Ministerstwo Sprawiedliwości wydało bowiem na nową siedzibę dla Sądu Okręgowego Warszawa-Praga 150 mln zł. Problem w tym, że urzędnicy nie mogą się do niej wprowadzić, bo mogłoby to grozić... katastrofą budowlaną.
Nowocześnie, szybko, sprawnie i wszystko w jednym miejscu – nowa siedziba sądu Warszawa-Praga miała przynieść korzyści wszystkim: i petentom, i pracownikom. A resortowi sprawiedliwości, który odpowiadał za transakcję, miała przysporzyć popularności i sympatii. – Jestem bardzo zadowolony z tej decyzji. Nareszcie praski sąd nie będzie rozproszony po różnych budynkach – mówił w 2010 r. na antenie TVN Warszawa ówczesny minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. Ale od tamtej pory nic się nie zmieniło – nowy budynek stoi pusty, a dokumenty, interesanci i sędziowie krążą między wydziałami i komórkami porozrzucanymi po kilku oddalonych od siebie starych obiektach. Co gorsza, nie wiadomo nawet, kiedy będzie przeprowadzka do nowego budynku. I czy w ogóle będzie możliwa, bo – jak twierdzą eksperci – jego stropy mogą nie wytrzymać ciężaru urzędników, petentów i akt. Jak to możliwe?
– Skanska SA, która miała przeprowadzić adaptację obiektu na potrzeby sądu, do tej pory nie przystąpiła do przebudowy. Firma uważa, że obiekt posiada poważne wady projektowe konstrukcji, w tym zagrażające bezpieczeństwu obiektu – wyjaśnia dyplomatycznie rzecznik resortu sprawiedliwości Patrycja Loose. Ale inny, proszący o zachowanie anonimowości, urzędnik nie bawi się w dyplomatę, tylko mówi wprost: „Budowlańcy uważają, że konstrukcja podłóg nie wytrzyma obciążenia sal sądowych i większego ruchu w klatkach schodowych. Według nich to wszystko grozi zawaleniem”.
Oryginalnie nowoczesny budynek na Pradze zaprojektowany został z myślą o pracownikach biurowych dwóch zbrojeniowych spółek – Radwaru i Bumaru. Pierwotnie to oni mieli zająć obiekt, ale ostatecznie firmy zdecydowały się go odsprzedać Ministerstwu Sprawiedliwości. – Decyzja o zakupie była poprzedzona opracowaniem koncepcji dostosowania nieruchomości do potrzeb sądu, wraz z opiniami rzeczoznawców. Była również opinia konstruktora w zakresie możliwości wykorzystania go na planowane cele – twierdzi Patrycja Loose. Problem w tym, że opracowania te przygotowywał... sprzedający, czyli kontrolowana przez Skarb Państwa spółka CNBEP Radwar SA.

Budynek sądu nie wytrzyma dużego obciążenia i grozi zawaleniem

– Kupno nowej siedziby dla praskiego sądu było koniecznością – broni się w rozmowie z DGP były minister Krzysztof Kwiatkowski. Przypomina, że nie zgodził się na wstępną propozycję Radwaru, który żądał za budynek 208 mln zł. Ostatecznie, po wielomiesięcznych negocjacjach i ekspertyzach rzeczoznawców majątkowych, w grudniu 2010 r. podpisano umowę sprzedaży o wartości 154 mln zł. Dzisiaj urzędnicy resortu mówią, że za nową siedzibą ostro lobbowali u ministra sami sędziowie. Ale były też inne formy nacisku. – Wówczas w złej kondycji finansowej znajdował się Radwar. Pieniądze były potrzebne firmie na funkcjonowanie – wyjaśnia nasz rozmówca.
Pytanie, jakie wyjście z sytuacji widzi teraz Ministerstwo Sprawiedliwości. – Radwar i Skanska licytowali się na ekspertyzy, dlatego my zleciliśmy opracowanie kompleksowej opinii renomowanej kancelarii prawnej – wyjaśnia Patrycja Loose. Prawnicy zaproponowali, aby Radwar (który w międzyczasie zmienił nazwę na Bumar Elektronika) i wykonawca adaptacji zawarli porozumienie i powołali wspólną komisję ekspertów.
Tym razem stanowisko ekspertów ma być niepodważalne. Gdy się pojawi, Bumar ma niezwłocznie zapłacić za usunięcie błędów konstrukcyjnych, a Skanska – natychmiast przystąpić do realizacji kontraktu na adaptację.
Na takie ustalenia trzeba było jednak czekać niemal dwa lata, co wzbudziło podejrzenia Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa. Z naszych informacji wynika, że komplet materiałów dotyczących transakcji wkrótce przekaże ona do prokuratury.