Ponad 6 mln złotych straciła policja na nieudanym kursie oficerskim zorganizowanym w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Prawdopodobnie nastąpił wyciek testów egzaminacyjnych i sprawą zajmie się prokurator. Winnym przecieku grożą trzy lata więzienia.
Awanturą zakończył się kurs na stopień oficera policji w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Według wykładowców policjanci ściągali na potęgę i teraz zajmie się nimi prokurator. Przyszli oficerowie odpowiadają, że wykładowcy mszczą się na nich za spotkanie z szefem policji, któremu opowiedzieli o nieprawidłowościach w szkole.
Stopień oficera to pierwszy krok do zrobienia kariery w policji. Od trzech lat o obsadzie niemal każdego kierowniczego stanowiska decydują konkursy, a wśród wymagań są stopień oficerski, wykształcenie wyższe, a często również dodatkowe studia – najlepiej z zarządzania. – Ale najtrudniej jest zdobyć te gwiazdki na pagonach – mówi policjant z Komendy Głównej Policji.

Poskarżyli się generałowi

Przynajmniej dwa kursy rocznie organizuje Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie. Dostać się na nie jest niezwykle trudno, a zgodę muszą wyrazić przełożeni policjanta.
– Ręka mi drży, choć wiem, że ktoś zasługuje na taką szansę. Dla mnie to oznacza, że pozbywam się dobrego pracownika na siedem miesięcy – mówi naczelnik pionu przestępczości ekonomicznej w jednej z komend wojewódzkich.
W kursie, który zakończył się na początku października, wzięło udział 220 policjantów z całego kraju. Przez siedem miesięcy mieszkali w kampusie w Szczytnie, zdawali egzaminy cząstkowe, aby dwa tygodnie temu podejść do końcowego.
– Na dwa dni przed egzaminami spotkaliśmy się z komendantem głównym Andrzejem Matejukiem. Bez oporów mówiliśmy, co się tu dzieje: że jesteśmy traktowani jak piąte koło u wozu, wykładowców interesują tylko studenci cywile, bo oni przynoszą szkole dochód – opowiada „DGP” jeden z policjantów.
Część postulatów studentów natychmiast została spełniona – np. zniknęły obowiązkowe warty.

Policjant to nie parkingowy

– Sprowadzały się do tego, że pilnowaliśmy wykładowcom aut na parkingu jak stróże – mówi nasz rozmówca. Potwierdza to komendant główny Andrzej Matejuk: – Zwróciłem się do komendanta-rektora o natychmiastowy koniec służb wartowniczych. To przecież doświadczeni policjanci i służby wartowniczej nie trzeba ich uczyć – mówi w rozmowie z „DGP” szef policji.
Dwa dni po spotkaniu rozpoczęły się złożone z dwóch etapów egzaminy. Najpierw test z wiedzy, następnie egzamin praktyczny przed komisją. – Mniej niż 10 procent zaliczyło cały egzamin! Cięli nas, aby się zemścić. Straciłem siedem miesięcy życia – mówi jeden z oblanych.



Według wykładowców, do których dotarliśmy, prawda o egzaminach jest bardziej skomplikowana. – Tu działy się cuda, będzie potrzebny prokurator, aby to wyjaśnić – mówi jeden z nich. Według tej relacji pytania do testu, choć napisane w Szczytnie, zostały jeszcze wysłane do biura kadr i szkolenia KGP. Wróciły poważnie zmienione.

A teraz poprawka

– Egzaminowanych podzieliliśmy na dwie grupy. Nie ingerowaliśmy w treść pytań, ale dla jednej grupy zmieniliśmy ich kolejność – ujawnia nasz rozmówca. Po sprawdzeniu prac okazało się, że grupa z niezmienioną kolejnością pytań zdała niemal w 90 procentach. I niemal 90 proc. zdających źle rozwiązało test w grupie ze zmienioną kolejnością pytań!
– To oznacza, że mieli wzór testu. Musiał wyciec z centrali policji. To przestępstwo i najpewniej zajmie się tym prokuratura – mówi wykładowca.
Największy odsiew miał jednak miejsce podczas praktycznego egzaminu – ostatecznie stopień oficerski uzyskało zaledwie 17 kandydatów.
– Chcę, by sytuacja została wyjaśniona w najdrobniejszych szczegółach. Wysłałem do Szczytna trzyosobową komisję, która ma mi przedstawić raport z wnioskami – deklaruje generał Matejuk.
Dla policji egzaminacyjna klapa to strata ponad 6 mln zł – wyszkolenie jednego oficera kosztuje 30 tys. zł. Ponadto przez siedem miesięcy kursanci nie pracowali, firma płaciła za ich jedzenie i pobyt podczas kursu. Teraz będzie pokrywać również koszty ich dojazdów na egzaminy poprawkowe.
Za ściągnięty test można iść siedzieć na trzy lata
Przeciek testu może się zakończyć postawieniem zarzutów z kodeksu karnego osobie, która się tego dopuściła. W zależności od stopnia klauzuli chroniącej ten dokument może to być kara grzywny bądź nawet kara trzech lat więzienia. Mówi o tym art. 266 par. 2: „Funkcjonariusz publiczny, który ujawnia osobie nieuprawnionej informację stanowiącą tajemnicę służbową lub informację, którą uzyskał w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a której ujawnienie może narazić na szkodę prawnie chroniony interes, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.ZIR