Mikołaj Mirowski

9 sierpnia 2025 roku przypadła bez rozgłosu i jakiekolwiek dużego echa 161. rocznica urodzin jednego z kluczowych ojców polskiej niepodległości – Romana Dmowskiego. Nie odnotowałem z tej okazji w imieniu Prezydenta lub Premiera Rzeczypospolitej Polskiej by został złożony wieniec na warszawskim Kamionku, przy głazie pamięci u zbiegu ulic Lubelskiej i Alei Wedla, który symbolicznie upamiętnia miejsce narodzin Romana Dmowskiego.

Na pamiątkowej tablicy widnieje następujący podpis: „Tu na Kamionku 9 sierpnia 1864 roku urodził się Roman Dmowski – twórca ruchu narodowego, mąż stanu, współtwórca niepodległego państwa polskiego”. Miejsce pamięci nieopodal Jeziora Kamionkowskiego zostało utworzone w wolnej Polsce już dawno, bo 28 czerwca 1991 roku, w 72. rocznicę zawarcia traktatu wersalskiego, na którego obrady polskim delegatem wraz z pianistom i późniejszym premierem Ignacym Janem Paderewskim był właśnie Roman Dmowski.

Rocznica urodzin Dmowskiego, a także takie daty jak zawarcie traktatu wersalskiego sygnujące święto niepodległości 11 listopada będą tak czy tak budzić spory. Może nawet niehistoryczne (historycy o ważność postaci założyciela ruchu narodowego się nie spierają), ale z pewnością natury moralnej i politycznej. Zaciekłych i bezpardonowych przeciwników ma Pan Roman wciąż sporo (jest ich notabene o wiele więcej niż w przypadku swojego największego adwersarza Józefa Piłsudskiego), zresztą ja sam należę do krytyków tradycji nacjonalistyczno-endeckiej. Nie o krytykę jednak toczy się tu gra, a tym bardziej o czyjeś samopoczucie.

Roman Dmowski budził, budzi i będzie budzić sprzeciw, gdyż nie był on postacią świetlaną, mimo swoich ważnych zasług. Rodzi to jednak zasadnicze pytanie; a kto z wielkich ojców założycieli II Rzeczpospolitej był jedynie i wyłącznie krystaliczną postacią, której nic nie można zarzucić? Gdyby tak do sprawy podchodzić trzeba by najpewniej omijać większość pomników. Tymczasem rola Dmowskiego i endecji jest w naszej historii i to tej związanej z odzyskaniem niepodległości nie do pominięcia. Kwiaty złożone pod pomnikiem nie oznaczają przecież w żaden sposób akceptacji dla wszystkiego, co założyciel Narodowej Demokracji robił i głosił. Złą rzeczą byłoby wymazywanie fragmentów historii, nawet jeśli rodzą one uzasadnione i poważne kontrowersje.

Podobne subtelności można przecież mnożyć przy wielu innych postaciach. Ktoś słusznie mógłby powiedzieć, że Edward Śmigły-Rydz nie zasługuje na ulicę czy „państwowe” kwiaty na swoim pochówku, bo we wrześniu 1939 roku zachował się jak na Naczelnego Wodza wielce niehonorowo, gdyż uciekł z pola walki niesławną „zaleszczycką szosą” do Rumunii. Tyle że z drugiej strony, będąc sprawiedliwymi, musimy pamiętamy o jego zasługach: Legionach Polskich, kierownictwie Polskiej Organizacji Wojskowej, o pięknej karcie bojowej w roku 1920, w szczególności w bitwie warszawskiej. Zresztą, by niedaleko szukać najważniejsza postać II RP – Józef Piłsudski ma ulicę i pomniki przecież nie za zamach majowy z 1926 roku, tylko za odzyskanie niepodległości, za wojnę z bolszewikami w 1919-1920 roku, za tworzenie podstawowych zrębów państwowości jako Naczelnik Państwa. Podobnie sprawa się ma z właśnie Dmowskim, któremu nie dajemy ulic za fobię antyżydowską, moralnej odpowiedzialności za ciemne stronny endecji w II RP, czy napisania de facto rasistowskiej i antysemickiej książki „Dziedzictwo” (podpisanej pseudonimem Kazimierz Wybranowski, gdyż jak sądzę nie było powodu, by się nią zbytnio chwalić), tylko za rolę w podpisaniu traktatu pokojowego w Wersalu w 1919 roku.

Każda postać ma swoje ciemne strony, ale jeśli zostaje patronem ulicy lub ma swój pomnik, to za te dobre dokonania. Imię Romana Dmowskiego nierozłącznie zawiązanie jest z datą 11 listopada 1918 roku wraz z imionami innych wielkich Polaków: Piłsudskiego, Daszyńskiego, Korfantego czy Witosa. I to czy się nam to podoba czy nie, tak zostanie. Do przeszłości nie da się niczego dopisać lub czegoś z niej wykreślić. Ci, którzy chcą ją „poprawiać” błądzą.

Pamięć o Romanie Dmowskim może a wręcz musi być także pamięcią wielce krytyczną i ostrzegawczą. Chcąc o nim całkiem zapomnieć, można sprowokować, że wróci to, co było u niego najgorsze. Ojcowie założyciele polskiej niepodległości byli ludźmi z krwi i kości, złożoność ich biografii najlepiej oddaje prawdę historyczną tamtych czasów, nie upraszczajmy tej prawdy, ale dyskutujmy i spierajmy się o nią. To także pamięć instytucjonalna i państwotwórcza – i właśnie z tego powodu polskie władze winny o Dmowskim pamiętać. Bez hagiografii i bałwochwalstwa.

Dlatego też – całkiem świadomie – wiedząc, że reprezentuję całkowite odmienne poglądy i tradycję, od tych które propagował założyciel endecji, doceniam jego ogromny wkład we wskrzeszenie Polski po 123 latach niewoli. „Jeżeli jest coś takiego, jak prawa autorskie do pomysłu, to Dmowski był autorem II RP, ponieważ co najmniej półtora roku, zanim ona zaczęła się formować, na papierze zawarł jej kształt: zarówno terytorialny, jak i ustrojowy oraz odnośnie polityki zagranicznej” – podkreślił na antenie polskiego radia prof. Krzysztof Kawalec. Podpisuję się pod tymi słowami. To za to powinno się złożyć mu kwiaty w dniu urodzin, jak również, co ważniejsze – 11 listopada.