Na spotkanie Polska – Anglia operator Stadionu Narodowego ułożył murawę o grubości 10 cm. Oszczędził 1,4 mln zł
Bajoro, jakie w wyniku deszczu utworzyło się na Stadionie Narodowym przed meczem, to konsekwencja oszczędności na murawie – uważają projektanci obiektu z firmy JSK Architekci. Winą obciążają jego zarządcę, czyli Narodowe Centrum Sportu. W powietrzu wisi zatem kolejny potężny spór prawny związany z inwestycją, która kosztowała ponad 2 mld zł.
– Podczas meczów Euro 2012 murawa na Narodowym miała grubość ponad 37 cm. Ta ułożona przed pojedynkami z RPA i Anglią niespełna 10 cm – wynika ze specjalnego oświadczenia wydanego wczoraj przez pracownię JSK Architekci, która zaprojektowała stadion. Projektanci potwierdzili tym samym tezę postawioną przez DGP w ubiegłym tygodniu, że gdyby murawa była właściwie przygotowana, mecz z Anglią odbyłby się pomimo niezamkniętego dachu i ulewy.
To jednak nie koniec rewelacji. – Nową murawę położono bezpośrednio na betonie. Przy okazji zasypano ziemią koryta, którymi miała spływać woda. W efekcie mieliśmy jezioro – wyjaśnia nam jedna z osób budujących obiekt.
Architekci zwracają uwagę, że w przypadku murawy, która spełnia specjalne normy piłkarskie (DIN 18035), sama warstwa drenażowa powinna mieć minimum 12 cm. – To ona pozwala murawie wchłonąć dużą ilość wody i szybko ją odprowadzać do systemu drenażowego – wyjaśnia Zbigniew Pszczulny z JSK Architekci.
Warstwy drenażowej na meczu z Anglikami nie było, bo zarządca stadionu usunął ją z płyty przed koncertem Madonny (1 sierpnia br.). – To samo stało się z około 40-cm warstwą wegetacyjną – wyjaśnia nasz rozmówca. Dopiero we wrześniu NCS ogłosił przetarg na nową murawę. Na wymogi, jakie miała ona spełniać, nie zgodził się dotychczasowy opiekun boiska na Narodowym. Odszedł z pracy. O co poszło? – Po meczu dostawca będzie mógł murawę zabrać. Gdy będzie potrzebna, użyjemy jej jeszcze raz – mówi Daria Kulińska z NCS.
Zarządca stadionu jest już w konflikcie zarówno z projektantami areny, jak i konsorcjum firm, które go wybudowały. Te ostatnie domagają się zapłaty dodatkowych 400 mln zł – tyle miało kosztować wprowadzenie ponad 19 tys. zmian w oryginalnym projekcie. Za przełożenie meczu starania o odszkodowanie od NCS zapowiedział również PZPN. Jutro premier Tusk ma ogłosić wyniki kontroli w NCS i Ministerstwie Sportu. Jaki będzie rachunek za kompromitację na międzynarodową skalę?