Lider opozycyjnej Partii Pracy Ed Miliband udał się do kolebki brytyjskiego przemysłu - Manchesteru - i przedstawił tam dylemat wyborczy w kategoriach sprawiedliwości społecznej: "To wybór między planem Konserwatystów, w którym sukces odnoszą nieliczni na szczycie, a planem Labourzystów, w którym najważniejsi są ludzie pracy". Milibandowi odpowiedział w Londynie konserwatywny kanclerz skarbu George Osborne: "Brytyjskie społeczeństwo ma jasny wybór - zdążać ku mocnej gospodarce z kompetentną ekipą czy wybrać chaos - ponad 20 miliardów funtów obietnic bez pokrycia, jakie oferuje konkurencja".
Labourzyści żachnęli się, że rzetelność ich rachunków potwierdził niezależny Instytut Studiów Fiskalnych. Ale wicedyrektor Instytutu Carl Emerson sprostował: "Żadna z trzech głównych partii nie przedstawiła szczegółów swego programu koniecznej naprawy brytyjskich finansów".
Brytyjski elektorat musi więc nadal polegać na wyczuciu i instynktownych sympatiach, a nie konkretach, co oficjalnie potwierdzili naukowcy.