Blisko 300 tys. zł zarobi Mirosław Barszcz, społeczny doradca ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, na pomaganiu swojemu szefowi przy deregulowaniu zawodów – ustalił DGP. Barszcz zdobył zamówienie publiczne z wolnej ręki ogłoszone przez resort sprawiedliwości.
Ten znany doradca podatkowy, były wiceminister finansów i minister budownictwa w czasach rządów PiS, współpracuje z Jarosławem Gowinem od początku sprawowania przez niego urzędu. Według licznych i zgodnych relacji urzędników resortu jest postacią numer dwa.
– Nadał rozmachu i energii tej nieco skostniałej instytucji – przyznaje DGP jeden z doświadczonych dyrektorów.
Sam minister Gowin, prowadząc swoją batalię o likwidację barier w dostępie do licznych zawodów, opiera się właśnie na pomysłach Barszcza. Jednak, jak wynika z lektury ogłoszeń biuletynu zamówień publicznych, Barszcz nie jest zatrudniony na etat w resorcie. Przed tygodniem zdobył zamówienie publiczne na usługi doradzania ministrowi. Precyzyjny tytuł zamówienia brzmi: „świadczenie specjalistycznych usług prawniczych, w szczególności polegających na doradztwie ministrowi w zakresie przygotowania i realizacji projektu deregulacji dostępu do zawodów”. Zgodnie z zapisami doradca kontrakt ma wypełniać przez rok, a przewidziane wynagrodzenie to 265 tys. zł, czyli ok. 22 tys. zł miesięcznie. Z dokumentacji przetargowej wynika, że oferta Barszcza była jedyną złożoną w resorcie.
– Aż trudno uwierzyć, że doradca ministra zdobywa zamówienie publiczne ministerstwa. Nie przypominam sobie, abym korzystał z usług zewnętrznych prawników. To niezrozumiałe w przypadku Ministerstwa Sprawiedliwości – mówi były minister sprawiedliwości i znany mecenas Zbigniew Ćwiąkalski. Podobnych umów nie zawierano też w czasach poprzednika ministra Gowina, czyli Krzysztofa Kwiatkowskiego, a także za kadencji Zbigniewa Ziobry.
Co więcej, w tym przypadku zamówienie przekroczyło próg wartości, po którym istnieje konieczność organizowania przetargu. Resort powołał się jednak na artykuły ustawy o zamówieniach publicznych, które dopuszczają w wyjątkowych sytuacjach formułę z wolnej ręki. W uzasadnieniu wyboru trybu urzędnicy przywołali expose premiera Donalda Tuska: „jako jeden z priorytetów wskazał (premier – red.) deregulację dostępu do zawodów”. Jako kolejny argument uzasadniający brak przetargu użyty jest artykuł Jarosława Gowina z „Rzeczpospolitej”, w którym pisał: „Koszty uregulowania zawodów ponoszą nie tylko osoby, które chcą je wykonać, lecz wszyscy podatnicy. Zrzucamy się niemało na państwowe komisje egzaminacyjne i pensje urzędników”.
Jednak w przypadku etatowych doradców maksymalnym pułapem zarobków jest około 9 tys. zł, a dodatkowo muszą się oni poświęcić wyłącznie pracy na rzecz ministra. Sam Mirosław Barszcz nie będzie miał przeszkód prawnych, aby jego kancelaria obsługiwała dalej komercyjnych klientów. – Przez ostatnie miesiące moja praca dla ministra miała wymiar pracy społecznej, nie otrzymywałem wynagrodzenia – odpowiada sam Mirosław Barszcz. – Obecna umowa dotyczy fundamentalnych zadań stojących przed ministerstwem w zakresie deregulacji w wymiarze systemowym, który będzie obejmował między innymi kwestie związane z procesem legislacyjnym. Stworzenie tego rodzaju projektu to praca przynajmniej na rok i suma umowy, zresztą warunkowa (umowa może zostać w każdej chwili rozwiązana), stanowi moje wynagrodzenie – przekonuje.
Zapytany, czy sytuacja nie jest moralnie dwuznaczna i nie stwarza pola do nadużyć, odpowiada: – Dla wielu osób etat w administracji jest czymś bardzo pociągającym ze względu na stałość zatrudnienia i stabilizację. Ja doradzam obecnemu ministrowi i będę to robił jedynie do momentu, do którego będę przekonany, że to ma sens – mówi nam Barszcz. Ministerstwo Sprawiedliwości do momentu zamknięcia numeru nie odpowiedziało na nasze pytania.