Projekty i spółki – co naprawdę stoi za ZnanyPapuga?

Jacek Miczek to śląski przedsiębiorca – jest współwłaścicielem kilku spółek, w tym m.in. Aidvocates, IT Infinite oraz Past and Future. Przez długi czas pracował nad projektem ZnanyPapuga. Jest również twórcą wydarzeń związanych z AI, prawem i HR – Ślonski Legaltech, Game Changer AI oraz HR Legaltech.

O sobie mówi, że jest wizjonerem i innowatorem, który buduje firmy technologiczne, koncentrując się przy tym na rynkach zagranicznych. W rozmowie z redakcją przyznał, że chce być unicornem. Chętnie chwali się globalnymi współpracami, w tym z dużym koncernem motoryzacyjnym z Japonii i Włoch, największym bankiem w Wielkiej Brytanii oraz dużą firmą logistyczną z Polski. Wskazał również na międzynarodowe kancelarie prawne.

Post Jacka Miczka na LinkedIn
ikona lupy />
Jacek Miczek chwali się współpracą z włoskim koncernem na LinkedIn / GazetaPrawna.pl / Jacek Miczek/LinkedIn

Jak zapewniał w rozmowach z redakcją, podpisał rundy finansowania z prywatnym inwestorem na 2 mln dolarów, a potem na 30 mln dolarów. O tym wszystkim informował też publicznie – zarówno w mediach branżowych, jak i w postach publikowanych w serwisie LinkedIn.

Osiągnięcia Jacka Miczka czy opowieści o sukcesie?

Śląski unicorn deklaruje wiele współprac, jednak – jak sam tłumaczy – nie może ich potwierdzić ze względu na obowiązujące umowy o poufności (NDA). Ponieważ jego bliscy współpracownicy mają wątpliwości, co do prawdziwości jego postów, a redakcji nie udało się potwierdzić żadnego z wymienionych przez niego osiągnięć, postanowiła zapytać eksperta, jak on ocenia prawdopodobieństwo istnienia inwestorów i osiągnięć, o których Miczek pisze w postach. Nie jest to twierdzenie redakcji, lecz ocena eksperta na podstawie jego doświadczenia w branży. Konrad Trzyna, członek zarządu Hard2beat uważa, że dużo rzeczy w opowieściach Miczka się nie zgadza.

Fragment artykułu w serwisie My Company Polska o sukcesie Jacka Miczka
ikona lupy />
Jacek Miczek chwali się w My Company Polska finalizacją umowy z amerykańskim inwestorem na 2 mln dolarów / GazetaPrawna.pl / My Company Polska/https://mycompanypolska.pl/

- Przede wszystkim - rundy finansowania i wycena. Już ta pierwsza może budzić wątpliwości. W lutym 2025 r. Jacek Miczek pochwalił się pozyskaniem 2 mln dolarów finansowania. Żeby dać obraz czy to dużo czy mało, możemy przyjąć punkt odniesienia w postaci Eleven Labs. To spółka wyceniana obecnie na kilka miliardów dolarów, która w swojej rundzie pre-seed zebrała właśnie 2 mln dolarów. Co istotne, tamtej rundzie towarzyszyło opublikowanie wersji beta narzędzia AI, zamieniającego tekst w mowę. I żeby to wybrzmiało: Jacek Miczek twierdził, że w swoim pre-seedzie zebrał tyle samo, i to bez działającego demo – mówi Konrad Trzyna z Hard2beat.

Jak dodaje ekspert, o ile ta pierwsza runda była wątpliwa, ale teoretycznie możliwa – przy dużym szczęściu i trafieniu na wyjątkowo szczodrego inwestora - o tyle w kolejną naprawdę trudno uwierzyć.

- Kilka miesięcy po ogłoszeniu finansowania na 2 mln dolarów Jacek poinformował, że pozyskał rundę na kwotę - jak sam to ujął - „dwucyfrową, w milionach dolarów”. Przyjmuje się, że startup na etapie pre-seed / seed oddaje inwestorom 10–20 proc. udziałów. Jeżeli więc założymy, że Aidvocates zebrał 10 mln dolarów, co stanowi dolną granicę „dwucyfrowej” kwoty i oddał w zamian 15 proc. udziałów, wycena spółki wyniosłaby około 66,6 mln dolarów. Przy ówczesnym kursie dolara to mniej więcej ćwierć miliarda złotych. Trudno uznać, by profesjonalny inwestor zaakceptował wycenę na poziomie 250 mln zł za spółkę bez produktu – uważa Konrad Trzyna.

Zwraca przy tym uwagę, że Jacek Miczek wielokrotnie pisał w social mediach, że jego spółka generuje pierwsze przychody mimo braku działającego MVP. Wspominał też o „pełnym, globalnym wdrożeniu” systemu w „jednej z największych firm motoryzacyjnych na świecie”, wywodzącej się z Japonii.

- Każdy, kto miał kiedykolwiek do czynienia z kontraktowaniem usług na poziomie „największych firm na świecie”, wie, jak złożony jest to proces i przez ile działów musi przejść produkt, zanim zostanie wdrożony. Zwłaszcza, gdy mówimy o rozwiązaniu komercyjnym, o zamkniętym kodzie źródłowym, pochodzącym z odległego kraju, które dotyczy tak wrażliwego obszaru jak legal/compliance. Na bazie mojego doświadczenia w kilku podobnych procesach trudno mi uwierzyć, by przez tak drobne sito przeszło rozwiązanie, które jeszcze niedawno nie posiadało szyfrowanej transmisji danych na stronie internetowej, a do dziś nie opublikowało na niej warunków licencji – sądzi członek zarządu Hard2beat.

Jak dodaje, teoretycznie możliwe jest, że Aidvocates rzeczywiście pozyskał finansowanie od prywatnych inwestorów, którzy zaryzykowali mimo braku produktu. Nie można tego całkowicie wykluczyć.

- Zwykle jednak za takimi rundami stały przełomowe technologie, konkretne nazwiska, wcześniejsze sukcesy założycieli i transparentna komunikacja wobec rynku. Osobiście naprawdę chciałbym, żeby to była prawda - życzę tego zarówno spółce, jak i Jackowi. Jednak na podstawie tego, co zobaczyłem do tej pory, trudno jest mi w to uwierzyć – mówi Konrad Trzyna.

Wątpliwości współpracowników i byłych partnerów Miczka

W istnienie inwestorów i sukcesów biznesowych wątpi była partnerka i wspólniczka Miczka – Klaudia Miczek (zbieżność nazwisk przypadkowa). Podobne odczucia mają również jego byli pracownicy, którzy zdecydowali się na kontakt z redakcją. Co mówi o nim była partnerka?

- Bardzo wierzyłam w projekt ZnanyPapuga.pl. Chłopaki z pierwszego zespołu programistycznego (było ich kilka – przyp. red.) zresztą też – w pracę nad nim włożyli całe serce i… pieniądze. Wtedy Miczek zaczął rzekomo pozyskiwać inwestorów. Jednym z pierwszych był ten z Dubaju… Wierzyliśmy, że on istnieje… Potem był inwestor z Niemiec. Punktem zwrotnym okazał się słynny Paul z Miami czy Delaware – Miczek zmieniał wersje w zależności od dnia – mówi Klaudia Miczek.

Według jej relacji, to wtedy zrozumiała, że powinna być mniej ufna, a inwestorów – jak przekonuje - prawdopodobnie po prostu nie ma. Jej uwagę zwróciły także inne opowieści wspólnika.

- Miczek chwalił się rzekomo prowadzonymi rozmowami z przedstawicielami Ferrari, Toyoty i Bank of America przez Zooma. Negocjacje z kolei były prowadzone przez translator. Opowiadał też o negocjacjach w czterech strefach czasowych – wymienia Klaudia Miczek.

Przekonana o braku inwestorów jest też Arina L., była pracownica jednej ze spółek Miczka - Past and Future. Jak twierdzi, "ślonski" przedsiębiorca nigdy nie przedstawił żadnych nazwisk, dokumentów czy umów.

- Nie odbyło się ani jedno spotkanie z żadnym inwestorem. Wszystko, co mówił o „partnerach zagranicznych” czy „funduszach” było tylko częścią jego narracji. Dla niego nie byliśmy zespołem, tylko sposobem na budowanie wizerunku „firmy, która się rozwija”. Nie miał żadnych realnych osiągnięć w tej dziedzinie - nie umie projektować, nie zna się na kodowaniu ani marketingu. Na AI zresztą też nie, dlatego tylko mówił o „strategii” – stwierdza Arina L.

W istnienie inwestorów nie wierzy inna pracownica unicorna, która pragnie pozostać anonimowa. Jak twierdzi, kontakty Miczka z nimi były owiane tajemnicą, a on sam zapewniał, że jest przez nich pozytywnie odbierany i chwalony.

- Osobiście wiem, jak wygląda proces dogadywania się z realnymi inwestorami i nigdy tak kolorowo nie jest, że nie weryfikują niczego, tylko spokojnie czekają na efekty. Standardem jest sprawdzanie całego zespołu oraz wewnętrznej struktury startupu, a nie pustych makiet. Dodatkowo, Miczek miał problemy z obliczeniami i biznesplanem, który po prostu nie trzymał się kupy – uważa anonimowe źródło.

NDA, wezwania do zapłaty i presja na współpracowników

Była partnerka przedsiębiorcy podkreśla, że ten często zasłania się umowami o zachowaniu poufności. Podpisuje je z kontrahentami i pracownikami. Po co to robi? Zdaniem Klaudii Miczek, po to, żeby potem stanowiły formę presji dla tych, którzy mogą chcieć ujawnić niepochlebne informacje na jego temat. Arina L. ma podobne spostrzeżenia - jak zapewnia, Miczek wielokrotnie przypominał jej o umowie o zachowaniu poufności.

- Po trzech miesiącach bezskutecznego upominania się o zaległe wynagrodzenie złożyłam wypowiedzenie, a kontakt z pracodawcą się urwał. Sprawę skierowałam do sądu i prokuratury. Dopiero po pół roku od wypowiedzenia otrzymałam od Jacka Miczka wezwanie do zapłaty 50 tys. zł za rzekome „złamanie NDA”. Nie przedstawił jednak żadnych dowodów – również moim prawnikom – że do tego faktycznie doszło. Wezwanie pojawiło się tuż po moim przesłuchaniu na komisariacie policji, która wraz z prokuraturą prowadziła postępowanie w jego sprawie. Przypuszczam, że jego nagłe „uaktywnienie się” mogło być reakcją na działania organów ścigania. Miczek wywierał na mnie presję. Pisał, że jeśli nie zapłacę tych pieniędzy w ciągu siedmiu dni, skieruje sprawę do sądu i prokuratury. Podobne listy otrzymały też inne osoby – grożono im bezpodstawnymi pozwami i kwotami od 50 do nawet 200 tys. zł – dzieli się Arina L.

Podobne doświadczenia ma inna była pracownica spółki Miczka, która pragnie pozostać anonimowa. Odpowiadała za projekt designu jego startupu. Podobnie jak inni pracownicy, z którymi rozmawiała redakcja, musiała podpisać umowę o zachowaniu poufności, za naruszenie postanowień której musiałaby zapłacić karę w wysokości 200 tys. zł. Przyznaje, że przez dwa miesiące pracowała dla niego za darmo – nie wypłacił jej wynagrodzenia. Jak dodaje, doszło do sytuacji, kiedy musiała skontaktować się z firmą windykacyjną. Siłą rzeczy musiała przekazać jej wszelkie informacje na temat współpracy z przedsiębiorcą.

- Wtedy Jacek Miczek posądził mnie o złamanie podpisanego NDA. Wystawiał mi również niemiłe opinie w internecie, przerzucając na mnie odpowiedzialność za brak dalszej współpracy. Aktualnie moją sprawą nadal zajmuje się zespół prawników i spraw wkrótce trafi do sądu – informuje anonimowy informator.

Przeszłość przedsiębiorcy vs teraźniejszość

Zdaniem jego byłej partnerki, śląski przedsiębiorca kreuje się na innowatora, człowieka wpływowego i cieszącego się szacunkiem w branży. Kogoś, kto osiąga wysokie przychody ze swojej działalności. Równocześnie podkreśla, że wspierała go finansowo nieprzerwanie od czasu, kiedy odbywał w zakładzie karnym karę pozbawienia wolności - Miczek przyznawał się odsiadywania wyroku w licznych artykułach prasowych (np. w WP.pl i Gazeta.pl).

- Dzięki pomocy prawnika wyszedł na przedterminowe zwolnienie warunkowe we wrześniu 2022 roku. Musiałam zapłacić za jego usługi 20 tys. zł. Po opuszczeniu przez Miczka zakładu karnego wzięłam na siebie koszty jego utrzymania. Dałam mu dach nad głową, wyżywienie, ubrałam go… – opowiada Klaudia Miczek

Wizerunek Miczka w mediach a rzeczywistość oczami pracowników i wspólniczki

Współpracownicy Miczka podkreślają, że ważny jest dla niego wizerunek profesjonalisty. Tyle że ten prawdziwy – zdaniem Klaudii Miczek – jest zupełnie inny. Ukończył szkołę średnią o profilu sportowym. Od niedawna studiuje prawo na prywatnej uczelni.

- Tak naprawdę nie wiadomo po co, przecież odbywał karę pozbawienia wolności. Miczek nie posługuje się też językiem angielskim. Kreuje się na speca od AI, ale w rzeczywistości korzysta tylko z ChataGPT. Wykazywał za to duże zdolności do wpływania na decyzje innych osób – ocenia jego była partnerka.

Michaela Miczek (zbieżność nazwisk przypadkowa), jego była pracownica, przyznaje, że Jacek Miczek wykazuje się dużym sprytem, kreując swój wizerunek i markę osobistą na LinkedInie. Według jej relacji, swoimi postami, czasami kontrowersyjnymi, wzbudza ruch na swoim profilu, a co za tym idzie - zwiększa zasięgi.

- Jeżeli chodzi o kwestie merytoryczne swoich wpisów, to od razu widać, że są one wygenerowane przez ChatGPT. Miczek sam odpowiada na komentarze pod postami, więc bez problemu można dostrzec znaczną różnicę w pisowni – problemy z ortografią, składnią i interpunkcją – wskazuje Michaela Miczek.

Kontakty "ślonskiego" przedsiębiorcy z branżą prawniczą

Wszystkich moich rozmówców zaskakuje kontakt Miczka z prawnikami. Zdaniem niektórych jego współpracowników, zwiększało to wiarygodność jego wizerunku i postów. W social mediach można odnaleźć wiele zdjęć, na których pojawiają się adwokaci i radcowie prawni z całej Polski.

- Kontakt środowiska prawniczego z nim to dla mnie zagadka. To, co kreuje Miczek w serwisach społecznościowych i to, jakim jest człowiekiem w rzeczywistości, to dwie różne postacie – uważa Michaela Miczek.

Organizacja wydarzeń przedsiębiorcy i kolejne wyzwania

Co ciekawe, w najbliższych miesiącach Miczek miał zorganizować kolejne wydarzenia branżowe. Jedno z nich – zgodnie z informacjami na stronie wydarzenia - miało odbyć się w Muzeum Śląskim w Katowicach. Tyle że pracownik placówki zaprzeczył tym informacjom.

- Firma It Infinite zalega z płatnością za wydarzenie, którą zgodnie z procedurami formalno-prawnymi będziemy egzekwować. Nie była to jednak współpraca, a najem komercyjny. Był naszym kontrahentem komercyjnym i nie mamy z nim powiązań biznesowych – informuje Tomasz Buczyński, główny specjalista ds. obsługi publiczności i organizacji imprez w Muzeum Śląskim w Katowicach.

Pytanie bez odpowiedzi

Kim naprawdę jest Jacek Miczek? Innowatorem, który nie znalazł zrozumienia na krajowym rynku? Czy może człowiekiem, który zbudował wizerunek sukcesu na obietnicach bez pokrycia? Na to pytanie wciąż szukamy odpowiedzi. Nie odpowie nam na nie sam Miczek – jeszcze przed publikacją tego artykułu, wysłał redakcji wezwanie do zaprzestania kontaktowania się z nim i jego otoczeniem biznesowym.