Po raz kolejny potwierdziło się, że na lotnisku żarty potrafią mieć bardzo poważne konsekwencje. Przekonał się o tym mieszkaniec Piotrkowa Trybunalskiego, który podczas odprawy w Pyrzowicach postanowił zażartować, że w jego bagażu znajduje się… dynamit. Jedno zdanie wypowiedziane „dla śmiechu” wystarczyło, by natychmiast uruchomić pełne procedury bezpieczeństwa – i całkowicie zmienić plany wyjazdowe mężczyzny.

Żarty o dynamicie na lotnisku skończyły się źle

Do zdarzenia doszło w czwartek, 4 grudnia, kiedy 43-latek szykował się do wylotu do Marsa Alam w Egipcie. W trakcie nadawania bagażu miał rzucić w stronę obsługi uwagę o rzekomym przewożeniu materiałów wybuchowych. Personel lotniska, zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie miał prawa potraktować tej deklaracji jak niewinnej anegdoty. Na miejsce natychmiast skierowano funkcjonariuszy Zespołu Interwencji Specjalnych Śląskiego Oddziału Straży Granicznej.

Mężczyzna został wylegitymowany, a cały jego bagaż poddano szczegółowej kontroli – zarówno prześwietleniu, jak i sprawdzeniu przez psa wyszkolonego do wykrywania materiałów wybuchowych. Procedura trwała, a jej finał był jednoznaczny: w walizkach nie znaleziono niczego niedozwolonego. Jednak sam brak niebezpiecznych przedmiotów nie oznaczał dla pasażera końca kłopotów.

Kapitan nie wpuścił pasażera do samolotu

Za niefortunny „żart” 43-latek otrzymał 500 zł mandatu, a to nie był koniec konsekwencji. Kapitan samolotu, mając pełne prawo do takiej decyzji, odmówił mu wejścia na pokład. W efekcie zamiast urlopu w Egipcie mieszkaniec Piotrkowa Trybunalskiego został na lotnisku – z lekcją, że słowa wypowiedziane przy odprawie mogą zaważyć na całej podróży.