawy zaczął gwałtownie zwalniać, by w krótkim czasie całkowicie stanąć. Zator wydłużał się z minuty na minutę, sięgając ostatecznie węzła na wysokości Ostródy. Równolegle w kierunku Gdańska samochody utknęły między MOP Grabin a Rychnowem – tam korek przekroczył siedem kilometrów i również się powiększał.

W pewnym momencie warunki były na tyle trudne, że nie dało się ruszyć nawet o kilka metrów. Intensywne opady śniegu połączone z silnym wiatrem błyskawicznie zasypywały jezdnię. Część kierowców spędziła w korku niemal całą noc. Rekordziści stali na S7 nawet osiem godzin, bez realnej możliwości zjazdu czy zawrócenia.

Brak przejazdu i narastająca frustracja kierowców

Uwięzieni w zatorach kierowcy zwracali uwagę na bardzo ograniczoną obecność służb drogowych w pierwszych godzinach kryzysu. W relacjach powtarzały się zarzuty o zbyt małą liczbę pługopiaskarek oraz brak bieżących informacji o sytuacji i możliwym czasie odblokowania trasy. Wielu kierowców nie wiedziało, co dokładnie się wydarzyło ani dlaczego korek nie zmniejsza się mimo upływu kolejnych godzin.

Zimowa aura była bezlitosna. Padający śnieg i porywisty wiatr tworzyły zaspy nawet na wcześniej odśnieżonych fragmentach drogi. Samochody osobowe grzęzły między ciężarówkami, które – zablokowane na podjazdach – skutecznie uniemożliwiały przejazd całemu ruchowi.

GDDKiA: dwie ciężarówki zablokowały drogę w poprzek

O przyczyny tej sytuacji zapytaliśmy Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Jak wyjaśnia Katarzyna Kozłowska z olsztyńskiego oddziału GDDKiA, kluczowy moment nastąpił we wtorek około godz. 18 w rejonie miejscowości Rychnowska Wola.

— Początkiem i właściwie przyczyną całej tej sytuacji było zblokowanie się dwóch ciężarówek w okolicy miejscowości Rychnowska Wola. Doszło do tego we wtorek około godz. 18. Trudno mi na ten moment powiedzieć, czym to było spowodowane, czy przyczyną było słabe ogumienie czy inne czynniki. Trudno mi wyrokować w tym momencie. Nadjeżdżające kolejne samochody nie mogły przejechać, tworząc zatory. To spowodowało sytuację, jaką mieliśmy w tym miejscu wczoraj i właściwie całą noc.

Jak podkreśla przedstawicielka GDDKiA, nie chodziło o klasyczne ugrzęźnięcie w zaspach.

— Nie mam informacji, żeby te tiry utknęły w zaspie śnieżnej. Mam informację, że w poprzek drogi stanęły ciężarówki, które się na tej trasie wyprzedzały. To spowodowało też, że nie mogły tam przejechać i wykonać swojej pracy pługosolarki, które również utknęły w tym zatorze.

Zablokowany przejazd uniemożliwił skuteczne działanie sprzętu odśnieżającego. Pługosolarki, które normalnie utrzymują przejezdność trasy, znalazły się w środku korka razem z innymi pojazdami.

111 pojazdów i 28 tysięcy ton soli. Skala akcji zimowej

Olsztyńska GDDKiA zapewnia, że w nocy na trasie S7 pracował pełny dostępny potencjał zimowego utrzymania dróg. Łącznie w teren wysłano 111 pojazdów, a na sam feralny odcinek przeznaczono 21 pługosolarek. Wszystkie wyjechały do pracy.

W ciągu jednej doby zużyto ponad 28 tysięcy ton soli. Mimo tak dużych nakładów sprzętowych i materiałowych sytuacja długo pozostawała krytyczna, ponieważ kluczowym problemem było fizyczne zablokowanie jezdni przez ciężarówki.

— Sytuacja uległa poprawie dopiero nad ranem. W pewnym momencie te tiry zostały ściągnięte na prawy pas ruchu. Z przekazanych nam na bieżąco informacji wynika, że jeden z kierowców ciężarówek założył łańcuchy na koła. Wtedy ciężki sprzęt w asyście policji wjechał tam pod prąd, powoli udrażniając ten przejazd.

Policja: reakcja łańcuchowa i walka o korytarze przejazdu

Przebieg wydarzeń potwierdza także Komenda Wojewódzka Policji w Olsztynie. Podkomisarz Tomasz Markowski, rzecznik KWP w Olsztynie, zwraca uwagę na ukształtowanie terenu, które w połączeniu z pogodą odegrało kluczową rolę.

— Na pewnym odcinku tej trasy jest taka niecka i samochody ciężarowe wyjeżdżające z niej nie mogły podjechać pod górę ze względu na bardzo obfite opady śniegu. To spowodowało, że kolejne pojazdy za nimi zaczęły się zatrzymywać. Zaczął tworzyć się korek. Ten korek stał się na tyle duży, że utrudniło to przejazd służbom drogowym.

Sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli.

— Śnieg wciąż padał, wiał silny wiatr, więc utworzyły się zaspy. To spowodowało reakcję łańcuchową, w wyniku której kolejne samochody, zwłaszcza ciężarowe, utknęły już nawet na płaskich odcinkach zaśnieżonej trasy, powodując korek, który rozwinął się do kilkunastu kilometrów.

Priorytetem policji stało się stworzenie korytarzy przejazdu, przynajmniej dla samochodów osobowych.

— Trzeba było w taki sposób wyregulować ruch aut na tym niewielkim odcinku, żeby utworzyć korytarze, by chociaż osobówki mogły się przemieszczać między samochodami ciężarowymi. Ze względu na ich dużą liczbę nie było to takie proste. Ale to był pierwszy krok, żeby ten odcinek udrożnić, a potem też umożliwić przejazd służbom drogowym na miejscu.

S7 przejezdna, ale ruch wciąż bardzo wolny

Poprawa sytuacji nastąpiła dopiero w środę nad ranem. Około godz. 9 Katarzyna Kozłowska z GDDKiA poinformowała, że trasa jest już przejezdna, choć ruch odbywa się bardzo wolno i wciąż wymagane jest zachowanie szczególnej ostrożności. Na miejscu nadal pracują służby drogowe i policja.

Z informacji przekazanych przez służby wynika, że mimo wielogodzinnego paraliżu na tym odcinku S7 nie doszło ani do wypadków, ani do kolizji. Najpoważniejszym skutkiem były wielogodzinne opóźnienia, skrajnie trudne warunki bytowe dla kierowców oraz poważne pytania o odporność kluczowych tras na ekstremalne zjawiska pogodowe.