Prezydent USA Barack Obama potwierdził w niedzielę prawo Izraela do samoobrony w konflikcie z Hamasem w Strefie Gazy, zastrzegł jednak, że preferowałby rozwiązanie pozwalające na uniknięcie ofensywy wojsk lądowych.

"Żaden kraj na świecie nie tolerowałby rakiet wystrzeliwanych przeciwko jego obywatelom z zagranicy" - powiedział Obama na konferencji prasowej w Bangkoku, cytowany przez Reutersa. "Całkowicie popieramy prawo Izraela do samoobrony" - podkreślił prezydent USA, przebywający w Tajlandii w ramach pierwszej po swej reelekcji wizyty zagranicznej po krajach południowo-wschodniej Azji.

Obama zastrzegł, że początkiem każdej próby rozwiązania konfliktu musi być zaprzestanie ostrzału rakietowego terytorium Izraela. Odwiedzenie Izraela od ataku zależy od tego, czy przywódcom krajów bliskowschodnich uda się powstrzymać Hamas przed wystrzeliwaniem rakiet w kierunku Izraela.

Obama nie odpowiedział bezpośrednio na pytanie, czy Stany Zjednoczone zaakceptowałyby wejście wojsk lądowych do Strefy Gazy. Zaznaczył, że Waszyngton zabiega o rozwiązanie konfliktu bez dalszej eskalacji. W przypadku dalszego zaostrzenia sytuacji będzie jeszcze trudniej ponownie uruchomić proces pokojowy na Bliskim Wschodzie - wyjaśnił. "Zobaczmy, jakie postępy zostaną osiągnięte w ciągu najbliższych 24, 36 i 48 godzin" - dodał.

Zabicie przez izraelskie siły lotnicze w ub. środę jednego z dowódców wojskowych rządzącego Strefą Gazy radykalnego Hamasu, spowodowało eskalację napięcia i falę wzajemnych ataków. Palestyńczycy przeprowadzają ataki rakietowe na terytorium Izraela. Izrael atakuje Strefę Gazy z morza i powietrza. Od początku walk zginęło ok. 50 Palestyńczyków, w tym dziewięciu nieletnich, i trzech Izraelczyków.