Samorząd ze wszystkimi wadami i zaletami okazał się najbardziej stabilną częścią władzy w Polsce. Te wybory premiowały rządzących, bo fundusze unijne pozwoliły lokalnym liderom dotrzymać obietnic.
Nie było fajerwerków, spektakularnych przewrotów ani porażającej frekwencji. Trzecie w wolnej Polsce wybory na prezydentów, burmistrzów oraz wójtów większość z nich zostawiły na dotychczasowym stanowisku. Pozorna nuda i brak mobilizacji wyborców jak na ironię mogą być jednym z najlepszych prognostyków dla państwa. Polacy zadowoleni są ze stanu rzeczy w swoim mieście i gminie. Samorząd ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami okazuje się najbardziej stabilną częścią władzy w Polsce.
Kiedy Rafał Dutkiewicz rządził Wrocławiem, Wojciech Szczurek Gdynią, a Jacek Majchrowski Krakowem, w Polsce zmieniło się 5 premierów i 3 prezydentów RP. Cztery lata temu z 25 największych miast aż w 19 głosowanie oznaczało reelekcję sprawujących władzę. Tylko w trzech przypadkach urzędujący przywódcy przegrali z opozycją. – Podobnie jest niżej. Żeby przegrać wybory, trzeba się postarać – mówi politolog dr Jarosław Flis. W tych wyborach włodarze 300 gmin i miast nie mieli konkurencji.
Samorząd jest tą władzą, gdzie najsilniej widać związek między oddanymi przez nas głosami a podejmowanymi decyzjami. Tu trudno o manipulację i partyjne wykręcanie rąk. Ci, których dobrze zapamiętaliśmy, wygrywają. Niezależnie od licznych prób podważenia wiarygodności Grobelnego w Poznaniu czy Dutkiewicza we Wrocławiu.
Te wybory w sposób szczególny premiowały nestorów. Fundusze unijne pozwoliły lokalnym liderom dotrzymać obietnic. A nawet jak Hanna Gronkiewicz-Waltz w Warszawie nie otworzyła obiecanych mostów, to miała dziesiątki innych dróg czy stacji metra do pokazania. Kampanie wyborcze w każdej gminie otwierały i zamykały długie listy inwestycji. Z 68 mld euro przyznanych nam na lata 2007-2013 16 mld euro trafi do samorządów. Zakończyła się era, gdy największym osiągnięciem był wodociąg albo chodnik.
Zdaniem twórców reformy samorządowej Michała Kuleszy i Jerzego Regulskiego zagrożeniem dla funkcjonowania samorządów są partie. Przenoszenie sporów centralnych na poziom lokalny. Wywieranie presji na samorządy. Przekonał się o tym Dutkiewicz, kiedy zerwał współpracę z PO i próbował budować nową formację; nie otrzymał dotacji z budżetu na budowę sali koncertowej i nowego muzeum.
Według prof. Flisa obietnice szefów rządzących partii, że doprowadzą do ściślejszej współpracy administracji z samorządami, w dzisiejszych realiach mogą oznaczać zamach na niezależność lokalnych budżetów. Lepiej prowadzonych od centralnych, ale stanowiących łakomy kąsek dla polityków odpowiedzialnych za państwowy deficyt budżetowy. Jeżeli do tego dojdzie, to jedno jest pewne – następne wybory samorządowe nie będą nudne.