– Widzimy rosnące zainteresowanie polskich firm ekspansją zagraniczną. To część szerszego zjawiska: nie chodzi tylko o to, że polska gospodarka się rozwija, ale wchodzimy też w nowy etap globalizacji 2.0, w której odtwarzają się szlaki handlowe i inwestycyjne – mówi Mikołaj Raczyński, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
Polityka Trumpa zachęca
Badanie przeprowadzone przez PFR wśród polskich firm pokazuje, że 49,4 proc. z nich planuje w ciągu kolejnych trzech lat rozszerzyć swoją działalność na nowe kraje. To wzrost o 23,6 pkt proc. względem poprzedniego badania z 2023 r. Choć na koniec 2024 r. aż 88 proc. polskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych ulokowanych było w Europie, to, jak wskazują przedstawiciele PFR, struktura geograficzna polskiego biznesu w świecie będzie się rozszerzać. Nasi przedsiębiorcy z dużym zainteresowaniem patrzą za ocean.
Zdaniem Raczyńskiego narzucone przez Donalda Trumpa nowe zasady współpracy gospodarczej Waszyngtonu ze światem będą działały na korzyść rodzimych firm. – Zawirowania geopolityczne nie zniechęcają polskich przedsiębiorców do współpracy z USA, a wręcz ich zachęcają. Cła sprawiają, że chińscy dostawcy są na gorszej pozycji niż polscy przedsiębiorcy, szczególnie ci wspierani własnymi fabrykami na miejscu w USA – wyjaśnia wiceprezes PFR.
W najbliższych miesiącach państwowy wehikuł inwestycyjny ma poinformować o dwóch-trzech dużych transakcjach na amerykańskim rynku. Jedna z nich, dotycząca wejścia na rynek USA firmy z branży metalowo-produkcyjnej, ma być ogłoszona w najbliższych dniach. Obecnie Ameryka Północna odpowiada za 4,4 proc. polskich bezpośrednich inwestycji zagranicznych.
Dobry moment
Badanie PFR wskazuje, że 61 proc. polskich firm wysoko lub bardzo wysoko ocenia potencjał inwestycyjny USA. Główny powód: ogromny rynek wewnętrzny. Dla 88 proc. przedsiębiorców zainteresowanych wyjściem poza Polskę to najważniejszy czynnik decydujący o kierunku ekspansji.
– Polskie firmy doceniają rynek amerykański, bo widzą w nim ogromny potencjał sprzedażowy. Ale to też rynek, który umożliwia dostęp do najnowszych technologii i – co może być zaskakujące – odbierany jest jako atrakcyjny pod kątem kosztów pracy na tle Europy Zachodniej – mówi Marek Buczak, dyrektor funduszu ekspansji zagranicznej w PFR TFI.
Andrzej Szmigiel z Business Centre Club nie ma wątpliwości, że polskie firmy są już gotowe na eksplorację tego trudnego, bo bardzo konkurencyjnego, rynku. – Każdy czas stwarza własne, korzystne uwarunkowania do prowadzenia biznesu. USA odcinają się teraz od importu z Azji, jednocześnie oferują zachęty i ulgi podatkowe dla firm, które chciałyby produkować na miejscu. Jeśli polskie firmy do tej pory tylko myślały o podjęciu rękawicy, to teraz jest najlepszy moment, by ten pierwszy krok za ocean wykonać – przekonuje ekspert BCC.
Dodaje, że przedsiębiorcy znad Wisły mogą zaskoczyć amerykańskich konsumentów i konkurentów wysoką jakością towarów, organizacją produkcji i umiejętnością korzystania z najnowszych technologii. Swoich nisz polskie marki powinny też szukać w sektorze usług, szczególnie technologicznych.
Jedno okienko
Jak pokazuje badanie PFR, tradycyjnie duże zainteresowanie naszych firm budzą też rynki bliskie geograficznie – przede wszystkim Niemcy, Czechy, Francja czy Rumunia. Na Europę Środkową i Wschodnią z zainteresowaniem patrzy 25 proc. polskich firm, na zachodnią 18 proc., a na Ukrainę 16 proc.
– Gospodarka niemiecka radzi sobie relatywnie słabo w ostatnich latach, ponosi koszty transformacji energetycznej. Aktywność funduszy typu private equity jest mniejsza, a w wielu niemieckich firmach rodzinnych brakuje sukcesorów. To sprawia, że polskie firmy dostrzegają duży potencjał akwizycyjny w Niemczech – podkreśla Buczak.
Od kilku miesięcy polskie firmy mogą korzystać ze wsparcia platformy Team Poland, która integruje w jednym miejscu sześć instytucji polskiego rozwoju. To podmioty odpowiedzialne za finansowanie, ubezpieczanie, doradzanie i promocję polskiego biznesu za granicą.
Przedstawiciel BCC chwali tę formę współpracy z biznesem. – Filozofia „jednego okienka” znacząco zwiększa możliwości wejścia na obce rynki, szczególnie małym firmom, które nie mają za sobą rozbudowanego zaplecza prawno-finansowego. Pozyskiwanie taniego kapitału oraz dostęp do ubezpieczeń urealnia plany ekspansji i sprawia, że te pierwsze kroki za granicą są pewniejsze i finansowo bezpieczniejsze – wskazuje Szmigiel.
Polskie bezpośrednie inwestycje za granicą w 2024 r. wyniosły 165 mld zł. Były o 7,1 mld zł większe niż rok wcześniej. ©℗
rozmowa
Dyplomacja gospodarcza wciąż kuleje
Od ponad 10 lat mamy zakłady produkcyjne we Francji i w Niemczech – głównie na potrzeby lokalnych branż automotive. Oba zakłady otwieraliśmy własnymi siłami, bez wsparcia narzędzi publicznych, co oczywiście było bardzo wymagającym przedsięwzięciem. Ponad dekadę temu tak szeroka oferta, jaką dziś mamy w ramach Team Poland czy poszczególnych agend państwowych, nie była dostępna. Działaliśmy więc na własną rękę, co wymagało dużo determinacji, zasobów ludzkich i finansowych. Weszliśmy także do Meksyku, mając na względzie potrzeby lokalnej produkcji dla branży automotive w Ameryce Północnej. Nasze wejście do Finlandii i mocniejsza dywersyfikacja w asortymencie przemysłowym sprzedawanym globalnie to już inna historia. To nasze największe dotychczasowe przejęcie.
Pod koniec 2024 r. zawarliśmy z Funduszem Ekspansji Zagranicznej, działającym w ramach PFR TFI, umowę na wykupienie 30 proc. udziałów w naszej nowo nabytej fińskiej spółce Teknikum. Dzięki temu, utrzymując nadal kontrolę nad Teknikum, uwolniliśmy gotówkę i mogliśmy śmiało spoglądać w kierunku kolejnych akwizycji, także tych o większej skali. Przyglądamy się kolejnym podmiotom w Europie, mamy na stole konkretne opcje akwizycyjne, które pewnie nie byłyby możliwe, gdyby nie współpraca z PFR przy przejmowaniu spółki w Finlandii.
Przede wszystkim mamy niestety bardzo słabo rozwiniętą dyplomację gospodarczą. Wciąż dużo pracy przed nami w tym obszarze. Mówię to na bazie wieloletnich obserwacji tego, jak inne kraje wspierają swoje firmy na arenie międzynarodowej, np. przy pozyskiwaniu kontraktów zagranicznych. Papierkiem lakmusowym będzie Ukraina – my jesteśmy na tym rynku od wielu lat, mamy doświadczenie i nawiązane kontakty, ale wiele polskich firm będzie tam stawiać pierwsze biznesowe kroki. Liczą na wsparcie polityczne i byłoby wskazane, żeby działania dyplomatyczne wspierały, a przynajmniej nie przeszkadzały, biznesowi. Inna sprawa, że liczba polskich firm chętnych do udziału w odbudowie Ukrainy jest tak ogromna, że tortu dla wszystkich może nie wystarczyć. Niemniej kraje zachodniej Europy czy USA pokazują, jak dyplomacja gospodarcza może zwiększać wartość kontraktów dla firm z danego kraju. ©℗