Władze rok temu zignorowały wątpliwości co do wyników wyborów parlamentarnych i doprowadziły do zaprzysiężenia rządu Iraklego Kobachidzego. Później parlament wybrał na prezydenta w podważanej przez opozycję procedurze piłkarza Micheila Kawelaszwilego, przedstawiciela prorosyjskiej partii satelickiej wobec rządzącego Gruzińskiego Marzenia (KO).
Liderzy opozycji z zarzutami
Od tej pory trwa festiwal zmian w prawie uniemożliwiających integrację europejską, która dla większości gruzińskich wyborców pozostaje deklarowanym głównym celem geopolitycznym, oraz fala represji. Różne zarzuty usłyszało dziewięcioro ważnych działaczy politycznych, w tym liderzy najważniejszych partii. Trojgu za rzekomy sabotaż i wsparcie wrogiego państwa grozi nawet 15 lat więzienia. Liczne ataki dotykają niezależne media. Władze szykują się do delegalizacji trzech ugrupowań, wykorzystując w tym celu oskarżenia o sprowokowanie rosyjskiego ataku w 2008 r. Sąd Konstytucyjny orzeknie w tej sprawie najpewniej już w 2026 r. W reakcji większość stronnictw zbojkotowała październikowe wybory lokalne, co pozwoliło KO ogłosić zdobycie w nich 82 proc. głosów.
Unia Europejska już nie dla Gruzji
O integracji europejskiej Gruzja może zapomnieć. Przed rokiem bezpośrednim powodem wyjścia na ulice była decyzja Kobachidzego, by zawiesić starania o przystąpienie do Unii Europejskiej. Kobachidze motywował ten krok niegotowością Gruzji do akcesji. Od tego czasu władze w Tbilisi podejmują kolejne decyzje oddalające kraj od perspektywy członkostwa. Jednym z ostatnich takich przykładów była zapowiedź reformy szkolnictwa, zakładającej m.in. opuszczenie tzw. procesu bolońskiego, w ramach którego były zbliżane modele kształcenia w państwach UE i aspirujących do niej. Gruzja ryzykuje też przywróceniem wiz do strefy Schengen. Uzasadnieniem dla takiego kroku byłoby nie tylko zaostrzenie relacji politycznych, ale i zagrożenie gruzińską przestępczością zorganizowaną.