Przemiany ustrojowe w Egipcie są w niebezpieczeństwie: kraj zostanie niebawem bez parlamentu, wciąż nie ma konstytucji, a Najwyższa Rada Wojskowa rośnie w siłę. W obliczu nowych zagrożeń wyniki rozpoczynającej się w sobotę 2. tury wyborów prezydenckich tracą na znaczeniu.

W czwartek egipski Trybunał Konstytucyjny, o którego składzie zadecydował jeszcze obalony dyktator Hosni Mubarak, wydał dwa znaczące wyroki. Komentatorzy od razu oskarżyli Trybunał o działanie z pobudek politycznych.

W pierwszym wyroku Trybunał odrzucił prawo zakazujące ludziom poprzedniego reżimu udziału w życiu politycznym. Uznał je za niekonstytucyjne, bo dyskryminujące obywateli ze względu na zawód. Tym samym sąd potwierdził, że ostatni premier Mubaraka, uważany za kandydata armii Ahmed Szafik, może kandydować w wyborach.

Drugi wyrok ma znacznie poważniejsze konsekwencje: Trybunał zdecydował, że wybory parlamentarne, które skończyły się w styczniu, były niekonstytucyjne. Według ekspertów cytowanych w lokalnych mediach oznacza to, że parlament zostanie rozwiązany.

Wdrożenie wyroku sądu zależy teraz od władzy wykonawczej, którą od obalenia w lutym ubiegłego roku Mubaraka sprawuje armia. Dopóki Najwyższa Rada Wojskowa (NRW) nie poczyni kroków w tym kierunku, egipski parlament będzie dalej obradował.

Groźba rozwiązania parlamentu jest tym poważniejsza, że Egipt wciąż nie doczekał się konstytucji. W marcu i w czerwcu próba wybrania składu zgromadzenia konstytucyjnego nie powiodła się. Za każdym razem centrowi i lewicowi członkowie wycofywali się z udziału w zgromadzeniu, oskarżając Bractwo Muzułmańskie o próbę zawłaszczenia przez islamistów procesu tworzenia nowej konstytucji.

Jeśli parlament zostanie rozwiązany, pełną władzę przejmie NRW, co de facto oznacza powrót do sytuacji sprzed ponad roku, tuż po obaleniu Mubaraka. "Wiele osób uważa, że NRW wystawiła wczoraj rewolucji akt zgonu" - powiedział w rozmowie z PAP egipski bloger, dziennikarz Usema Diab.

Nieufność wobec NRW spotęgowało przywrócenie w tym tygodniu znienawidzonego przez Egipcjan prawa do aresztowania cywilów przez wojskową policję. Był to jeden z przepisów stanu wyjątkowego, który obowiązywał przez 31 lat, do końca maja tego roku.

Uczestnicy zeszłorocznej rewolucji odebrali tę decyzję jako kolejny policzek, obok uniewinnienia wielu policjantów uważanych za winnych śmierci demonstrantów.

Mimo że Mubarak i jego minister spraw wewnętrznych Habib al-Adli zostali skazani na dożywocie, "ten sam skład sędziowski uniewinnił czterech wysokich rangą urzędników MSW, w tym tych, którzy sprawowali bezpośrednie dowództwo nad siłami bezpieczeństwa podczas konfrontacji w styczniu 2011 roku, która zapoczątkowała egipskie powstanie" - napisał Joe Stork z Human Rights Watch. Dodał, że wyniki tych procesów są dowodem na bezkarność policji w Egipcie.

W przeddzień wyborów prezydenckich Egipt wciąż nie ma konstytucji, w uczciwość systemu sądownictwa nikt już nie wierzy, za chwilę nie będzie też parlamentu, a ktokolwiek wygra wybory prezydenckie, będzie prezydentem zaostrzającym polaryzację w kraju.

Diab, tak jak wielu lewicowych i prorewolucyjnych działaczy, zamierza bojkotować drugą turę wyborów prezydenckich. Ale inni będą głosować na kandydata Bractwa Muzułmańskiego Mohameda Mursiego, byle zmienić obecny status quo.

"Ta narzucona dychotomia zmusiła wiele osób do zajęcia stanowiska sprzecznego z ich wcześniejszymi poglądami. Wartości gubią się w procesie taktycznego głosowania. Ekstremistyczny Islamski Dżihad na przykład wsparł Szafika. A Ruch 6 Kwietnia, grupa, która powstała na fali walki o prawa pracownicze w 2008 roku, poparła Bractwo" - skomentował Diab.

Tak jak w innych krajach na Bliskim Wschodzie Egipcjanie skupiają się na piłkarskich mistrzostwach Europy. "To jest nasza odtrutka wobec tego, co się dzieje w polityce. Rewolucja jest zmęczona, może to jeszcze nie koniec, ale musimy złapać oddech" - mówi Diab.

O tym, że w obecnej sytuacji politycznej w Egipcie trudno jest cokolwiek przewidzieć, żartują wszyscy. Szczególnie Egipcjanie, którzy uważają, że mają najlepsze poczucie humoru w regionie. Diab mówi, że wobec nieprzewidywalnych sojuszy zawartych przed wyborami większość analityków politycznych pewnie przeszła na emeryturę i zajęła się grą w tawle (popularna w regionie gra planszowa). A jego następny artykuł będzie o euro - jako mechanizmie radzenia sobie z trudną rzeczywistością.