Nie można patrzeć na ręce tych, którzy podejmują finansowe decyzje
Prezydent, premier, ministrowie i posłowie ujawniają swoje oświadczenia majątkowe, ale „rzeczpospolita urzędnicza” już nie.
W nowoczesnym biurowcu Centrum Projektów Informatycznych miała miejsce największa afera łapówkarska w dotychczasowej historii. Jej były dyrektor Andrzej M. przyjął kilka milionów złotych łapówek od firm ubiegających się o kontrakty na cyfryzację administracji. Wydawałoby się, że instytucji, którą dziś nadzoruje Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, powinno wyjątkowo zależeć na przejrzystości. Nowa dyrektor Agnieszka Boboli przyszła z wolnego rynku, prowadzi postępowania przetargowe, w których udział biorą firmy, z którymi jeszcze niedawno współpracowała. Zapytaliśmy więc odpowiedzialne za jej pracę MAiC, dlaczego na stronach Biuletynu Informacji Publicznej brak jest jej oświadczenia majątkowego. – Oświadczenie pani dyrektor zostało złożone. Ale nie wyraziła zgody na jego upublicznienie – odpowiedział rzecznik prasowy resortu Artur Koziołek.
Taka sytuacja w administracji rządowej to norma. Na stronie resortu spraw wewnętrznych można prześledzić stan majątkowy szefa Jacka Cichockiego, jego zastępców oraz kierownictw nadzorowanych przez nich służb: policji, straży pożarnej, BOR-u czy Straży Granicznej. Ale już nie kluczowych urzędników w resorcie spraw wewnętrznych, w tym dyrektora generalnego Wojciecha Kijewskiego. Tymczasem właśnie przez tego urzędnika musi przejść niemal każda decyzja o wydaniu publicznych pieniędzy. I w ten sam sposób postępują dyrektorzy generalni innych resortów, np. finansów czy sprawiedliwości. Choć biorą udział w podejmowaniu najbardziej kosztownych decyzji – w przypadku resortu sprawiedliwości kontrowersyjnych zakupów kolejnych nieruchomości. – Sytuacja stoi na głowie, bo podejrzymy oświadczenie majątkowe dyrektora przedszkola, ale już nie dyrektora CPI. A przecież decydując się na karierę urzędniczą, powinniśmy wliczać w koszty niższe gwarancje prywatności – komentuje Grażyna Kopińska, kierująca programami przeciw korupcji w Fundacji Batorego.
Podobnie jest w przypadku Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. I tutaj jawność kończy się na podsekretarzach stanu. Sztandarowy przykład – Centrum Usług Wspólnych, które media nazywają „rządowym grouponem”. To instytucja, która organizuje centralne zakupy dla całej administracji, aby zyskać na zbijaniu marży u dostawców. Ale nie zobaczymy oświadczenia majątkowego szefa CUW Mateusza Matejewskiego. Nie zmusiła go też do ujawniania stanu majątkowego procedura, którą przeszedł, obejmując członkostwo rady nadzorczej holdingu nieruchomości publicznych o wartości 2,3 mld, czyli PHN SA.
Zgodnie z prawem wszyscy urzędnicy muszą składać oświadczenia majątkowe, niewielu ma jednak obowiązek je upubliczniać. Niektórzy sami to robią – np. wieloletni dyrektor strategicznego Centrum Personalizacji Dokumentów Przemysław Więcław. Już jego następca Mirosław Kochalski mianowany niedawno przez ministra Jacka Cichockiego nie zdecydował się na taki krok. – Złożył oświadczenie, ale jest ono niejawne – wyjaśnia rzecznik MSW Małgorzata Woźniak. W ocenie służb specjalnych, które korupcję ścigają, choć jawne oświadczenia majątkowe nie są gwarancją, że do korupcji nie dojdzie, to budują klimat przejrzystości. Tak jest w krajach skandynawskich, czy w Rumunii, gdzie oświadczenia urzędników są zgromadzone w jednym portalu.
Dyrektor CUW, czyli „rządowego groupona”, też nie podaje, ile zarabia