Jarosław Sosnowski w więzieniu spędził już ponad 20 lat. Skazany w 2006 roku na 25 lat pozbawienia wolności za brutalne zabójstwo i gwałt, od dwóch dekad utrzymuje, że jest niewinny, a jego sprawa budzi dziś skojarzenia z niesłusznym skazaniem Tomasza Komendy. W obronę mężczyzny zaangażował się Rzecznik Praw Obywatelskich oraz senator Grzegorz Fedorowicz, podważając kluczowe dowody i metody śledcze z 2004 roku.

Trzy dni terroru i wymuszone przyznanie

Dramat Sosnowskiego rozpoczął się 20 listopada 2004 roku w okolicach dyskoteki Faraon w Lądku. Jarosław, który bawił się ze znajomymi i dziewczyną Sylwią, po jej wyjściu poznał inną kobietę. Jak opowiada jego obrońca i kuzyn, około godziny drugiej nad ranem wyszedł z nią do pobliskiego zagajnika, gdzie spędzili razem kilkanaście minut. Następnego dnia w tym samym zagajniku znaleziono zwłoki 26-letniej Małgorzaty W., również bawiącej się w Faraonie. Kobieta była obnażona, miała liczne obrażenia a sekcja zwłok wykazała, że została uduszona.

Sosnowski został zatrzymany kilka godzin po znalezieniu ciała i przewieziony na komendę. Tam przez kolejne trzy dni był intensywnie przesłuchiwany. To właśnie te trzy dni stanowią najmocniejszy punkt sporu. Jarosław twierdzi, że był bity po twarzy i kręgosłupie, rozbierany do majtek, opluwany i zastraszany groźbami śmierci – jego i jego rodziny. „Jeżeli nie chciałem nic mówić, to policjant mówił: 'nap*** go, bijcie go'” – relacjonuje skazany. W końcu, nie wytrzymując presji, przyznał się do gwałtu i zabójstwa. Choć w aktach sprawy znajdują się zdjęcia Jarosława po przesłuchaniu, na których jest posiniaczony, formalnie nie można już do tego wrócić, a przedstawiciel Sądu Okręgowego w Koninie stwierdza, że nie przypomina sobie, by kiedykolwiek potwierdziły się zarzuty o zmuszaniu oskarżonych do składania wyjaśnień.

Mimo że w dyskotece i przed nią bawił się tłum ludzi, nikt ze świadków nie zauważył, by Jarosław Sosnowski wychodził razem z zamordowaną później Małgorzatą W. Mężczyznę obciążyły jedynie zeznania szatniarza, który stwierdził, że Jarosław odebrał rzeczy z szatni, posługując się numerkiem 33, który należał do ofiary. Sosnowski stanowczo zaprzecza temu twierdzeniu.

Ślady na miejscu zbrodni mówią inaczej

Największe wątpliwości budzi fakt, że kluczowy dowód – przyznanie się Sosnowskiego – rażąco kłóci się z innymi faktami i dowodami, które sądy pierwszej i drugiej instancji zignorowały.

Brak śladów: na miejscu zbrodni nie znaleziono DNA, odcisków palców ani żadnych innych śladów pozostawionych przez Jarosława Sosnowskiego.

Włos nieznajomego: na bieliźnie zamordowanej kobiety zabezpieczono włos należący do całkiem innej osoby, a śledczy zaniechali próby ustalenia, kim jest ta osoba.

Wizja lokalna pod kontrolą: choć Jarosław wziął udział w wizji lokalnej, wskazując na szczegóły, które mógł znać tylko zabójca (jak rozerwanie bielizny), on sam utrzymuje, że „to jest wszystko wersja policjantów”. Twierdzi, że funkcjonariusze go pokierowali, a nawet wskazał miejsce zbrodni, które było już zaznaczone rękawiczką.

Wątpliwy świadek: choć tylko szatniarz Szymon Z. rzekomo widział Sosnowskiego rozmawiającego z ofiarą, sam Szymon Z. w rozmowie z mediami przyznaje, że nie potrafi dobrze czytać i podpisał protokół, którego nie rozumiał, zaprzeczając, że widział ich razem.

W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich, który skierował kasację do Sądu Najwyższego (sygn. I KK 460/25), Sąd Apelacyjny rażąco naruszył procedurę karną, bezkrytycznie akceptując wyrok sądu pierwszej instancji, który nie uwzględnił tych wszystkich kluczowych sprzeczności.

Senator w obronie i nadzieja na oczyszczenie imienia

Przekonana o niewinności Jarosława rodzina dotarła do senatora Grzegorza Fedorowicza, który w przeszłości był wiceszefem Służby Więziennej w Polsce. Polityk, który początkowo podchodził do sprawy z dystansem, po zapoznaniu się z aktami i rozmowach z Sosnowskim, publicznie oświadczył, że uważa, iż mężczyzna jest niewinny i zbrodni dokonała inna osoba.

Szczegóły zarzutów w kasacji RPO

RPO w kasacji zarzuca sądowi odwoławczemu, że bezkrytycznie zaakceptował ocenę materiału dowodowego dokonaną przez sąd I instancji, mimo licznych uchybień dotyczących analizy wyjaśnień oskarżonego oraz opinii biegłych. Sąd Apelacyjny uznał nagranie przesłuchania i opinię fonoskopijną za wiarygodne, choć oskarżony twierdził, że policjanci manipulowali nagraniami. Rzecznik wskazuje, że sądy pominęły zeznania matki oskarżonego, zaprzeczające twierdzeniu, jakoby nigdy nie skarżył się na naciski funkcjonariuszy. Nie wyjaśniono też właściwie znaczenia słowa „zmusili”, użytego przez świadka, ani tego, że obietnica niższej kary mogła stanowić formę wywierania presji.

Zdaniem Rzecznika sądy zignorowały fakt, że oskarżony próbował wycofać swoje wyjaśnienia już podczas badania psychiatrycznego – jedynej czynności prowadzonej bez udziału policjantów – oraz nie zbadały zarzutów dotyczących złego traktowania. Sąd Apelacyjny również uznał jego początkowe przyznanie się za kluczowy dowód, choć opis czynu nie pokrywał się z ustaleniami śledztwa, a raczej z notatką sporządzoną przez policję przed przesłuchaniem. Opinia biegłych wskazywała też, że przedstawiony przez oskarżonego sposób działania nie odpowiadał rzeczywistym obrażeniom ofiary.

RPO wytyka również nielogiczności w ocenie śladów krwi oraz pominięcie rozbieżności w czynności okazania, w której brał udział świadek z dyskoteki. Wskazuje, że sądy nie uwzględniły zeznań innych świadków i wyników eksperymentu procesowego, a część okoliczności została przyjęta mechanicznie, bez ich pełnego wyjaśnienia. Istotne wątpliwości budzą także opinie biologiczne i daktyloskopijne, których wnioski wykluczają udział oskarżonego, a mimo to zostały uznane za nieistotne dla rozstrzygnięcia.

Rzecznik podkreśla, że sąd nie ustalił, do kogo należał włos znaleziony na bieliźnie ofiary, choć z opinii wynikało, że nie był to ani oskarżony, ani pokrzywdzona. Organy ścigania od początku skupiły się wyłącznie na jednym podejrzanym i nie podjęły działań zmierzających do sprawdzenia udziału innych osób obecnych w klubie. Sąd I instancji nie wyjaśnił również, jak ustalony mechanizm działania sprawcy ma się do obecności ziemi w drogach oddechowych kobiety ani nie ustalił jednoznacznie charakteru jej obrażeń.

W ocenie Rzecznika sąd odwoławczy nie przeprowadził rzetelnej kontroli instancyjnej – nie zareagował na istotne wątpliwości dowodowe, nie zbadał sprawy również z urzędu, choć wymagało tego poczucie sprawiedliwości, i bezrefleksyjnie utrzymał w mocy orzeczenie obarczone poważnymi brakami. Gdyby te kwestie zostały wnikliwie przeanalizowane, rozstrzygnięcie mogłoby być odmienne. Dlatego – zdaniem RPO – uchybienia proceduralne miały istotny wpływ na treść wyroku.

Po 21 latach spędzonych w więzieniu, zbieżność działań RPO oraz wsparcia polityka daje Jarosławowi Sosnowskiemu nadzieję na to, że Sąd Najwyższy uchyli wyrok, a sprawa zostanie przekazana do ponownego, rzetelnego rozpoznania.