Kraje Unii zablokowały pomysł Francji, by podzielić Unię na państwa lepsze i gorsze. Nie będzie też wspólnego unijnego sekretariatu do zarządzania kryzysem w Eurolandzie.
Jeśli zacieśniona współpraca gospodarcza, to tylko taka, która dotyczy wszystkich państw aspirujących do euro – takie było stanowisko Polski. Rezultat wczorajszego, kryzysowego spotkania dla Polski jest pozytywny. – Sprawa Europy dwóch prędkości jest definitywnie zamknięta. Rozwiązanie jest po naszej myśli – komentował wczoraj w Brukseli Donald Tusk.
– Bardziej niż kiedykolwiek Niemcy i Francja są zdecydowane mówić jednym głosem, prowadzić taką samą politykę, dać Europie środki do osiągnięcia potrzebnych celów – przekonywał z kolei Sarkozy. Za rytualną deklaracją ukryta jest porażka Paryża, który lansował pomysł odcięcia się od peryferii i pogłębiania integracji w ramach ekskluzywnego klubu państw ze wspólną walutą.
Sarkozy w Brukseli zgodził się na niemiecki pomysł polegający na tym, że to przede wszystkim wzmocnienie kar za łamanie dyscypliny budżetowej pomoże przywrócić równowagę finansów publicznych. Poparł też pomysł Angeli Merkel, by odebrać prawo głosu w Radzie UE tym krajom, które chronicznie utrzymują nadmierny deficyt. To ustępstwo wiele go jednak nie kosztowało. W praktyce rozwiązanie może upaść, bo wymaga zmiany traktatu, na co raczej nie będzie zgody.

Berlin idzie na ustępstwa

Na czym polegały ustępstwa ze strony Niemiec? Berlin przystał na postulat opublikowania tzw. stress testów, czyli dogłębnych analiz kondycji europejskich banków. W ten sposób powstanie lista europejskich banków – swego rodzaju ranking wiarygodności. – Zaufanie do sektora bankowego jest dziś słabe. Tylko pełna jawność może to zmienić – komentuje w rozmowie z „DGP” Miechael Offer, rzecznik niemieckiego Ministerstwa Finansów. Takie rozwiązanie na pewno spodoba się Amerykanom. Barack Obama od dawna naciskał na Brukselę, aby tak jak w USA stress testy zostały przekazane do wiadomości publicznej.
Na zmianę stanowiska Berlina wpłynęła przede wszystkim sytuacja w Hiszpanii. Doniesienia o tym, że hiszpańskie banki mogą w każdej chwili stracić płynność, a Madryt będzie zmuszony prosić UE o setki miliardów euro, wstrząsnęły na początku tygodnia rynkami finansowymi. Wczoraj sytuację uspokoił nie tylko pokaz jedności przywódców Europy, ale także udana sprzedaż za 3,5 mld euro hiszpańskich euroobligacji: kurs euro do dolara nieco umocnił się do 1,24.
Angela Merkel zrobiła wczoraj także wszystko, aby przekonać najbardziej oporne kraje do nałożenia podatku od transakcji bankowych. Miałby on zasilać specjalny fundusz na pokrycie kosztów ewentualnych bankructw instytucji finansowych.

Brak kompromisu

Berlin na tym polu jest na razie bez sukcesów. Wczoraj pomysł krytykowali Włosi i Czesi. Oba kraje twierdzą, że ich banki nie popełniły tych samych błędów co brytyjskie czy hiszpańskie i nie powinny być w takim samym stopniu karane. Nie jest też jasne, jak miałyby zostać wykorzystane środki pobrane od banków. Francuzi i Brytyjczycy chcą, aby zasilały bieżące wydatki budżetowe. Niemcy wolą, aby pieniądze były odkładane na czarną godzinę.
Kolejne pole, na którym nie ma kompromisu, to wzajemne kontrole budżetowe. Wielka Brytania i Polska nie chcą, by ustawy budżetowe trafiały do Brukseli i tam były recenzowane.