Mamy do czynienia z poważną zmianą na tureckiej scenie politycznej - ocenia Balcer. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, ze względu na swoją konfrontacyjną politykę straciła zdolność koalicyjną i będzie jej niezmiernie trudno znaleźć partnera. Jeszcze przed wyborami wymieniano jako ich potencjalnych sojuszników partię Kurdów, ale po sukcesie jaki odnieśli wiedzą oni, że jeśli chcą zwiększać swoje poparcie to taka koalicja im się nie opłaci - dodaje ekspert.

Balcer dopuszcza zarówno możliwość utworzenia mniejszościowego rządu Partii Sprawiedliwości i Rozwoju przy poparciu Kurdów, jak i sojuszu mniejszych partii. Ekspert wątpi jednak w szeroki sojusz wszystkich mniejszych ugrupowań przeciwko AKP, choć i takiego rozwiązania nie wyklucza. Możliwe jest również, że nie uda się utworzyć rządu i Turcję czekają wkrótce kolejne wybory, ale co paradoksalne - Turcja potrzebuje obecnie tej niestabilności - uważa ekspert. Ostatnie lata to stagnacja, skręcanie państwa w stronę autorytaryzmu i upodabnianie się prezydenta do Władimira Putina. Ostatnie wybory udowodniły, że Turcja nie jest Rosją - podsumowuje Balcer.

Jak wynika z danych uzyskanych po przeliczeniu ponad 80 procent głosów Partia Sprawiedliwości i Rozwoju uzyskała 41-procentowe poparcie, opozycyjna Republikańska Partia Ludowa uzyskała 25 procent, nacjonalistyczna MHP - 16 procent a sojusz Kurdów i partii lewicowych 11 procent głosów.