Najprawdopodobniej pozostaniemy głównym beneficjentem, chociaż możemy otrzymać mniej niż proponowane wcześniej 64 mld euro. Pieniądze mają też być wydatkowane pod większym rygorem.
Z kompromisową propozycją europejskiego budżetu wraz z pakietem naprawczym wyszedł w piątek przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. Ma ona być ukłonem w stronę krajów oszczędnych z północy Europy, dla których wersja zaproponowana wcześniej przez Komisję Europejską była zbyt hojna. Nowa oferta nie zakłada zmniejszenia wielkości wsparcia. Nadal jest to 750 mld euro, co łącznie z siedmioletnim budżetem daje ponad 1,8 bln euro. Zmieniają się natomiast zasady, na jakich pieniądze będą mogły być wydawane. Warszawie miało przypaść najwięcej, zaraz po Rzymie i Madrycie. Teraz jednak trudno przewidzieć, ile dostaniemy.
Konrad Szymański, minister ds. europejskich, podkreśla, że Polska będzie należała do głównych beneficjentów.
– Nowe propozycje nie zmieniają tego obrazu. Próba porozumienia z krajami Północy wprowadza natomiast większy poziom nieprzewidywalności dla wszystkich państw członkowskich, ponieważ odwołuje się do rzeczywistości mierzonej latem 2022 r. – zauważa. Podkreśla, że nowa oferta wymaga doprecyzowania i poprawek. Propozycje w tej sprawie premier Mateusz Morawiecki przedstawi „bezpośrednio stolicom i przewodniczącemu Rady w tym tygodniu”.
Minister podkreśla, że w nowej ofercie pozytywne jest m.in. wyeliminowanie z porozumienia dalszego procedowania nad podatkiem klimatycznym, opartym na systemie handlu emisjami ETS, co dla Polski oznacza zaoszczędzenie ok. 7,5 mld euro. Nowe daniny mają być sposobem na spłacenie 750 mld euro, jakie zostaną przez KE zaciągnięte w formie kredytu.
Europoseł PO i sprawozdawca budżetu w europar lamencie Jan Olbrycht uważa, że nie powinniśmy się przywiązywać do 64 mld euro zaproponowanych przez KE. – Jest teraz w UE wyraźne żądanie, by pieniądze poszły tam, gdzie rzeczywiście mamy do czynienia z radykalnym spadkiem PKB – podkreśla. Jeśli kompromis Michela zostanie zaakceptowany, to wsparcie będzie uzależnione od tego, jak bardzo dotkliwe będą dla Polski skutki korona kryzysu – podkreśla.
A to przez zmianę kryteriów podziału środków przewidzianych w ramach funduszu odbudowy w wysokości 310 mld euro. KE zaproponowała, by przy podziale wzięto pod uwagę populację, PKB na mieszkańca i stopę bezrobocia za lata 2015–2019, co wywindowało pozycję Polski do czołówki krajów biorców. To spotkało się jednak z krytyką, dlatego Michel chce, by bezrobocie było brane pod uwagę przy rozdzielaniu 217 mld euro, a 93 mld euro zostały zamrożone do 2023 r. Przy ich podziale stopa bezrobocia będzie zastąpiona spadkiem PKB w latach 2021 i 2022 r.
Polska może też mieć utrudniony dostęp do pieniędzy na sprawiedliwą transformację. Tu przypada nam najwięcej, bo 8 mld euro bezzwrotnej pomocy. Inne kraje naciskały jednak, by Warszawa nie dostała tego wsparcia bezwarunkowo, ale wówczas gdy zobowiąże się do neutralności klimatycznej w 2050 r., czego jako jedyna stolica w UE do tej pory nie zrobiła.
Konrad Szymański podkreśla, że Polska nie podważa celu neutralności klimatycznej, kontrowersja dotyczy daty jej osiągnięcia. – Jeśli będzie właściwy poziom wsparcia, będziemy przedstawiali projekty, które mają duży potencjał redukcji emisji, ale nie szkodzą polskiej gospodarce – zaznaczył minister.
Istotne dla Polski zmiany dotyczą też mechanizmu „pieniądze za praworządność”. Nowa propozycja wskazuje na to, że nie będzie on miał takiej siły rażenia jak pierwotnie proponowała KE. O wiele więcej do powiedzenia w blokowaniu wypłat ze wspólnotowej kasy mają mieć przywódcy krajów członkowskich w Radzie Europejskiej. Wcześniej KE chciała, by jej wniosek był odrzucany przez RE większością kwalifikowaną. Oferta położona na stole przez Charlesa Michela mówi o przyjmowaniu go większością kwalifikowaną. To ważna zmiana, bo zgodnie z propozycją KE trzeba było większej mobilizacji, by odrzucić zablokowanie wypłat. Teraz większego wysiłku będzie wymagało ewentualne odcięcie od strumienia eurofunduszy.
Prztyczkiem w nos dla KE jest też propozycja, by to Rada dokonywała oceny narodowych planów naprawczych. Każda stolica zanim skorzysta ze wsparcia, będzie musiała pokazać dokładny plan, na co je wyda.– To ukłon w kierunku oszczędnych, którzy będą mieli większą kontrolę nad tym, na co pieniądze są przeznaczane – ocenia Jan Olbrycht. W UE jest presja, by negocjacje zakończyć jeszcze w lipcu. W piątek po raz pierwszy od wybuchu pandemii do Brukseli przyjadą przywódcy 27 państw, by dokończyć negocjacje.