Nie głosujcie na niego! To człowiek leniwy i niezbyt bystry – apeluje do Amerykanów anonimowy współpracownik prezydenta Stanów Zjednoczonych.
O bezimiennym autorze (lub autorce) książki „Ostrzeżenie” wiadomo tylko tyle, że jest wysokim rangą przedstawicielem administracji Trumpa. Czy wciąż pracuje na szczycie rządu federalnego – nie wiadomo. Woli pozostać w cieniu, bo – jak sam pisze – dzięki temu osoby, którym książka się nie spodoba, będą zmuszone krytykować ją samą, a nie tego, kto ją napisał.
Sam identyfikuje się jako członek grupy urzędników, która od początku kadencji starała się okiełznać charakter Trumpa i zapobiec podejmowaniu przez niego fatalnych decyzji. Przyznaje, że swego czasu był nawet entuzjastą prezydenta. Bliska współpraca z nim okazała się jednak pasmem rozczarowań. Dziś twórca „Ostrzeżenia” jest przekonany, że Donald Trump nie nadaje się na lokatora Białego Domu.
Przede wszystkim autor nie ma najlepszego zdania o kompetencjach poznawczych prezydenta. Pisze, że „poziom jego intelektualnego lenistwa jest porażający” oraz że trudno się z nim współpracuje, bo łatwo się rozprasza i irytuje, gubi wątki lub je myli i ma problem z przyswajaniem informacji.
Doskonałym przykładem mają być briefingi, czyli spotkania, na których prezydent otrzymuje wiedzę w pigułce na dany temat – często po to, aby później podjąć jakąś decyzję. Załoga Białego Domu szybko przekonała się, że nie ma po co przed briefingami wysyłać prezydentowi wielostronicowych opracowań. „Co to ku…a jest?!” – miał któregoś dnia zirytować się Trump, patrząc na leżący przed nim gruby dokument. „To tylko słowa. Mnóstwo słów, które nic nie znaczą!” – krzyczał.
Szybko zakazano też przynoszenia na briefingi krótszych podsumowań. Stanęło na tym, że jeśli ktoś już musiał przyjść z jakimiś papierami, to żeby była to wydrukowana prezentacja (tylko żeby nie miała zbyt dużo slajdów). Ponieważ nawet taka porcja wiedzy okazała się zbyt obfita, prezydenccy goście otrzymali instrukcję, aby przekaz ograniczyć do trzech punktów. A najlepiej do jednego i ciągle go powtarzać, zwłaszcza jeśli Trump w rozmowie odpływał w kierunku innych zagadnień.
Sposób przyswajania informacji paraliżuje zdaniem twórcy „Ostrzeżenia” proces decyzyjny w Białym Domu. – Umówmy się: jedna trzecia rzeczy, jakie chce zrobić prezydent, jest po prostu głupia. Jedna trzecia jest niemożliwa do wykonania, a jedna trzecia nielegalna – cytuje chwilę szczerości u jednego z ważniejszych przedstawicieli administracji autor.
Anonimowy urzędnik przekonuje też, że prezydent nie ma odpowiedniego charakteru do sprawowania swojego urzędu. „Donald Trump nadużyje każdej władzy, jaką będzie mieć” – uważa autor. „Nie ma takiej siły, która mogłaby go powstrzymać przed robieniem złych rzeczy”, konkluduje, za przykład podając próby zamknięcia śledztwa Roberta Muellera.
Jednocześnie Trump stara się te nadużycia ukryć. „Wiedzieliśmy, że zamierza zaordynować coś nieetycznego albo po prostu głupiego, jeśli zaczynał sprawdzać na spotkaniach, kto coś zapisuje” – wspomina autor. Przytacza sytuację, w której prezydent rzucił w stronę jednego z uczestników jakiegoś spotkania: „Co ty ku…a robisz? Notatki?” Kompletnie zbita z tropu osoba wymamrotała „przepraszam” i zamknęła kajecik.
To fatalny charakter ostatecznie sprawia, że z Trumpem nie da się pracować – o czym według autora świadczy fala odejść z administracji od początku kadencji. Z tego względu Trump nie mógł też znaleźć następcy dla swojego drugiego szefa kancelarii (od początku br. rolę „p.o.” pełni Mick Mulvaney, szef biura budżetowego Białego Domu). „Najpotężniejsza i najbardziej pożądana robota w całym Waszyngtonie nie może zostać obsadzona” – konkluduje anonimowy urzędnik.
Autor „Ostrzeżenia” zauważa, że charakter prezydenta determinuje też sposób, w jaki uprawia politykę zagraniczną. Trump nie lubi więc sytuacji, kiedy światło wszystkich reflektorów nie jest skierowane na niego oraz gdy w grupie większość stanowią osoby, które się z nim nie zgadzają. Stąd groteska szczytów G7 z udziałem Trumpa. Do publicznie znanych faktów – jak chociażby odwołanie z pokładu Air Force One poparcia dla deklaracji kończącej szczyt – twórca książki podaje zupełnie nowe.
Jak chociażby rozmowę z premierem Shinzo Abe, podczas której Trump wyrzucił japońskiemu liderowi, że nie musi borykać się z problemem nielegalnej migracji. „Mogę ci zaraz wysłać 25 mln Meksykanów i za rok nie będziesz premierem” – miał powiedzieć Trump. Powszechną wiedzą jest również, że lokator Białego Domu nie dogaduje się z kanclerz Niemiec – ale już nie to, że na szczycie G7 rzucił w nią cukierkiem „starburst”. „Trzymaj, Angela. Żebyś nie mówiła, że nic ode mnie nie dostajesz”.
Książka kończy się apelem, aby Amerykanie w przyszłym roku odsunęli Trumpa od władzy – nawet za cenę zwycięstwa demokratów. Impeachment autor postrzega jako niepotrzebnie pogłębiający podziały w kraju.