Z 735,5 tys. do 725,9 tys. spadła liczba nauczycieli w Polsce w 2025 r. w porównaniu z rokiem poprzednim. Ale to nie wszystko. Jak wynika z analizy Roberta Górniaka, nauczyciela i wicedyrektora niepublicznej szkoły podstawowej, szczególnie niepokojąca jest malejąca liczba pedagogów poniżej 30. r.ż. – w ciągu roku ubyło ich aż 5 tys. Tymczasem grupa nauczycieli w wieku 61+ powiększyła się o ponad 7,5 tys.
Szkoły - znikają młodzi, przybywa seniorów
Warto też zauważyć, że rok szkolny trwa, a szkoły wciąż szukają nauczycieli – w banku ofert pracy widnieje ponad 8,8 tys. ogłoszeń. Choć kilka lat temu zmieniono system kształcenia nauczycieli, zakładając, że przyniesie on napływ nowych kadr, oczekiwanego wzrostu w najmłodszych grupach wiekowych nie widać.
– To miał być rok, w którym pojawią się absolwenci pięcioletnich, zreformowanych studiów nauczycielskich. Skoro się nie pojawili, to znaczy, że tych młodych po prostu nie ma – nie wybierają studiów nauczycielskich – uważa Górniak.
Zaznacza, że sama różnica rzędu 10 tys. etatów nie musi być alarmująca, ponieważ statystyki bywają nieprecyzyjne (nauczyciele pracujący w kilku szkołach są często liczeni więcej niż raz). – Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy okazuje się, że z systemu odchodzą nie emeryci, a młodzi nauczyciele. To już nie jest chwilowe wahanie, ale sygnał poważniejszego kryzysu – wskazuje.
Gdzie są młodzi nauczyciele?
Ale dlaczego młodzi nie są zainteresowani pracą w oświacie? – W ciągu pierwszych pięciu lat pracy połowa nauczycieli rezygnuje z zawodu. To młodzi, dobrze wykształceni ludzie, którzy są słabo wynagradzani, nie mają wsparcia i szybko się wypalają – mówi Bartek Rosiak, nauczyciel znany jako najmłodszy pedagog w Polsce (uczyć zaczął w wieku 21 lat). I zastrzega, że istnieje wiele alternatywnych, bardziej perspektywicznych ścieżek kariery – lepiej płatnych, bardziej elastycznych i z większym prestiżem.
W podobnym tonie sprawę komentuje Katarzyna Nabrdalik, prezes Fundacji Teach for Poland. – Nie bez znaczenia jest też atmosfera panująca w szkołach. Coraz częściej mówi się o przypadkach mobbingu, braku wsparcia ze strony dyrekcji, czy napiętych relacjach w gronie pedagogicznym – zaznacza.
„Prestiż” zawodu nauczyciele bez pokrycia?
Kierownictwo MEN niezmiennie podkreśla, że prowadzi działania mające na celu zachęcenie młodych ludzi do wyboru zawodu nauczyciela. Ale czy za deklaracjami resortu idą konkretne zmiany?
– Nie ma żadnych zachęt dla absolwentów, by wybierali specjalizację nauczycielską. Dorzucenie kilku złotych nie rozwiąże problemu. System awansu zawodowego jest przestarzały i nie nagradza tych, którzy się wyróżniają – każdy idzie tą samą ścieżką, niezależnie od zaangażowania czy efektów. To demotywujące – podkreśla Rosiak.
Jak dodaje, system edukacji nie uwzględnia specyfiki i oczekiwań nowego pokolenia wchodzącego do zawodu nauczyciela.
– Jeśli elastyczne korporacje mają trudność z pracownikami z pokolenia Z, to co dopiero mówić o systemie oświaty, który wciąż działa według starych schematów – zaznacza.
Z opinią zgadza się dr Iga Kazimierczyk, badaczka oświaty związana z Uczelnią Korczaka. – Połączenie niskich pensji z ciągłym mówieniem o prestiżu zawodu to mieszanka śmiercionośna. Młodzi tego nie kupują. Prestiż bez godnego wynagrodzenia to pusty frazes – komentuje.
– Minister często mówi o podnoszeniu prestiżu zawodu nauczyciela, ale za słowami nie idą konkretne działania. Zamiast stabilizacji mamy chaos – zamieszanie wokół prac domowych, wycofywane zapowiedzi, niejasności w zmianach programowych. To wszystko budzi niepewność, a nie zachęca do wejścia do zawodu – wtóruje Górniak.
Co mogłoby zadziałać, by młodzi chcieli pracowac w szkołach?
Jednocześnie podkreśla, że opieranie szkoły na emerytowanych nauczycielach oznacza dużą niestabilność. – To osoby, które mogą odejść w dowolnym momencie – nawet w środku roku. A każda taka zmiana to zakłócenie ciągłości nauczania i dezorientacja uczniów – mówi. – Szkoła potrzebuje świeżości i równowagi pokoleniowej, nie dominacji jednej grupy wiekowej – dodaje.
Doktor Kazimierczyk podkreśla, że problemu wakatów w oświacie nie rozwiąże niż demograficzny. – Już dziś nauczyciele pracują średnio cztery godziny ponadwymiarowe. Jeśli nie zainwestujemy w kadry, nie będzie czasu na wdrażanie reform, choćby tych dotyczących oceniania czy wzmacniania sprawczości uczniów – mówi. – Bez realnych inwestycji w oświatę czeka nas ucieczka do sektora prywatnego i edukacji domowej. Ci, których będzie stać, odejdą z systemu. A ten, z każdym rokiem, będzie coraz uboższy jako publiczna usługa państwa – dodaje.
Co należałoby zmienić, aby praca nauczyciela stała się bardziej atrakcyjna dla młodych osób? – Przede wszystkim trzeba odejść od doraźnych rozwiązań i spojrzeć na ten zawód strategicznie – jako kluczowy dla przyszłości kraju – przekonuje Nabrdalik. – Możemy inspirować się przykładami takich krajów jak Finlandia, Estonia czy Dania – państw, które od lat stawiają na edukację jako priorytet narodowy i jednocześnie z większym powodzeniem przyciągają młodych ludzi do zawodu nauczyciela. Wspólnym mianownikiem tych systemów są nie tyle spektakularne innowacje, co fundamentalne warunki: godne wynagrodzenie, szacunek społeczny, autonomia zawodowa i dobre środowisko pracy – dodaje. ©℗