Po 12 latach zakończyły się rządy Binjamina Netanjahu. W utrzymaniu władzy nie pomogły mu metody stosowane przez Donalda Trumpa.

We wczorajszym głosowaniu posłowie Knesetu opowiedzieli się za udzieleniem wotum zaufania nowemu rządowi. Tym samym premierem Izraela został szef prawicowej Jaminy Naftali Bennett. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy uda się zebrać odpowiednią większość.
Netanjahu walczył do końca. Największe nadzieje pokładał w kilku posłach koalicyjnych ugrupowań, których chciał przekonać do porzucenia sojuszu. W czwartek zaproponował, że ustąpi ze stanowiska premiera, przekazując na trzy lata władzę swojemu byłemu koalicjantowi, szefowi partii Niebiesko-Białych Beniemu Gancowi. Jego zespół zaproszenie jednak odrzucił.
Intensywne działania podejmowali także zwolennicy Bibiego, protestując w ostatnich dniach przed domami posłów, którzy weszli do koalicji. Demonstracje stały się do tego stopnia niebezpieczne, że kilku członkom nowej administracji przydzielono ochronę. Część otrzymała także listy z pogróżkami. Według władz koalicyjnej partii Nasz Dom Izrael niektóre z nich zawierały groźby morderstwa.
Izraelczycy wydarzenia te porównali do gniewu, jaki ogarnął w styczniu wyborców Donalda Trumpa i doprowadził do niebezpiecznych zamieszek na Kapitolu. Analogii do ostatnich wyborów w Stanach Zjednoczonych jest zresztą więcej. Netanjahu zaprzeczał, jakoby wraz ze swoim najbliższym otoczeniem nawoływał do przemocy. Twierdzi jednak, że padł ofiarą największego oszustwa wyborczego w historii. „Bennett przejął głosy z prawej strony (sceny politycznej – red.) i przesunął je na lewą, co jest całkowicie sprzeczne z jego poprzednimi obietnicami. Jeśli to nie jest oszustwo, nie wiem, co nim jest” – pisał na Twitterze.
Beni Ganc przypomniał, że w 1995 r. podobny wybuch nienawiści doprowadził do zabójstwa ówczesnego premiera Izraela Icchaka Rabina przez prawicowego ekstremistę. Lider Niebiesko -Białych ubolewał, że kraj nie wyciągnął wniosków z tamtej tragedii.
Utrzymanie władzy to niejedyny powód, dla którego Bibi podejmował desperackie próby zerwania sojuszu swoich przeciwników. – Netanjahu pogrążył cały kraj w chaosie i podżegał do przemocy, aby uniknąć zbliżającego się procesu – powiedziała w rozmowie z DGP Ghaida Rinawie Zoabi, posłanka do Knesetu z ramienia lewicowej partii Merec, która także weszła do nowej koalicji.
Na 71-letnim polityku ciążą oskarżenia korupcyjne dotyczące oszustw, przekupstwa i naruszenia zaufania. Przechodząc do opozycji, mógłby zostać pozbawiony immunitetu. Tylko dzięki niemu pozostawał dotychczas bezkarny.
Chcąc zapobiec powtórzeniu się takiej sytuacji, zawarte między partiami koalicyjnymi porozumienia sugerują, że nowy rząd mógłby wprowadzić przepisy, które ograniczyłyby kadencję każdego premiera do ośmiu lat. Uniemożliwiłyby więc Netanjahu ponowne ubieganie się o urząd.
Zdaniem posłanki Merecu, dla członków sojuszu jest to obecnie jedna z najważniejszych kwestii. – Ponad dekada łamania demokracji sprawiła, że teraz wszyscy opowiadamy się za przywróceniem demokratycznych norm i instytucji – mówi.
Na razie rząd będzie musiał się jednak zmierzyć z pilniejszymi problemami, które według konserwatywnego dziennika „The Jerusalem Post” w tym tygodniu zdominują izraelską scenę polityczną. Już dziś – mniej niż 24 godziny po zaprzysiężeniu – koalicjanci będą musieli porozumieć się w sprawach najbardziej ich dzielących, bo związanych z Palestyną. Według dziennika minister obrony Ganc jest bowiem gotowy do przeprowadzenia natychmiastowej ewakuacji izraelskich osadników z nielegalnego osiedla, które niedawno zostało zbudowane na północy Zachodniego Brzegu. Ruch ten może się jednak spotkać z opozycją premiera Bennetta, zwolennika aneksji terytoriów palestyńskich.
Podobnym wyzwaniem będzie zaplanowany na wtorek marsz flag, w którym co roku uczestniczą powiązani ze skrajną prawicą Izraelczycy. Pierwotnie miał się odbyć w maju, ale został odwołany ze względu na eskalację przemocy między Izraelem a Hamasem. Zoabi wie, że jej partia nie będzie w stanie zapobiec tym wydarzeniom. – Ale choć nasza koalicja prawdopodobnie nie ewakuuje izraelskich osadników z terytoriów Palestyny, przynajmniej nie dopuści do ich dalszej aneksji – przekonuje.