Szef komisji SZ rosyjskiej Dumy Konstantin Kosaczow ocenił dziś w Warszawie, że rozmieszczenie w Polsce baterii rakiet Patriot jest niepotrzebne. Skrytykował też list rosyjskich dysydentów, w którym napisali, że Rosja nie jest zainteresowana wyjaśnieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Andrzej Halicki (PO) poinformował z kolei na wspólnej konferencji prasowej z Kosaczowem, że wyślą wspólny list do szefów komisji SZ parlamentów UE w sprawie małego ruchu granicznego z Obwodem Kaliningradzkim.

Komisje SZ Polski i Rosji podczas wspólnego spotkania w Warszawie uzgodniły również, że parlamenty mogą pomóc w utworzeniu ośrodków pamięci w obu krajach (tematem tym zajmuje się już polsko-rosyjska grupa ds. trudnych).

Komisje mają także wspólnie wywierać nacisk na rządy Polski i Rosji, aby zostały przyjęte ustawy dotyczące ochrony inwestycji. Umówiono się też, że będzie utworzona parlamentarna "gorąca linia", która będzie się zajmować problemami współpracy gospodarczo-handlowej i na bieżąco rozwiązywać pojawiające się problemy.

Godzinną konferencję prasową Halickiego i Kosaczowa zdominowały jednak tematy bieżące, m.in. umieszczenie w Polsce baterii antyrakiet Patriot. Baterie systemu obrony powietrznej Patriot mają do 2012 roku stacjonować w bazie w Morągu w wersji ćwiczebnej, później przewiduje się pobyt baterii z rakietami bojowymi.

"Jeżeli na szczeblu najwyższych urzędników państwowych mówimy o tym, że nie odczuwamy zagrożenia w stosunku do siebie, że nie postrzegamy siebie jako wrogów, to zarówno ze strony Rosji, a także NATO należy przyjąć pozycję, że te rakiety nie są potrzebne na terenie Polski" - podkreślił Kosaczow, odpowiadając na pytanie o stanowisko Rosji wobec umieszczenia w Polsce rakiet Patriot.

"To strona polska zdecydowała, iż rakiety zostaną umieszczone w Morągu"

Szef rosyjskiej komisji zaznaczył, że Rosjanie uzyskali informacje od Amerykanów, że to strona polska zdecydowała, iż rakiety zostaną umieszczone w Morągu, blisko granicy z Obwodem Kaliningradzkim, czyli Rosją. Kosaczow dodał, że zna charakterystyki techniczne takich kompleksów Patriot i wie, że są one skierowane głównie na rakiety małego i średniego, a nie dużego zasięgu.

"Bardzo mi trudno jest sobie wyobrazić, że te urządzenia będą służyć do obrony Polski przed rakietami północnokoreańskimi średniego i małego zasięgu, bo takie rakiety po prostu do Polski nie dolecą" - stwierdził rosyjski polityk. Poinformował, że strona rosyjska zadała pytania swoim partnerom w NATO, dlaczego akurat w Polsce zostały umieszczone te rakiety. Na początku była mowa, że rakiety będą umieszczone w okolicach Warszawy, Amerykanie proponowali swoim polskim kolegom, żeby były w rejonach zachodnich Polski, a wybór Morąga był wyborem polskim, a nie amerykańskim - opowiadał Kosaczow.

"Teraz kierujemy takie pytanie (ws. rakiet Patriot) do strony polskiej i oczekujemy obiektywnej i szczerej odpowiedzi" - powiedział.



Kosaczow powiedział, że strona rosyjska rozumie, że jest to dwustronne porozumienie polsko-amerykańskie. "USA i Polska są członkami NATO, dlatego współpraca w ramach tej organizacji, także współpraca bilateralna nie jest niczym dziwnym. Ale Rosja jako kraj, który bezpośrednio graniczy z NATO, czyli z Polską w Obwodzie Kaliningradzkim, może mieć swój punkt widzenia" - podkreślał rosyjski polityk.

Kosaczow był też pytany o list rosyjskich dysydentów - opublikowany we wtorek przez "Rzeczpospolitą" - w którym piszą m.in., że powstaje wrażenie, iż "władze rosyjskie nie są zainteresowane wyjaśnieniem wszystkich przyczyn katastrofy smoleńskiej", a władze polskie "faktycznie niczego nie domagają się od strony rosyjskiej" i "cierpliwie oczekują, aż z Moskwy nadejdą dawno obiecane im materiały".

Rosyjski polityk powiedział, że ze zdziwieniem dowiedział się o istnieniu takiego pisma. "Pięciu sygnatariuszy tego listu nie ma najmniejszego pojęcia o tym śledztwie i nie może go mieć, ponieważ śledztwo było do tej pory zamknięte. I nie mam żadnych wątpliwości, że jeżeli pojawiłby się jakikolwiek problem w śledztwie, to żaden z polskich uczestników tego śledztwa nie powstrzymałby się od ujawnienia takich problemów" - ocenił szef rosyjskiej komisji.

Poinformował, że specjalnie przed podróżą do Polski pytał rosyjskie służby i "kompetentne organy", czy pojawiały się jakiekolwiek pretensje ze strony polskiej dotyczące prowadzenia śledztwa w sprawie tragedii prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem 10 kwietnia. "Odpowiedź była jednoznaczna: "nie" - zaznaczył Kosaczow. "Dlatego ten list jest - według mnie - taką bardzo niedobrą próbą podpowiedzenia rządowi polskiemu, że coś jest nie tak i że stosunki polsko-rosyjskie z zasady nie mogą być dobre" - ocenił rosyjski polityk.

Z kolei Halicki poinformował o wspólnym liście z Kosaczowem, w którym zwrócą się do parlamentów UE o to, aby mały ruch graniczny objął cały Obwód Kaliningradzki. "Wymagałoby to specjalnego spojrzenia ze strony Komisji Europejskiej. Obwód jest specjalny, sytuacja jest specjalna i wymaga to - w naszym przekonaniu - takiego specjalnego, życzliwego podejścia ze strony wszystkich państw członkowskich" - przekonywał szef polskiej komisji.

Kosaczow zapowiedział, że będą kolejne spotkania komisji SZ Polski i Rosji. Do następnego - jak mówił - dojdzie być może jeszcze w tym roku, być może w Obwodzie Kaliningradzkim. Halicki powiedział, że przyjmuje zaproszenie strony rosyjskiej. Kosaczow podkreślił, że takie wspólne posiedzenia komisji SZ Rosjanie mają tylko z USA i Niemcami, a teraz z Polską.

Szef rosyjskiej komisji poinformował też o podjęciu decyzji na szczeblu parlamentarnym o pomocy w utworzeniu ośrodków pamięci w obu krajach. Jak przypomniał, takim tematem zajmowała się już wcześniej polsko-rosyjska Grupa ds. Trudnych. Kosaczow przyznał, że po raz pierwszy usłyszał, że jest jakikolwiek problem z tą inicjatywą. Jak mówił, wskazał na to dopiero w czwartek współprzewodniczący Grupy ze strony polskiej Adam D. Rotfeld. Także Halicki zapewnił, że inicjatywa ta może liczyć na "dodatkowe zainteresowanie i polityczne wsparcie" komisji SZ.

Dwa ośrodki pamięci w Polsce i Rosji miałyby zająć się m.in. osądem moralno-politycznym zbrodni katyńskiej, ułatwieniem dostępu do nieznanych archiwów w tej sprawie, upamiętnieniem ofiar, działalnością edukacyjną w duchu tolerancji i wzajemnego zrozumienia. 1 września 2009 r. w Sopocie premierzy Polski i Rosji poparli tę inicjatywę.

Z kolei w środę Stowarzyszenie Memoriał zaapelowało do prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, by zlecił prokuratorowi generalnemu Federacji Rosyjskiej skontrolowanie jakości śledztwa w sprawie Katynia, przeprowadzonego przez Główną Prokuraturę Wojskową (GPW). Pytany o to Kosaczow ocenił, że mamy do czynienia "z pozytywnym rozwojem sytuacji" w sprawie katyńskiej. "Jeżeli chodzi o apel Memoriału, to na pewno jest to dodatkowy impuls polityczny, ale mam wrażenie, że takie impulsy nie są potrzebne, ponieważ praca się posuwa. Niemniej jeżeli będziemy takie impulsy dostawać, to będziemy wnikliwie na nie patrzeć" - zapewnił.

Na koniec konferencji prasowej dziennikarz rosyjski zadając pytanie zarzucił niektórym polskim mediom, że ich relacje są rusofobiczne. Komentując to Halicki ocenił, że są to raczej marginalne sytuacje. Z kolei Kosaczow powiedział, że w Polsce są siły polityczne, które poczułyby ogromną ulgę, gdy można było stwierdzić, że to Rosja jest wszystkiemu winna. Ale - jak dodał - tak dzieje się w każdym kraju, także w Rosji. Jak zaznaczył, do zadań odpowiedzialnych polityków należy eliminowanie takich postaw.