Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna ocenił w czwartek, że w mijającej VI kadencji Sejmu "sporo się udało", choć były to trudne lata, naznaczone przede wszystkim katastrofą smoleńską.

"To trudna kadencja, bo naznaczona przede wszystkim katastrofą smoleńską i tym wszystkim, co stało się po niej. Na pewno bardzo emocjonalna, jak powiedziałem, trudna, ale sporo rzeczy się udało" - podkreślił Schetyna podczas czwartkowej konferencji prasowej.

Jego zdaniem, udało się przyjąć "wiele ustaw, udało się zbudować takie elementarne porozumienie".

"Myślę, że Sejm następnej kadencji będzie jeszcze lepszy niż ten dzisiejszy, że pokazaliśmy, że możemy razem dobrze pracować, ale jak będzie, to już zależy od wyborców" - ocenił marszałek.

Wśród spraw, których nie udało się przeprowadzić w tej kadencji, Schetyna wymienił m.in. prezydencki projekt zmian w konstytucji ws. relacji Polski z UE.

"Nie udało się chociażby przyjąć (zmian-PAP) konstytucji, miałem nadzieję, że to będzie takim dobrym zwieńczeniem i podsumowaniem całej kadencji, bo zmienić konstytucję w konsensusie i przy pełnej akceptacji to byłoby to coś. Ale też nie można się poddawać i trzeba cały czas pracować" - mówił marszałek.

"Są różnice, więc będziemy musieli poczekać do następnej kadencji i wrócić do tych spraw"

Odnosząc się do projektu zmian w konstytucji ws. relacji Polski z UE, Schetyna podkreślił, że nie ma w tej sprawie opinii MSZ, ale też "nie ma konsensusu".

"Są różnice, więc będziemy musieli poczekać do następnej kadencji i wrócić do tych spraw" - powiedział marszałek.

Schetyna był też proszony o komentarz do środowej wypowiedzi premiera Donalda Tuska, który stwierdził, że jeśli PO nie wygra październikowych wyborów parlamentarnych, "nie powinna się ubiegać o tworzenie nowego rządu".

"Premier Tusk chce wygrać wybory i ja też, mamy absolutnie wspólne zdanie - wygrać wybory, a potem zobaczymy" - odpowiedział Schetyna. Dodał, że "wszystko zależy od wyniku wyborczego i matematyki sali sejmowej".

Dopytywany, o to, co stanie się, gdy powtórzy się sytuacja z 2005 roku, gdy nieznacznie wygrało PiS, marszałek odpowiedział: "prezydent będzie wskazywał i po konsultacjach będzie desygnował kandydatów na premiera, zobaczymy, mamy dużo czasu do wyborów, wszystko jeszcze się może zdarzyć".