Premier Turcji Binali Yildirim poinformował w sobotę dziennikarzy w Ankarze, że sytuacja w kraju po próbie wojskowego przewrotu jest "całkowicie pod kontrolą". Dodał, że zginęło w niej 161 osób, a 1440 zostało rannych.

Podkreślił, że dane te dotyczą sił lojalnych wobec władz i cywilów.

Według premiera wśród puczystów śmierć poniosło około 20 osób, a 30 zostało rannych.

Wcześniej tymczasowy szef sztabu generał Umit Dundar podał, że w starciach zginęło 190 osób, w tym 104 puczystów.

Poinformował też, że zatrzymano 2839 wojskowych biorących udział w próbie zamachu stanu. Są wśród nich zarówno zwykli żołnierze, jak i oficerowie wysokiej rangi. "Zostaną oni ukarani, tak jak na to zasługują" - dodał.

Premier poinformował, że członkowie tzw. równoległej struktury (tak rząd nazywa swych przeciwników, zwolenników mieszkającego w USA od 1999 roku islamskiego duchownego Fethullaha Gulena, oskarżonego przez władze w Ankarze o organizację przewrotu) są już w rękach tureckiego wymiaru sprawiedliwości.

Wyraził opinię, że każdy kraj, który stoi za Gulenem, nie może być przyjacielem Turcji.

"Gulen to przywódca organizacji terrorystycznej. Jeśli jakiś kraj ukrywa terrorystę, to kraj ten nie jest przyjacielem Turcji" - powiedział turecki premier, nie wymieniając USA, sojusznika Ankary w ramach NATO.

Próbę zamachu nazwał "ciemną plamą na tureckiej demokracji" i zaapelował do Turków, aby wyszli w sobotę wieczorem na główne place miast z flagami.