Kompromis jest porozumieniem będącym efektem ucierania się stanowisk, z którego strony nie są w pełni zadowolone, ale jednocześnie jest ono dla wszystkich akceptowalne.
Przede wszystkim dostrzegam, jak narracja ministra Żurka dramatycznie przegrywa w zderzeniu z rzeczywistością, faktami i prawem. Powiem wprost: projekt ministra sprawiedliwości nie jest żadnym kompromisem. To powrót do koncepcji zaprezentowanej przez Adama Bodnara – uwłaczającej prawie 3500 polskich sędziów, pogardliwie nazywanych „neosędziami”.
Mamy do czynienia z próbą stygmatyzowania jednej trzeciej polskich sędziów. Segregacja jakiejkolwiek grupy społecznej czy zawodowej na kategorie czy – jak proponują rządzący – kolory, przypomina najgorsze czasy.
Nie. To Waldemar Żurek przedstawił koncepcję, skądinąd będącą właściwie „plagiatem” pomysłu Adama Bodnara, w której dzieli sędziów na lepszych i gorszych tylko ze względu na datę ich powołania. To nie tylko absurdalne, ale przede wszystkim całkowicie bezprawne.
Zarówno minister Żurek, jak i część środowisk prawniczych i politycznych, nie mają problemu, aby w sądach nadal orzekali sędziowie powołani przez komunistyczną Radę Państwa, a jednocześnie przeszkadzają im sędziowie, którzy całą ścieżkę edukacyjną, a także całą procedurę powołaniową przeszli już w wolnej Polsce i otrzymali nominację z rąk Prezydenta RP. Trudno to wytłumaczyć w racjonalny sposób.
Ale pytał mnie pan o kompromis – przedstawiony projekt nie jest żadnym kompromisem, to pogłębianie chaosu bezprawia. Godzi przede wszystkim w art. 180 ust. 1 Konstytucji RP, który stanowi jednoznacznie: sędziowie są nieusuwalni. Warto, żeby minister Żurek wreszcie przyswoił sobie te trzy proste słowa i zakończył próby brutalnych ataków na niezawisłość sędziów i niezależność sądów. Nie ma żadnych szans na to, aby taka ustawa – gdyby oczywiście została w tej formie przyjęta przez parlament – zyskała podpis prezydenta.
Odpowiedziałbym ministrowi Berkowi, że są dobre i złe zwyczaje. Jeśli jakiś zwyczaj jest zły, to nie warto go kontynuować. Nie warto także kontynuować drogi bezprawia, na której ten rząd gwałci konstytucję w ramach tzw. demokracji walczącej.
Zresztą to, co mówi minister, nie jest do końca prawdą. Nie tak dawno zostałem zaproszony przez wicepremiera i ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza na posiedzenie Stałego Komitetu Rady Ministrów, któremu – tak na marginesie – przewodniczy przecież Maciej Berek. Rozmawialiśmy o projekcie ustawy dotyczącym funkcjonowania Marynarki Wojennej i Sił Powietrznych. To było normalne, merytoryczne spotkanie.
Skoro więc rozmawiamy o zwyczajach – liczyłbym na to, że rozmowy z przedstawicielami prezydenta na etapie tworzenia projektów ustaw staną się właśnie dobrą praktyką. Każdy, kto tworzy prawo, wie, że na końcu procesu legislacyjnego jest Prezydent RP, który decyduje, czy dana ustawa wejdzie w życie, czy też nie. Konsultowanie pomysłów na odpowiednio wczesnym etapie jest szczególnie potrzebne, gdy mówimy o tak ważnej kwestii jak wymiar sprawiedliwości. To głowa państwa ma szczególne kompetencje, jeżeli chodzi o sądownictwo, w tym wyłączną prerogatywę mianowania sędziów, co ma swoje i konstytucyjne, i historyczne podstawy.
To prawda. Z tego też powodu prezydent Karol Nawrocki postawił przede mną zadanie przygotowania pakietów stanowiących odpowiedź na chaos bezprawia w wymiarze sprawiedliwości. Będzie to także zadanie prezydenckiej rady ds. naprawy ustroju państwa. Zakładamy, że przygotowany zostanie projekt ustawy lub ustaw, mający na celu uporządkowanie sytuacji w sądownictwie – zaczynając od kwestii niekonstytucyjnych prób kwestionowania części sędziów, przez funkcjonowanie Krajowej Rady Sądownictwa po usprawnienie funkcjonowania sądów administracyjnych. Celem jest przywrócenie zaufania obywateli do sądów i poprawa tempa oraz jakości prowadzonych spraw, ponieważ na końcu na tym chaosie cierpi przecież zwykły obywatel.
Jedno nie wyklucza drugiego. Projekt ustawy lub ustaw, o którym mówię, pojawi się w najbliższych tygodniach. Na pewno jeszcze w tym roku odpowiedni pakiet rozwiązań zostanie wniesiony do laski marszałkowskiej. Prezydent chce najpierw podjąć próbę uporządkowania wygenerowanych przez obecnie rządzących problemów w ramach inicjatywy ustawodawczej, bez angażowania całego społeczeństwa. Ale oczywiście, jeśli nie będzie woli po stronie większości sejmowej, aby nad nimi pracować, niewykluczone, że prezydent Nawrocki zdecyduje się na drogę referendalną.
Czytając te słowa, miałem nieodparte wrażenie, że minister Berek – będąc przecież konstytucjonalistą i człowiekiem od wielu lat zajmującym się legislacją – sam nie wierzy w to, co mówi. Jedną z najważniejszych konstytucyjnych prerogatyw Prezydenta RP jest inicjatywa ustawodawcza. Konstytucja w żaden sposób nie limituje tego, ile ustaw może składać prezydent i jakich kwestii mogą dotyczyć. Głowa państwa ma w tym zakresie swobodę przyznaną przez ustawę zasadniczą. Dobrze, gdyby tworzący rząd czytali konstytucję, na którą tak często się powoływali, i żeby ją stosowali tak, jak ona wprost stanowi, a nie tak, jak oni ją rozumieją przez pryzmat ich partykularnych interesów.
Nie mam przekonania, że tak się stanie. Spotkajmy się za kilka miesięcy – myślę, że niektóre ze złożonych projektów prezydenckich wejdą w życie jeszcze w tej kadencji Sejmu. Projekt ustawy o Centralnym Porcie Komunikacyjnym udowodnił już, że w Sejmie mogą powstawać koalicje wokół konkretnych dobrych rozwiązań proponowanych przez prezydenta (przeciwko odrzuceniu projektu w pierwszym czytaniu głosowali posłowie z PiS, Konfederacji, Razem i Polski 2050 – red.). To ugrupowanie Donalda Tuska i sam premier byli wówczas w mniejszości wobec koalicji Tak dla CPK.
Już trzeciego dnia swojej prezydentury Karol Nawrocki podpisał projekt ustawy wprowadzającej zerowy PIT dla rodzin mających dwoje lub więcej dzieci oraz podwyższającej II próg podatkowy do 140 000 zł. Ten sam projekt ustawy przewiduje również elementy „pancerza podatkowego”, uszczelniającego podatki VAT i CIT. Kolejne projekty – w tym właśnie obniżka stawki VAT – są przygotowywane. Zależy nam przede wszystkim, aby były one w pełni dopracowane.
Sto dni mija dokładnie czternastego listopada. Niedługo zaprezentujemy projekt ustawy…
Projekt ustawy na pewno zostanie przedstawiony przed tą datą. Jeżeli Sejm będzie procedował go odpowiednio szybko – jak w przypadku ustawy dotyczącej obywateli Ukrainy złożonej po wecie prezydenta Nawrockiego, którym zmusił rząd do ograniczania 800 plus dla obcokrajowców – to w okolicach stu dni może zostać uchwalony. Pytanie oczywiście, czy po stronie większości rządzącej będzie taka wola, żeby pomóc Polakom.
To nieprawda. Kolejne posiedzenia Rady Gabinetowej na pewno się odbędą – i odbywać się będą regularnie. Oczywiście ich częstotliwość uzależniona będzie od pozostałych zadań prezydenta – w tym obowiązków związanych z polityką zagraniczną. Przypomnę, że przez pierwsze dwa i pół miesiąca Prezydent odbył dziewięć wizyt zagranicznych, w tym dwie do USA. Te pierwsze tygodnie to również wytężona praca nad inicjatywami legislacyjnymi oraz nad ustawami, które trafiały z Sejmu. Prezydent chce być blisko ludzi, dlatego odbywa wiele spotkań – zarówno w Polsce, jak i tu, w Warszawie – z przedstawicielami różnych środowisk, które zgłaszają swoje postulaty. Zachęcam rząd do równie wytężonej pracy, a o efektach będą mogli opowiedzieć podczas kolejnej Rady Gabinetowej.
Rada ds. nowej konstytucji zostanie powołana w najbliższych tygodniach i na pewno jeszcze w tym roku rozpocznie działalność. Będzie to bardzo zróżnicowane gremium: profesorowie prawa, przedstawiciele świata nauki, eksperci zajmujący się prawem konstytucyjnym oraz ustrojem państwa, a także praktycy z różnych zawodów prawniczych, osoby, które na co dzień mają do czynienia z administracją publiczną, wymiarem sprawiedliwości, polityką zagraniczną, ze sprawami społecznymi czy obszarem bezpieczeństwa.
To, co dziś jest pewne, to fakt, że ma to być projekt konstytucji na 2030 rok. Prezydent chce mieć pewność, że niezależnie, czy doszłoby do przesunięcia większości kompetencji w stronę prezydenta, czy premiera – a kwestię podziału władzy wykonawczej musimy wreszcie uporządkować – Polacy będą wiedzieli, jakie konkretnie prerogatywy będą przysługiwać głowie państwa, którą wybiorą właśnie w 2030 roku.
Mam świadomość, że to wielce wymagające wyzwanie, ale trzeba postawić pierwszy zdecydowany i odważny krok. Jestem przekonany, że okoliczności wewnętrzne, a jeszcze bardziej zagrożenia zewnętrzne i wyzwania, którym musimy sprostać jako państwo i jako naród, powodują, że możemy mówić o momencie konstytucyjnym, a na pewno o tym, że jest on bardzo blisko. Szczególnie, że po 28 latach od wejścia w życie obowiązującej ustawy zasadniczej, uzasadniona jest refleksja, że nie wszystko w niej działa tak, jak powinno, a część zapisów obecnej Konstytucji generuje konflikt, powoduje paraliż decyzyjny i jest wprost dysfunkcjonalna, zwłaszcza w zakresie władzy wykonawczej. ©℗