Czytam uzasadnienie decyzji Karola Nawrockiego, w którym prezydent snuje wizję Odry jako międzynarodowego szlaku komunikacyjnego, i przypominam sobie lato, w którym na tej rzece utknęłam kajakiem. Wyobraźni prezydentowi nie brakuje.

Jak prezydent Karol Nawrocki uzasadnia weto do ustawy o Parku Narodowym Doliny Dolnej Odry?

Zdaniem Karola Nawrockiego Odra „jest rzeką zaniedbaną i zapomnianą”, o czym ma świadczyć „techniczna dekapitalizacja Odrzańskiej Drogi Wodnej”. Głęboko nie podzielam wprawdzie poglądu o tym, że zadbana rzeka to taka, która jest zakuta w betonowy kaganiec, jednak wiara w transportowy potencjał Odry w tych czasach jest czymś zdumiewającym. Owszem, rzeka pełniła ważną funkcję transportową, ale to było jakieś 200 lat temu. Nie jest wprawdzie ujmą dla historyka, że odwołuje się do historycznych argumentów, jednak to, że Odra nie jest preferowanym szlakiem transportowym, ma swój powód. Transport kolejowy – a w zachodniej Polsce na gęstość sieci nie można szczególnie narzekać – jest po prostu o niebo szybszy. I tak byłoby nawet wtedy, gdyby Odrzańska Droga Wodna miała na całej długości międzynarodową klasę żeglowności, co w zasadzie wymagałoby przekopania i po prostu zniszczenia rzeki.

Kiedy rząd PiS zaczynał swoją pierwszą kadencję, sen o żeglugowej potędze znalazł się w exposé premier Beaty Szydło, co przerodziło się potem w utworzenie resortu gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, zlikwidowanego zresztą przez jej następcę Mateusza Morawieckiego. Ministrem od żeglugi był wówczas Marek Gróbarczyk, piewca fantazji o potędze żeglugi na Odrze i niemieckim planie zniweczenia jej za pomocą parku narodowego.

Już wówczas mówiło się, że umiędzynarodowienie szlaku żeglugowego wymagałoby budowy ponad 20 stopni wodnych, przebudowy lub modernizacji niemal wszystkich śluz, pogłębiania, poszerzania i profilowania łuków rzeki oraz podniesienia mostów, których jest koło setki. Koszty można liczyć w dziesiątkach, jeśli nie setkach miliardów złotych.

A i tak pozostaje pytanie, skąd wzięlibyśmy wodę do praktykowania tak śmiałej koncepcji, bo przecież jednym z czynników sprzyjających katastrofalnemu zakwitowi złotej algi w 2022 roku była właśnie rekordowa niżówka.

Ani Austria, ani Czechy nie chciały z nami budować kanału Odra-Dunaj

Transport rzeczny ładunków to u nas jakieś 0,4 proc. całości. W UE to w ostatnich latach ponad 6 proc., przy czym za ten wynik odpowiadają w ok. 70 proc. dwa kraje: Niemcy i Holandia, połączone Renem. Tym samym, na którym także, już niemal co roku, dochodzi do letnich niżówek uniemożliwiających transport, i tym samym, którego wielkości przepływów nawet nie ma co porównywać z Odrą. Na dodatek koncepcja umiędzynarodowienia szlaku żeglugowego na Odrze miała swój akcelerator w propozycji budowy kanału Odra-Dunaj. I on ma głównie walor historyczny, sięgający początków XX wieku. Kiedy koncepcja odżyła na początku lat dwutysięcznych, okazało się, że Austria nie jest projektem zainteresowana z powodów ekologicznych, a kilka lat temu z planów zrezygnowała Republika Czeska, zwalniając pod zabudowę zabezpieczone wcześniej tereny.

Wychodzi więc na to, że w walce o potęgę żeglugi na Odrze Polska bohatersko startuje we własnej kategorii wagowej, a pierwszą ofiarą tej walki został niedoszły park narodowy. Jak na ironię, w jego granicach – wbrew temu, co napisał prezydent – Odra nie miała nawet przepływać. Brawo.