Mówienie o dacie wyjścia z Afganistanu nie czyni z nas kiepskich sojuszników w NATO. Z uzasadnieniem celu operacji pod Hindukuszem coraz większy problem mają sami Amerykanie.
Ani nie udało im się zbudować w Afganistanie silnego państwa, ani stłumić pasztuńskiej rebelii. Nie udało się również przekupić talibów ani utworzyć armii, która za pieniądze NATO wygrałaby wojnę domową. Bez sukcesów są również doskonale znający jeszcze z XIX wieku Afganistan Brytyjczycy. Produkcja heroiny w ich prowincji jest nawet większa niż za czasów talibów. Sam premier David Cameron i najważniejszy sojusznik Waszyngtonu daje do zrozumienia, że ma coraz mniej zapału do wojny. Podobnie Niemcy, Holendrzy, Kanadyjczycy.
Dobrze, że w końcu przerwano poprawność polityczną, w myśl której Afganistan to wojna bez końca. Im wcześniej to zrozumiemy, tym szybciej pojawi się odpowiedź, jak odpowiedzialnie zakończyć wyprawę. Dobrze by było, gdyby polski kontyngent nie był tym, który jako ostatni gasi światło.