Zasada UE+0 miałaby oznaczać, że nie wprowadzamy dodatkowych regulacji ponad te, które są minimalnymi wymaganiami stawianymi nam przez UE, by nie być mniej konkurencyjnym rynkiem od naszych partnerów. Czy jednak przyjęcie instrukcji i wytycznych dla administracji centralnej wystarczy, żeby uwolnić Polskę od obciążeń regulacyjnych?

Problem transpozycji i implementacji prawa europejskiego jest obciążony dwoma kardynalnymi grzechami polskiego ustawodawcy. Są nimi nadtranspozycja (wprowadzanie regulacji, które wykraczają poza minimalne rygory określane w dyrektywie) oraz pakietowanie, czy bundling, polegający na łączeniu kilku dyrektyw do wspólnego wprowadzenia do krajowego porządku prawnego albo sklejanie dyrektywy z przepisami niewynikającymi z niej, ale przemycanymi pod płaszczykiem obowiązku nakładanego przez UE. Te praktyki sprawiają, że proces transpozycji jest zazwyczaj przeciągnięty i Polska nie wyrabia się z wprowadzaniem dyrektyw, co naraża nas na sankcje. Z drugiej strony doprowadza to do przeregulowania gospodarki i komplikowania życia obywatelom. Przykładem przeciągniętej transpozycji była sprawa dyrektywy work-life balance, która miała ułatwić łączenie życia zawodowego z rodzinnym. Przez nadtranspozycję i pakietowanie terminy zostały przeciągnięte o dziewięć miesięcy. W tym czasie Polacy byli ograniczeni w korzystaniu z uprawnień poprawiających komfort życia codziennego.

Poprawić technikę legislacji

Sam przykład problemu transpozycji przepisów prawa pracy, gdzie z dyrektywą work-life balance spakietowano dyrektywę w sprawie przejrzystych i przewidywalnych warunków pracy oraz wynikające z inicjatywy rządu liczne zmiany krajowe, pokazuje, jak ważnym tematem jest postulat UE+0. Nie wystarczy jedynie wydanie instrukcji czy zaleceń dla administracji, by wprowadzić tę zasadę w życie. Niezbędna jest zmiana procesu stanowienia prawa w zakresie transpozycji prawa europejskiego. Tylko w takim wypadku będzie możliwe uwolnienie się od nadregulacji. Zmiana mogłaby być wprowadzona na kilku poziomach, przy czym najszybszym i najprostszym może być zmiana rozporządzenia określającego sposób przygotowania ustaw. To zasady techniki legislacji mogłyby określić, jakie standardy powinna spełniać ustawa transponująca przepis UE.

Choć formalnie techniki legislacji są ustalone na poziomie niskiej rangi aktu, jakim jest rozporządzenie, to jednak są zestawem wymagań redakcyjnych, jakie muszą spełniać projekty ustaw. Wprowadzenie zasad redakcyjnych ograniczających nadregulację i pakietowanie poprzez dodanie rozdziału o warunkach, jakie musi spełniać projekt ustawy, wydaje się możliwe do realizacji. Rząd mógłby te zmiany wprowadzić od ręki, decydując się na nowelizację rozporządzenia. Alternatywą jest przyjęcie ustawy o procesie przygotowania ustaw transponujących prawo europejskie. W obu wypadkach celem minimalnym powinno być wprowadzenie zasady jasnego oznaczania w tytule ustawy transpozycyjnej, której dyrektywy ona dotyczy, oraz rezygnacja z pakietowania. Odpowiednie oznaczenie ustaw na poziomie tytułu może ułatwić selekcjonowanie przepisów, które wynikają wprost z obecności Polski w UE.

Nie obciążać przeregulowanych gospodarek

Tak pojęta deregulacja wydaje się być obecna w wypowiedziach polityków koalicji i opozycji. Jest więc konsens co do tego, jak wypowiadać się na temat nakładania na siebie samych obowiązków wynikających z przepisów brukselskich. Problem, jak przekuć słowa w działania, które ograniczą nie tylko regulacje w kraju, ale również możliwość przemycania pomysłów rządowych pod płaszczykiem transpozycji prawa europejskiego. Co ciekawe, dyskutowana zasada UE+0 staje się w pewnym sensie passé. W krajach starej Unii, które lepiej niż my zrozumiały zasady wewnętrznej rozgrywki, wprowadzana jest już zasada UE minus. Wprowadzanie do porządku krajowego przepisów europejskich w państwach takich jak Włochy dokonywane jest coraz częściej w sposób tylko formalnie poprawny. Certyfikaty i audyty wymagane przez Unię są tam uzyskiwane w sposób tak naprawdę fikcyjny tylko po to, żeby nie można było łatwo wykazać braku transpozycji. Zasadą jest to, żeby nie obciążać i tak przeregulowanych europejskich gospodarek wymysłami z Brukseli. Może więc okazać się, że nasz pomysł na UE+0 jest bardzo ostrożny, a w niedługiej przyszłości dla utrzymania konkurencyjności niezbędne będą dalsze kreatywne zmiany.

Wyzwanie nadregulacji i pakietowania zauważone przez zespół Brzoski to nie tylko działanie na przyszłość. Od wejścia Polski do UE przyjęto olbrzymią liczbę aktów transponujących przepisy europejskie. Procesy te były przeprowadzane w sposób nadmiernie komplikujący życie obywateli i przedsiębiorców. Realne wprowadzenie zasady UE+0 wymaga – na co zwraca uwagę inicjatywa „SprawdzaMY” – dokonania przeglądu aktów transponujących przepisy europejskie w przeszłości i oczyszczenie ich z elementów nadregulacji. W tej perspektywie zmiana przepisów, które ograniczą przesadną transpozycję i pakietowanie, będzie oznaczać mniej pracy z przeglądem tego, co na bieżąco wprowadzamy do porządku krajowego. Zegar tyka, a Polska staje się coraz bardziej splątana przepisami, które uniemożliwiają dobre życie oraz uwolnienie kreatywności i przedsiębiorczości.