Wielki karaluch, śmierć na szczudłach z grupą tańczących szkieletów, trumna z dyktaturą i morze kreatywnych plakatów – tak wygląda niedzielny protest Białorusinów w Mińsku.

Wielka kukła karalucha, nawiązująca do ludowego przezwiska białoruskiego prezydenta, spacerowała w niedzielę po ulicy Niemiga w centrum miasta. W innym miejscu swój performance urządzili tancerze na szczudłach, przebrani za śmierć i szkielety. Jeszcze inni ludzie w kondukcie żałobnym nieśli trumnę z napisem „Dyktatura”.

Wiele plakatów podczas niedzielnego protestu nawiązuje do 66. urodzin Alaksandra Łukaszenki, które ten obchodzi w niedzielę. „Uważaj, nie udław się wisienką” – napisano na rysunku z wielkim urodzinowym tortem.

„My na coś słodkiego! Wychodź, przyszliśmy na urodziny!” – krzyczą uczestnicy protestu, którzy podeszli na czele gigantycznej kolumny w okolice pałacu prezydenckiego.

Kilkanaście metrów przed nimi siły wojska i milicji zbudowały prawdziwe zasieki ze sprzętu do rozpędzania demonstracji, pojazdów wojskowych. Ustawiły się kordony milicjantów i żołnierzy.

Pomimo prób przerwania protestu na samym jego początku przy użyciu dużych sił OMON-u i zatrzymań (według MSW do godz. 16 zatrzymano 135 osób), uczestnicy marszu zdołali połączyć się w duże grupy, które zlały się w jedną gigantyczną kolumnę na Prospekcie Zwycięzców. Jej czoło zatrzymało się przed szpalerem żołnierzy przy pałacu prezydenckim.

Ludowa twórczość w czasie 22 dni protestu rozwija się aktywnie, a reporterzy starannie gromadzą zdjęcia plakatów z myślą o przyszłej wystawie.

„Musk, podaruj mu już tę rakietę” – to jeden z niedzielnych transparentów. Niektóre plakaty są apelami do innych prezydentów: „Wowa, przestań dzwonić do byłych!”

Niezmiennie negatywnymi bohaterami plakatów pozostają białoruscy funkcjonariusze, przede wszystkim z OMON-u, który zasłynął brutalnością i sadyzmem podczas pierwszych dni zatrzymań. „Bijemy kobiety i dzieci, bo takie z nas zuchy!” – napisał ktoś na plakacie z rysunkiem mężczyzn w czarnych maskach. „Nikt wam nie da!” – krzyczały do OMON-owców uczestniczki Marszu Kobiet w sobotę.

Rano w niedzielę kobiety w strojach narodowych urządziły happening, nawiązujący do ludowej tradycji – wyturlały dynie dla Alaksandra Ryhorawicza w kierunku budynku rządu ogrodzonego przez milicję. Oddzielna kwestia to będąca symbolem protestu białoruska biało-czerwono-biała flaga narodowa, którą Alaksandr Łukaszenka i inni przedstawiciele władz, powtarzając sowiecką narrację, nazywają „nazistowską” i flagą kolaborantów.

Biało-czerwono-białe flagi powiewają nad protestem, wielu uczestników dobiera stroje w tych kolorach. Flagi wiszą na balkonach, oknach, wzdłuż ścian budynków. Władze próbują flagi zdejmować, czasami wymaga to interwencji straży pożarnej. By zapobiec takim działaniom, na jednym 15-piętrowych domów mieszkańcy na całej jego wysokości „utkali” flagę z pojedynczych białych i czerwonych wstążek. W innym miejscu po prostu namalowali kilka biało-czerwono-białych flag biegnących od pierwszego do ostatniego piętra. „Teraz to już chyba tylko burzyć” – napisał jeden z popularnych blogerów. Białorusini pokazali, że potrafią zrobić flagę ze wszystkiego, w tym np. z ziemniaków. W niedzielę po tym, gdy z placu Październikowego wyjechały autozaki i OMON, ludzie utworzyli flagę z białych i czerwonych bloków, którymi wcześniej ogrodzony był teren.

Gdy protestujący w Mińsku podchodzili do pałacu prezydenckiego, z jednostki wojskowej w dzielnicy Uruczcza na północnym wschodzie miasta wyjechały wozy bojowe BMP. W znajdującym się naprzeciwko pałacu centrum handlowym rozpoczęła się ewakuacja.

W tym czasie nastawieni pokojowo demonstranci nie przestawali składać prezydentowi życzeń z okazji urodzin.